Artykuły

Kłamstwa pod napięciem

Niespodziankę z dreszczykiem i na wesoło przygotował Teatr im. Wilama Horzycy. Niech żałują ci, którzy na wizytę w teatrze czasu nie znajdą.

Andrzej Bubień wyreżyserował dwie jednoaktówki, w obu centralne miejsce zajmuje ławka. Właściwie trudno mówić o innych elementach scenografii. Reszta to aktorzy, światło i dobra muzyka.

Pierwszy spektakl, "Ławeczka" autorstwa Aleksandra Gelmana, radzieckiego scenarzysty i dramaturga, najprościej byłoby nazwać komedią. W końcu śmiejemy się głośno nieraz. Z drugiej strony bohaterowie nie mają łatwego życia. Ale po kolei.

Ona (Jolanta Teska) i On (Ryszard Balcerek) spotykają się w parku. Ona przychodzi tu codziennie w nadziei, że znajdzie wreszcie miłość swego życia. On, szepczący czułe słówka obcej kobiecie, czuje się jak ryba w wodzie. Namawia na wizytę w "Delikatesach", po której ma nastąpić kolacja, a potem, kto wie, może także śniadanie?

Przedstawia się jako Jura. Tymczasem okazuje się, że Wiera (Ona) zaprosiła go już raz na kolację, ale nie jako Jurę, lecz jako Kolę! Że uciekł od niej i nie wrócił! Ba, z trudem to sobie przypomina! Dowiadujemy się, że Jura-Kola to tak naprawdę Aleksy, chociaż właściwie Fiedia... Głowa boli od niesamowitych opowieści. Wiera chce wierzyć w każde słowo, co chwilę jednak demaskuje kolejne kłamstwo. Wreszcie, doprowadzona do ostateczności, okłada go torebką, goni z cegłą w ręku, wzywa policję. "Żeby chociaż jeden skurwysyn wreszcie czegoś się nauczył" - woła. Co było dalej - nie powiem.

Jest śmiesznie i prawdziwie. Bo w gruncie rzeczy, kto z nas, choć przez chwilę, nie czuł potrzeby przedstawienia swojego życia trochę lepszym niż w rzeczywistości?

Drugą sztuką teatralnego wieczoru jest "Opowiadanie o zoo" Edwarda Franklina Albee, znakomity tekst współczesnego amerykańskiego dramaturga. W tym przypadku nie mogę wyjawiać treści, bo element zaskoczenia jest tu niezwykle ważny. Powiem tylko tyle: dwóch mężczyzn, jeden z bogatej nowojorskiej dzielnicy, drugi biedny, noszący swój dobytek w torbie, spotykają się w parku. Rozmawiają, a rozmowie towarzyszy muzyka z dreszczykiem, rodem z klasycznych kryminałów. Paweł Tchórzelski (Jerry) i Włodzimierz Maciudziński (Piotr) grają naprawdę świetnie.

Jerry zdobywa widzów już od pierwszego zdania. "Byłem w zoo" - mówi. Jest jakiś dziwny, porusza się wolno, jak kot. Wskakuje na oparcie ławki. Zdejmuje buty i na boso krąży wokół swojego partnera. Dzięki jego akrobacjom, skradaniu się, szybkim krokom, a nawet tańcu, spektakl zyskuje rytm. Muzyka i światło świetnie to podkreślają. Ten rytm to silna klamra, która wiąże całość. O czymś takim marzą wszyscy reżyserzy, ale niewielu się to udaje.

Właśnie rytmu i stopniowania napięć zabrakło w pierwszym spektaklu, w "Ławeczce". Aktorzy grali, jakby bali się ciszy. Jakby takie czasowe zawieszenie akcji groziło nudą. Najbardziej widać to było w pierwszej części przedstawienia. Mimo wszystko obie jednoaktówki, wystawione pod wspólnym tytułem "Ławka", zobaczyć po prostu warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji