Artykuły

Nieudana końcówka sezonu w Narodowym Starym Teatrze

"Audiencja 89" na podstawie twórczości Bogusława Schaeffera w reż. Tomáša Svobody i "Pierwiastek z minus jeden" Mariana Hemara w reż. Agnieszki Mandat w Narodowym Starm Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Tuż przed wakacjami Stary Teatr dał dwie premiery: pierwsza przypomniała twórczość Bogusława Schaeffera, druga - Mariana Hemara. Nie były to przypomnienia udane.

Pod dyrekcją Marka Mikosa teatr prowadzi podwójne życie: jedno to spektakle powstałe za dyrekcji Jana Klaty, drugie - premiery tego sezonu, przedstawienia sytuujące się w strefie niższej średniej ("Masara") bądź niskiej ("Dom Bernardy A.", "Gould"). Nowe premiery utrzymały linię artystyczną. Zaskoczeń nie było.

Muzyka tak, teatr niekoniecznie

"Audiencją 89" [na zdjęciu] teatr uczcił 89. urodziny Bogusława Schaeffera, kompozytora i autora. Teksty Schaeffera były, zwłaszcza w latach 80. i 90., chętnie i długo grane (pamiętne przedstawienia Mikołaja Grabowskiego i Jana Peszka); ostatnio jakby straciły atrakcyjność i popadły w zapomnienie. Pomysł wskrzeszenia niegdysiejszej awangardy, pokazania jej oryginalności i osobności wydawał się ciekawy. Okazało się, że - paradoksalnie - ciekawsza od spektaklu jest muzyka Schaeffera. A raczej jej performatywne wykonanie przez posiwiałych, ale dziarskich i świetnie dysponowanych krakowskich awangardzistów z Muzyki Centrum pod kierownictwem Marka Chołoniewskiego. Pierwsza część "Audiencji 89" to koncert w Strefie Be - trzy utwory Schaeffera, w których muzycy radośnie i ze swadą wydobywali ze swych instrumentów (a Olga Szwajgier ze swojego aparatu głosowego) odjechane płaszczyzny dźwiękowe, ptasie trele i skomplikowane rytmy. Świetnie się tego słuchało i oglądało.

Potem, na Nowej Scenie, było gorzej: najęty do reżyserii tekstu (albo tekstów - na stronie internetowej teatru widnieje enigmatyczna informacja: "według utworów Bogusława Schaeffera") Tomáš Svoboda zrobił wszystko, żeby przekonać widzów, że Schaeffer to autor zapyziały i niezbyt zabawny. Zapyziałość komunikowana jest scenografią przedstawiającą zagracone mieszkanie z maszynami do pisania, starymi gazetami i sztucznymi roślinami, a także ubogim studiem nagraniowym w głębi. Pisarz (najlepszy z całej obsady Rafał Jędrzejczyk) wygląda jak wydobyty ze śmietnika, w podartym swetrze i dziwnej bani na głowie. Może z tej ostentacyjnie niedzisiejszej dekoracji coś by wyniknęło, gdyby reżyser wiedział, po co ona i co z nią zrobić. Ale nic z tego, oglądamy toczącą się statecznie absurdalną komedyjkę o kłopotach twórczych pisarza, którego nachodzą napuszony aktor (sztywny Bogdan Słomiński), młody, wygadany reżyser z dwiema komórkami (Marcin Sztendel) i muza (Aleksandra Nowosadko). Pisarz jest w stanie wymyślić jedynie frazę "O, ptaszek panu", testowaną w różnych sytuacjach, w tym scenach filmowych (od "King Konga" po "Winnetou"), co jest prawdę mówiąc średnio zabawne. Żywsze reakcje wzbudziła lalkowa wersja "Krzyżaków", z puszką Heinekena w roli komtura i torturowaną nożyczkami szmacianą laleczką Juranda - ale podejrzewam, że gdyby nie obfite używanie brzydkich słów, radość widowni byłaby słabsza.

Swada i słowny i sytuacyjny dowcip Schaeffera z trudem przebijały się od czasu do czasu przez dość magmowatą sceniczną rzeczywistość, ani szczególnie zabawną, ani błyskotliwą.

Pochwała prokreacji

Tydzień po "Audiencji 89" odbyła się premiera "Pierwiastka z minus jeden" Mariana Hemara. Reżyserka Agnieszka Mandat obiecywała "wartościowy posiłek dla ducha i umysłu" oraz humor i "zawsze aktualną refleksję". Komedia Hemara powstała w połowie lat 60. i solidnie się zestarzała. Autor chyba nie dowierzał, że widzowie będą w stanie zrozumieć problem i fabułę, czuł się więc w obowiązku wciąż je powtarzać i tłumaczyć. Niespodzianki z kolei są średnio niespodziewane, spektakl wlecze się więc ponad miarę. Rozgrywa się on po bożemu w latach 60. - albo wcześniejszych, w każdym razie w takich, w których panowie noszą kraciaste garnitury z kamizelką, a panie sukienki na halkach - w Londynie, w salonie z kanapą, oknem pośrodku, kuchnią z lewej i przedpokojem z prawej. Scenografia żywo przypomina te, w których grane są angielskie farsy w Bagateli, a aktorzy grają z przesadnym farsowym rozmachem, choć niby temat jest poważniejszy. Chodzi bowiem o walkę dobra ze złem w świecie, sprzedaż duszy diabłu, a w planie ludzkim o kradzież i nadużycie zaufania.

Mamy małżeństwo z klasy średniej - mąż (gościnnie Artur Dziurman) pracuje w banku, jego słodka żona (gościnnie Matylda Paszczenko) zajmuje się domem i właśnie ma zamiar oznajmić mężowi, że jest w ciąży. O tej ciąży dowiadujemy się dzięki długiej i pełnej przyciężkawych dowcipów scenie z akuszerką (Ewa Kolasińska). Gdy mąż wreszcie się pojawia, wiadomo, że stało się coś złego. I owszem: mąż hazardzista okradł bankowy depozyt znajomej i wszystko przegrał; grozi mu więzienie. Znienacka pojawia się diabeł (Zbigniew Kosowski), który obiecuje załatwić sprawę pod warunkiem podpisania cyrografu. Mąż jest chętny, ale żona, uczciwa i dobra, nie chce układać się z siłą nieczystą.

Może i dałoby się z tego materiału coś wycisnąć, gdyby aktorzy się nie zagrywali na śmierć, albo grając z przesadą i szastając się od kulisy do kulisy (przoduje w tym Dziurman, który nawet swetra nie potrafi włożyć zwyczajnie, musi aktorsko pokazywać, że oto go wdziewa), albo traktując swe zadania z nadmierną powagą (Paszczenko). Nawet Kosowski, który ma najlepiej napisaną rolę i wszelkie warunki do jej zagrania, wypadł dość blado, choć przynajmniej starał się bawić swoją rolą.

Nie wiem, jaką "zawsze aktualną refleksję" miała na myśli Agnieszka Mandat, może chodziło jej o to, że siły dobra ujmą się za oszukującym żonę, pracodawcę i zaprzyjaźnioną bogaczkę złodziejem, pod warunkiem, że spłodzi on potomstwo. Tak bowiem, pochwałą prokreacji, która pozwala wywinąć się od słusznej kary, kończy się komedia Hemara; szczegółów tego rozwiązania nie zdradzę, może kogoś zaskoczą.

Reżyserka dopisała postscriptum, rozgrywające się w czasach współczesnych: diabły nadal działają, uważają nawet, że teraz jest łatwiej zdobyć duszyczki, gdyż ludzi trawi nadmierna ambicja, również w teatrze. Cóż, trudno się z tym nie zgodzić.

* Narodowy Stary Teatr. "Audiencja 89" na podstawie twórczości Bogusława Schaeffera, reżyseria - Tomáš Svoboda, scenografia i kostiumy - Mariana Kucharova, opracowanie muzyczne - Marek Chołoniewski, premiera 22 czerwca 2018.

* Marian Hemar, "Pierwiastek z minus jeden", reżyseria - Agnieszka Mandat, scenografia i kostiumy - Magdalena Kut, muzyka - Paweł Moszumański, reżyseria światła - Jacek Fabrowicz, premiera 29 czerwca 2018.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji