Artykuły

Witkacy - "zborsuczony"

Teatr Mały wrócił - w reżyserii Jasia Sycza - do sztuki Witkiewicza "W małym dworku". Jest to Jeden najdawniej i najczęściej grywanych jego utworów. Oczywiście nie mają żadnego uzasadnienia analogie, snute przez pewnych krytyków, między tą sztuką a poetycko-psychologicznym dramatem Rittnera "W małym domku". Podobieństwo tytułów zawiodło na manowce.

Może natomiast sporo wyjaśnić data napisania sztuki: rok 1921. Modne były w tym czasie seanse spirytystyczne, wywoływania duchów. Stały się niemal "epidemią". Po wtóre - rozmawiano już o rozdwojeniu osobowości. Pisano nawet sztuki o podwójnym życiu sędziego-kryminalisty. Witkacy posłużył się tymi motywami, snując na ich tle swój komizm: zuchwały, prowokatorski, makabryczno-groteskowy. Zarazem próbował rozszerzyć perspektywy utworu, dając refleksję o istocie światów - ziemskiego i pozaziemskiego, o cienkości dzielących je granic, a więc i o dziwności istnienia, o której się nie śniło filozofom. Nie bez powodu motto z "Elektrycznych wizji" Tytusa Czyżewskiego, brzmi: "A teraz idę do czuciowej, do przepotężnej machiny rozumu".

Jan Sycz, reżyserując sztukę "W małym dworku" zachował, na pozór, literę utworu. Nawet rozszerzył akcję, dodając sceny między kucharką a chłopcem kuchennym. W gruncie rzeczy jest to jednak spłaszczenie sztuki, odwrócenie w niepożądanym kierunku.

Reszta została przekazana poprawnie. Niestety, ulotniła się część Witkacowskiej kpiny, już nie mówiąc o perspektywach filozoficznych. Śmiech rzadko się pojawia na sali, czasem - uśmiech, Błędem było, zapewne, przybranie pań w kostiumy secesyjne, co zrywa więzy z czasem Witkiewiczowi współczesnym i działa krępująco. Na ogół scenografia Małgorzaty Treutler jest jednak pomysłowa. Kumuluje trzy plany przestrzenne.

Są dobre role. Z przyjemnością oglądałem Witolda Pyrkosza jako zagubionego, komicznie bezradnego dzierżawcę małego majątku, dla którego "zborsuczenie" suk jest równie doniosłe, jak zdrada i śmierć ukochanej żony oraz jej spirytystyczny i powrót. Tak chyba należy interpretować Witkacego: klarownie, prosto, bez sztuczek. Druga udana rola, - to oficjalista Kozdroń w ujęciu Gustawa Krona, szkoda tylko, że kuszonego szarżą. (Granica jest tu skomplikowana, leci uchwytna). Marzena Trybałówna daje ciekawą grą mimiczną, jako widmo zapadające chwilami w tajemniczą obcość, czy "nieobecność". Paweł Galia tanimi sposobami deprecjonuje postać Kuzyna - poety. Nawet grafomanię można ośmieszyć subtelniej. Dobrze mówi jednak trudny monolog III aktu. Zupełnie zbędne wydały mi się szlochy i piski Aleksandry Ford-Sampolskiej jako pięknej Anety.

Może nie jest to najlepsza sztuka Witkacego. Ale odniosłem wrażenie, iż w obecnej inscenizacji pozbawiono ją soli i pieprzu. Posługując się językiem Witkiewicza, "W małym dworku" zostało niemal "zborsuczone". Stało się banalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji