Artykuły

Jaka była tegoroczna Feta?

XXII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych Feta w Gdańsku podsumowuje Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Cztery dni z teatrem ulicznym i plenerowym na terenie Starego Przedmieścia i Dolnego Miasta za nami. Co zapamiętamy z 22. edycji Festiwalu FETA? Spektakularny cyrkowy show w spektaklu "Galileo", potężny ścisk na większości weekendowych przedstawień i rozczarowanie finałowym spektaklem "Dzieci Rewolucji".

Klimat, atmosfera, publiczność

Festiwal FETA na bastionach, Starym Przedmieściu i Dolnym Mieście ma swój niepowtarzalny klimat. Dzięki niemu ten rewitalizowany od lat zakątek Gdańska w czasie imprezy tętni życiem. Mieszkańcy są dla organizatorów i turystów wyrozumiali, choć niektóre spektakle kończą się tuż przed północą i są doskonale słyszalne w ich domach, a przed prywatnymi posesjami ciężko znaleźć jakiekolwiek miejsce parkingowe. Na FECIE można oglądać spektakle, ale też można po prostu przyjść nad opływ Motławy, pospacerować wzdłuż bastionów, przystając na chwilę przy przedstawieniu, kupując posiłek w jednym z licznych food trucków. Wszystko to kwadrans spacerem od ścisłego centrum miasta.

Oczywiście klimat takiej imprezy zależy od wielu czynników. Kluczowym jest pogoda, która w czwartek przez ulewny deszcz wystawiła publiczność na próbę, a w piątek nieco skomplikowała festiwalowy harmonogram. Jednak niedogodności pierwszych dwóch dni aura z nawiązką zrekompensowała w sobotę i niedzielę, kiedy pogoda dopisała, a zza chmur wyjrzało dawno nie oglądane w takiej dawce słońce. Dzięki temu okolice Bastionu św. Gertrudy, Bastionu Żubr czy Reduty Wilk zapełniły tłumy widzów. W takich warunkach uwidacznia się największy problem FETY, niezależnie od lokalizacji.

Frekwencja, czyli kłopot bogactwa

Festiwal przez 22 lata istnienia doczekał się wiernych widzów, a ich szeregi z roku na rok zasilają nowi. Prawda jest taka, że równoczesne granie przedstawień w kilku lokalizacjach w tym samym czasie to konieczność, by choć trochę ograniczyć liczbę widzów wieczornych spektakli. Właściwie od godziny 17-18 ich liczba jest po prostu za duża jak na możliwości widowni proponowanych spektakli. Problem ten nasila się podczas ostatnich propozycji dnia, które nie mają już przeważnie konkurencji w postaci innych przedstawień.

Jeśli więc spektakl ma klasyczną widownię i nie jest grany na wysokich konstrukcjach czy mobilnych platformach, widzowie nie obdarzeni imponującym wzrostem nie zobaczą za wiele. Inna rzecz, że osoby, które wędrują z przedstawienie na przedstawienie, jeśli zostają do końca jednego z nich, to w najlepszym razie mogą zdążyć na kolejne na ostatnią chwilę, kiedy szansa na znalezienia miejsc z dobrą widocznością graniczy z cudem.

Największa gwiazda festiwalu

Kłopot ten rozwiązać można, zapraszając takie formacje jak Cie Deus Ex Machina z Francji, która do Gdańska przywiozła "Galileo", produkcję światowego formatu, zawierającą wszystkie elementy spektakularnego plenerowego show. Spektakl zbudowany jest w oparciu o potężną konstrukcję modelu heliocentrycznego, zawieszoną na dźwigu kilka-kilkanaście metrów nad ziemią. Teoria heliocentryczna (według której słońce znajduje się w centrum wszechświata) jest obalana przez snującego refleksję nad światem i nauką XVII-wiecznego astronoma. Jednak fabularna rama przedstawienia to pretekst do ukazania perfekcyjnych cyrkowych popisów akrobatów - na linach, na drążku czy na trapezie. Show wieńczy piękna wizualnie scena wprawionego w ruch "układu słonecznego", z artystami kręcącymi się wokół własnej osi kilkanaście metrów nad ziemią.

Francuzi zajęli rozległą przestrzeń Reduty Wyskok. Dzięki usytuowaniu przedstawienia, było ono świetnie widoczne także z dalszej odległości (niestety, część osób stojąca tuż przy barierkach ograniczała pole widzenie setkom siedzącym nieopodal, co przyczyniło się do nerwowej atmosfery na początku spektaklu). Jednak znalezienie tak dużych plenerowych widowisk, przy niezbyt dużym budżecie festiwalu, jest zadaniem bardzo trudnym. Tym bardziej szkoda, że "Galileo" nie był ostatnim spektaklem festiwalu.

Rozczarowanie na finał

Teatr Ósmego Dnia z Poznania to uznany, wielokrotnie nagradzany teatr, którego aktorzy od kilkudziesięciu lat tworzą spektakularne widowiska plenerowe. Jednak "Dzieci Rewolucji" to jedna z najsłabszych z produkcji "Ósemek", które na Festiwalu FETA dotąd się pojawiły. Spektakl rozpoczyna się od widoku ośmiu młodych ludzi maszerujących na bieżni w jakimś klubie fitness. Na ich sylwetki po pewnym czasie za pomocą projekcji wideo nałożone zostaną zarysy sylwetek powstańców (sugerując potencjał krwawej rewolucji, tkwiący w każdym z nas). Szybko szereg symboli prezentowanych w planie żywym (najciekawszym z nich jest ludzka marioneta na sznurkach) ustąpi miejsca kilkuminutowemu klipowi zapętlonych obrazów wojny, wojennych zniszczeń, ludzkiej krzywdy i cierpienia na tle maszerujących wojsk i pochodów młodzieży w konwencji gry komputerowej.

Trójka starców w pewnym momencie opowiada o zamachu na cara Mikołaja II i nadejściu Lenina. I właśnie od tego momentu - Rewolucji Październikowej - w tym niechronologicznym przedstawieniu datuje się początek opowieści o rewolucji, jaki twórcy spektaklu starają się opowiedzieć przy współpracy z lalkarzami z chorwackiego Osijeka. Opowieść ta jest jednak bardzo plakatowa i chaotyczna, zbudowana z samych symboli, a przy tym zaskakująco mało teatralna, pomimo wielu słów padających ze sceny, z których niewiele wynika. Poza tym - to nie jest tematyka ani format spektaklu na finał festiwalu. Publiczność FETY przyzwyczajona jest do spektakularnych widowisk, zamykających festiwal (świetnie nadawałby się na to wspomniany "Galileo"). Tutaj tylko monumentalna forma i wizualna strona przedsięwzięcia spełniały te wymogi. Trudno się dziwić, że wiele osób wyszło z bardzo ciasnej przestrzeni boiska przy ul. Jałmużniczej (nietrafiona lokalizacja ostatniego spektaklu) z poczuciem dużego niedosytu.

Dużo drobnych spektakli, mało dużych widowisk

Festiwal FETA to wspaniałe przedsięwzięcie, jednak po 22. edycji imprezy wyraźnie widać, że mniejsze produkcje, chętnie zapraszane na festiwal, potrafią "zniknąć" w tłumie. Intymne "Sorriso"portugalsko-niemieckiego Teatru So o dwójce staruszków, to spektakl zbudowany na detalach - ważne są tu gesty, mowa ciała (trzęsące się dłonie czy całe przykurczone ciało) - trudno dostrzec takie detale z kilkudziesięciu metrów. Podobnie rzecz ma się z lalkowym, uroczym Teatrem Barnaby (zagrał dowcipną "Baśń o rycerzu bez konia" i prościutką "Calineczkę"), którego spektakle "skrojone" są na przynajmniej dwukrotnie mniejszą widownię od tych, jakie miały w weekend. Problemy z obejrzeniem spektaklu mieli też widzowie świetnego "Asuelto" grupy HURyCAN, gdzie większość ewolucji odbywa się w parterze - dokładnie obejrzeć je mogła tylko niewielka część widzów obecnych na boisku przy Reducie Wilk. Znacznie lepszym pomysłem było zagranie w tej przestrzeni bardzo precyzyjnego, intymnego "Muler" hiszpańskiego Cia. Maduixa w wykonaniu pięciu kobiet tańczących na szczudłach.

Spektakli, które potrafiły zaanektować dużą przestrzeń było jak na lekarstwo. Warto wspomnieć o największym pozytywnym zaskoczeniu imprezy - "Płonących laskach 4" [na zdjęciu] warszawskiego Teatru AKT. To przewrotna, dowcipna, choć zbudowana na niezbyt wyszukanym humorze komedia, pełna ognia nie tylko w nazwie przedstawienia. Spektakl poświęconym czwórce staruszków, wśród których ożywienie wprowadzają dwie młode, ponętne panie, świetnie sprawdził się przed wielką publicznością dzięki swojej widowiskowości. Takich przedstawień (oprócz "Płonących lasek 4" również pełne niewybrednych gagów "Bellevue Hotel" brytyjskiego Bash Street Theatre i "Operativi!" włoskiego Eccentrici Dadar) było na FECIE za mało.

---

Liczby Festiwalu FETA:

700 tys. - tyle złotych wynosił budżet festiwalu;

ok. 5 tys. - tak liczna była publiczność największego wydarzenia imprezy - spektaklu "Galileo";

66 - razy zagrano w sumie na Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA 2018;

30 - metrów, najwyżej na taką wysokość wędrowała konstrukcja spektaklu "Galileo";

24 - aż 24 razy zagrali artyści kameralnego spektaklu Daana Mathota "Deep" w namiocie z ograniczoną liczbą widzów;

20 - tyle różnych produkcji znalazło się w programie tegorocznej FETY;

12 - ilość spektakli zagranicznych;

10 - minut trwał najkrótszy spektakl FETY - uroczy, bawiący się iluzją i prawami grawitacji spektakl "Deep" Daana Mathota z Holandii, to również ilość narodowości występujących na festiwalu artystów;

8 - tyle różnych polskich produkcji zagrano na Starym Przedmieściu i Dolnym Mieście w ramach FETY 2018;

5 - wysokość (w metrach) słupa Joana Catali - podstawa jego spektaklu "Pelat" oraz cena (w złotówkach) wstępu na jedyny biletowany spektakl - "Deep" Daana Mathota;

1 - spektakl został odwołany z powodu deszczu ("Sorriso" Teatru So, inne przedstawienie Teatru So z tego samego powodu zostało przerwane po 15 minutach).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji