Artykuły

Pierwsze wrażenia

"Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego, układ tekstu, inscenizacja i reżyseria Jana Błeszyńskiego, scenografia Marcina Jarnuszkiewicza, muzyka na motywach polskich Józefa Skrzeka, układ ruchu Leszka Czarnoty. Premiera w dniu 13 lutego 1987 w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Nie jest to przedstawienie specjalnie przygotowane na kolejną rocznicę Stanisława Wyspiańskiego - byłoby to zbyt wczesne jej uhonorowanie - ale dobrze się stało, że w 80-lecie śmierci wielkiego poety (przypadające w listopadzie), teatr, który nosi jego imię, będzie miał w swym repertuarze jego dzieło. Warto zresztą przypomnieć, że ostatnie przedwojenne "Wyzwolenie" uświetniło swego czasu uroczystość wyboru Wyspiańskiego na patrona katowickiego teatru.

Jakie jest to nowe, z 13 lutego 1987, kiedy odbyła się oczekiwana premiera, także z udziałem gości krakowskich, dla których Wyspiański wszędzie staje się wydarzeniem? Tradycja, przede wszystkim tradycja śląska, w której się na co dzień obracamy, przyzwyczaiła nas do "Wyzwoleń" całych lub prawie całych, ukierunkowanych rzecz jasna, w ten czy inny sposób na dzień dzisiejszy, na rozmowę o aktualnych sprawach narodu, zachowujących jednak na równych prawach wszystkie inne wartości dzieła - obok więc ironii i demaskatorskich treści, także cały tragizm i liryzm utworu; mówiącego o trudach tworzenia sztuki i jej powiązaniach, pokrewieństwach z innymi twórczymi szansami współ czesnego człowieka. Tymczasem od pewnego czasu zapanowała moda na publicystyczne "Wyzwolenie", czego przykładem było nagrodzone na ubiegłorocznym festiwalu opolskim przedstawienie gospodarzy. Reżyserów zaczyna interesować tylko Konrad i Maski oraz to, by jak najgłośniej wymyślano nam ze sceny od warchołów, ciemnej masy, hołyszów i sprzedawczyków.

Katowickie przedstawienie także publicystykę honoruje najtroskliwiej, ale jest na całe szczęście o niebo doskonalsze w realizacji od opolskiego.

Jan Błeszyński zbudował na scenie historyczny rapsod, włączając wszystkie postacie dramatu do chóru, któremu przeciwstawia w osamotnieniu współczesnego Konrada, chłopca z epoki dżinsów. Chór jest przejęty z Zaduszek, upodabnia się do fresków ze spopielałych grobowców (zetlałe kontusze, upiorne twarze), jego kompozycja jest jednak bezbłędna i także od strony plastycznej pozostawia duże wrażenie. W pewnym momencie ten chór zamienia się w husarię, unosząc nad głowami nie tyle orle, ile indyczo-gęsie pióra, efekt jest silny i te pióra staną się chyba w przyszłości symbolem, hasłem wywoławczym dla katowickiego przedstawienia.

Konrad tylko przez chwilę jest sam na pustej scenie, po pośpiesznej rozmowie z Muzą i Reżyserem otwierają się w światłach wielkie wierzeje i wylewa się na scenę tłum, z którym młody bohater zmagać się będzie do końca, ani razu już nie schodząc ze sceny.

Inscenizator skrócił tekst o połowę - wyrzucił teatr, wyrzucił Starego Aktora, a modlitwę Konrada, którą potrafił zarecytować każdy Polak, gdy jeszcze uczono w szkole wierszy - ograniczył do minimum, że jednak nie udało mu się zmieścić tak okrojonego tekstu w półtorej godzinie, jak zamierzał, bez jednej przerwy, przedstawienie robi się ogromnie trudne i dla aktorów i dla odbiorców. Przeciążony publicystyką spektakl staje się w swej jednostronności monotonny, czego dowodem może być postępujące skrzypienie krzeseł na widowni. Dla tych, co "Wyzwolenia" dawno nie czytali albo go nawet nie znają, spektakl będzie w wielu swych partiach po prostu niezrozumiały. Postacie jego, jednakowe w swojej szarości i ostrożnie wyodrębniane z tłumu, stają się trudne do rozszyfrowania.

O Konradzie, debiutującym w tej roli Wojciechu Skibińskim, można z wielką satysfakcją po-wiedzieć, że będzie to w przyszłości nietuzinkowy aktor, świetnie się prezentuje i ma ciekawy głos, ale na premierze nie wytrzymał technicznie roli. Na próbie widziałam go w formie o wiele lepszej, do której na pewno dojdzie po dziesięciu przedstawieniach, gdy nauczy się gospodarować głosem i gdy opanuje kontakt z widownią. Role naszych scenicznych Konradów (i w "Dziadach" także) są gigantyczne i jednego z takich znanych Konradów trzeba było podobno po przedstawieniu wzmacniać kroplówkami, żeby miał siły do następnego. Dziwię się więc, że katowickie przed-stawienie idzie non stop!

Tyle pierwszych wrażeń po premierze, do której będę chciała wrócić, gdy przedstawienie się rozkręci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji