Artykuły

Wrocław. NIK prześwietla szefa opery

Niemal 600 tys. zł zarobił w ubiegłym roku dyrektor Opery Wrocławskiej Marcin Nałęcz-Niesiołowski. NIK zarzuca mu, że większość pieniędzy zyskał dzięki umowom o dzieło, które podpisywał sam ze sobą.

Za pracę na stanowisku dyrektora Opery Wrocławskiej Nałęcz-Niesiołowski dostał w sumie 158 tys. zł brutto. Z kolei na autorskich umowach o dzieło za dyrygowanie spektaklami dorobił 439 tys. zł.

W czterech z nich "dyrektor podpisał się po stronie przewidzianej dla wykonawcy przy użyciu pieczęci dyrektora" - zauważa w opublikowanym wystąpieniu pokontrolnym Najwyższa Izba Kontroli. Wzięła pod lupę operę, sprawdzając wykorzystanie przez nią dotacji z budżetu państwa w 2017 r.

Jak wylicza NIK, Nałęcz-Niesiołowski dyrygował w ubiegłym roku w co trzecim wystawianym we Wrocławiu spektaklem, mimo że zatrudniał 15 dyrygentów.

W 2017 r. mogli jednak wziąć udział w maksymalnie w trzech dodatkowych przedstawieniach i uzyskać po 1,5 tys. zł za każde z nich. Taki zapis zdaniem NIK był w regulaminie wynagrodzeń pracowników opery. Takie ograniczenie nie dotyczyło dyrektora Nałęcza-Niesiołowskiego, który w 2017 r. dyrygował średnio sześcioma spektaklami w miesiącu, za co otrzymywał ok. 26 tys. zł dodatkowo. "Wobec stawek przewidzianych w regulaminie wynagrodzenia pracowników opery, stanowiło to równowartość zatrudnienia czterech dyrygentów na podstawie umowy o pracę" - stwierdza NIK. Kontrolerzy uznali umowy podpisywane przez dyrektora opery z samym sobą za działanie niegospodarne, naruszające także Kodeks pracy.

Dyrektor się nie zgadza

Według NIK Nałęcz-Niesiołowski, który jest jednocześnie dyrektorem generalnym i artystycznym opery, nie powinien w ogóle zawierać umów o dzieło i realizować ich w czasie, gdy pełni funkcję szefa instytucji. Taki konflikt interesów kontrolerzy zauważyli w spektaklach "Faust" i "Fidelio", kiedy Nałęcz-Niesiołowski był ich kierownikiem muzycznym oraz dyrygował orkiestrą. Robił to także podczas prób do nich w godz. od 10 do 14, kiedy służbowo pełnił funkcję dyrektora.

Czytaj także:

Nałęcz-Niesiołowski nie zgodził się ze stanowiskiem kontrolerów NIK i wysłał do prezesa Izby Krzysztofa Kwiatkowskiego zażalenie, podnosząc m.in. to, że NIK nie uwzględnił specyfiki instytucji, nie zasięgnął opinii biegłych, ekspertów z dziedziny muzyki, dyrygentury, organizacji widowisk z udziałem orkiestry.

- Te braki skutkują wadliwością wystąpienia pokontrolnego, które jest oparte na subiektywnym obrazie kontrolującego, bez żadnego odniesienia do podobnych działających jak Opera Wrocławska instytucji kultury - napisał Nałęcz-Niesiołowski.

Ponadprzeciętny poziom

Szef opery mówi, że powierzenie mu dyrygowania spektaklami "gwarantuje ponadprzeciętny poziom wydarzenia, czego oczekują widzowie", a czego nie można byłoby osiągnąć, korzystając z etatowych dyrygentów.

Zaznacza też, że: - W poprzednich latach, a nawet dekadzie, w Operze Wrocławskiej dyrygowali głównie dyrektor Ewa Michnik oraz dyrygent Tomasz Szreder - zauważa w rozmowie z nami Nałęcz-Niesiołowski i wylicza, że od rozpoczęcia przez niego pracy we Wrocławiu czyli od września 2016 r., za pulpitem dyrygenckim stanęli zapraszani z zewnątrz: Adam Banaszak, Jacek Boniecki, Piotr Borkowski, Franck Chastrusse, Jakub Chrenowicz, Maciej Figas, Przemysław Fiugajski, Jakub Klecker, Marta Kluczyńska, Matteo Pagliari, Paweł Przytocki, Tomasz Tokarczyk. I że niektórzy nawet wielokrotnie.

- Praktycznie we wszystkich teatrach operowych i filharmoniach w kraju na pełnych etatach dyrygenckich pozostają jedna lub dwie osoby i taka sama sytuacja ma miejsce w Operze Wrocławskiej. Reszta dyrygentów to artyści gościnni, zapraszani do współpracy - twierdzi Nałęcz-Niesiołowski.

Utrzymuje, że sytuacja w kierowanej przez niego instytucji nie jest wyjątkowa. I zauważa, że np. w Operze Nova w Bydgoszczy w 2017 r. dyrektor wziął udział w 58 spektaklach, choć zatrudnił dodatkowo czterech dyrygentów do 14 spektakli.

Nałęcz-Niesiołowski uważa, że jego praca na umowach o dzieło za 4 tys. zł jest znacznie tańsza, niż gdyby dyrygował gdzieś indziej. W Bydgoszczy płaci się dyrygentowi średnio 5,5 tys. zł, w Teatrze Wielkim w Poznaniu - 6,5 tys. zł, zaś w Narodowej Operze Symfonicznej Polskiego Radia - 21 tys. zł.

- Od samego początku mojej pracy w Operze Wrocławskiej nie mogę dyrygować żadnym spektaklem bez uprzedniej zgody Urzędu Marszałkowskiego - podkreśla Nałęcz-Niesiołowski.

Zapytaliśmy władze Dolnego Śląska o zarzuty NIK wobec dyrektora Opery Wrocławskiej, ale nikt nie był wczoraj w stanie na nie odpowiedzieć.

O wynikach kontroli NIK poinformował marszałka Cezarego Przybylskiego i ministra Kultury Piotra Glińskiego nadzorujących operę.

Ksenia Maćczak, rzecznik NIK: - Obecnie NIK analizuje wszystkie dokumenty pokontrolne pod kątem prawnej realizacji wyników kontroli, czyli ewentualnego skierowania zawiadomień do organów powołanych do dochodzenia odpowiedzialności związanej ze stwierdzonymi w wyniku kontroli nieprawidłowościami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji