Artykuły

Kobiety są tak głośne, że dla niektórych aż nadobecne

W tym roku przypada setna rocznica uzyskania przez Polki praw wyborczych. Jednym z wielu wydarzeń odnoszących się do tego jubileuszu jest przedstawienie Rity Jankowskiej "Trafiło je". - Kobiety wychodzą na ulice, łączą się w inicjatywy, mówią chórem, wspierają się, są tak głośne, że dla niektórych aż "nadobecne" - mówi reżyserka i autorka scenariusza w rozmowie z Przemysławem Guldą z Gazety Wyborczej - Trójmiasto.

ROZMOWA Z RITĄ JANKOWSKĄ, reżyserką, dramatopisarką:

PRZEMYSŁAW GULDA: Przygotowujesz spektakl poświęcony stuleciu uzyskania praw wyborczych przez kobiety. Dlaczego ta tematyka jest dla ciebie ważna?

RITA JANKOWSKA: Po pierwsze nie jest to spektakl "poświęcony", ku czci, ani nawet "o..." prawach wyborczych kobiet. Nie odważyłabym się na tak monstrualne dzieło. Zadzwoniła do mnie któregoś dnia Elżbieta Jachlewska ze Stowarzyszenia Waga i zapytała, czy na stulecie praw kobiet nie zagram "Skacz Marysiu" - to był pierwszy spektakl, jaki zrobiłam z kobietami w Gdańsku. Odpowiedziałam: "Zagram!". Ale szybko zrozumiałam, że nie mogę wrócić do spektaklu, który zrobiłam siedem lat temu, bo nie ma już ze mną tamtych kobiet, ani ja nie jestem tą samą kobietą i artystką. Powtórzyłam więc: "Zagram, ale zrobię to jak zawsze po swojemu... Zbiorę nową grupę kobiet, dla których to wydarzenie coś znaczy, które mają poczucie jakiegoś wspólnego pola - i zrobimy zupełnie nową rzecz". I pomyślałam jeszcze: "Im więcej nas będzie, tym lepiej", bo sama liczba kobiet na scenie da wyraz jakiejś "masie krytycznej", potwierdzi moment, w którym teraz jesteśmy. Kobiety wychodzą na ulice, łączą się w inicjatywy, mówią chórem, wspierają się, są tak głośne, że dla niektórych aż "nadobecne". A potem kobiety przyszły do mnie. I dołączyło do nas dwóch kolegów, i zrobiło się jeszcze mniej przewidywalnie. Wiedziałam, że jest to ryzykowne. Że możemy się po prostu nie dogadać, bo w pewnych tematach jesteśmy bezkompromisowi, widać to na ulicy. Ale wierzyłam, że mogę spotkać ze sobą tę wrzącą różnorodność w przestrzeni teatru. Że gdy do projektu wejdą osoby nie tylko odważne w swoich osobistych przekonaniach, ale i gotowe na dialog - nasz spektakl może być pewnym znakiem.

Realizujesz ten projekt z grupą nieprofesjonalnych twórców. Kim są twoi aktorzy i współpracownicy?

- To 21-osobowa grupa, która zawiązała się drogą wolnego naboru. Nikomu nie odmówiono prawa do świętowania stulecia na scenie. Poza tym zaprosiłam do projektu chórmistrzynię, dyrygentkę i kompozytorkę Agnieszkę Szydłowską z Teatru Muzycznego w Gdyni. Wcześniej się nie znałyśmy, więc umówiłyśmy się na artystyczny eksperyment. Wierzę, że nam się udał. Na dodatek akompaniuje nam młody akordeonista Paweł Ratajek, więc jest muzyka!

Jaką rolę odgrywa w spektaklu warstwa muzyczno-wokalna? Jak nad nią pracowaliście?

- Śpiew podnosi spektakl w obszary świętowania, radości i wolności. Decyzją Agnieszki Szydłowskiej śpiewają wszyscy aktorzy. Dla wielu z nich to nowe, uwalniające doświadczenie. I to jest kolejna wielka wartość tego projektu.

Jaki wpływ na kształt przedstawienia mają doświadczenia aktorów?

- Do takich projektów wchodzi się po to, żeby to osobiste doświadczenie "wypromieniować". Ono ma niebagatelną moc. Budując na nim teatralną wypowiedź, aktorzy tworzą zupełnie nową jakość, coś nie do powtórzenia. Ona jest dla mnie nierzadko, jakby to powiedzieć, pozateatralna. To jest jakość oryginalnego i w jakiś piękny sposób prawdziwego istnienia na scenie. Jestem tego świadkiem w wielu moich projektach. I życzę wszystkim moim aktorom, żeby potwór tremy im tego na premierze nie pożarł.

Jesteś autorką tekstu, na podstawie którego powstał spektakl. Co było dla niego punktem wyjścia?

- Projekt zaplanowałam na niecałe trzy miesiące, co oznacza obłędną prędkość. Gdybym mogła pracować z grupą pół roku, mogłabym pozwolić sobie na inny rodzaj pracy warsztatowej, ale wiem, że tak dużej grupy nie udałoby się utrzymać w dyscyplinie. To są przecież osoby intensywnie pracujące. Dlatego już na trzecim warsztacie przeczytałam grupie scenariusz. Pisałam go od jakiegoś czasu. Wyznaczyłam obszary, które uznałam za ważne i które miałyby być opowiedziane. Z niektórymi kobietami pracowałam wcześniej, znałam je, więc napisałam teksty specjalnie dla nich, inspirowana ich osobowościami i energią. Niektóre sceny dopisałam już w trakcie projektu - czasem z powodu wyraźnego oburzenia, że nie ma w nim czyjejś "reprezentacji". Niektóre wyrzuciłam. Poczułam się, w pozytywnym sensie, na usługach tego wydarzenia. Poczułam, że jest większe ode mnie, że to jest jakaś wspólna sprawa. I tak jak grupa zaufała mi, tak i ja sama muszę wykonać to trudne wychylenie "ku wspólnocie". To było szalenie rozwojowe dla mnie jako dramaturżki, ale też jako człowieka, który pracuje z innymi, by być duchowo coraz dojrzalszym. Na przecięciu tych wielu indywidualnych wektorów powstał spektakl "Trafiło je".

Na ile jest to tekst historyczny, a na ile odnosi się do współczesnych problemów kobiet?

- W spektaklu wspominamy kilka niezwykłych kobiet z przeszłości. Korzystamy z ich energii, płyniemy ich falą zachwyca nas ich zaangażowanie, wrażliwość społeczna, ich odwagą ich wolność. To jest mocno wyczuwalne. Ale poza tym mówimy już tylko o naszej dzisiejszej kondycji.

Spektakl utkany jest z osobowości uczestników. Jak wyglądały przygotowania i próby do spektaklu?

- Pracowaliśmy dwa razy w tygodniu w gościnnej Gdańskiej Szkole Wyższej na Biskupiej Górce, dzięki wielkiemu zaangażowaniu w projekt Ani Butrym ze Stowarzyszenia Waga. Za nami niespełna trzymiesięczne warsztaty teatralne, wokalne i próby. Jesteśmy na ostatnim okrążeniu.

Które z kobiecych problemów i doświadczeń okazały się podczas prób najbardziej kontrowersyjne i trudne do przepracowania? Co wywoływało najgorętsze dyskusje?

- Z najgorętszych i kontrowersyjnych dyskusji powstały nam dobre, mocne sceny. Trzeba to po prostu zobaczyć, przeżyć z nami. Uczyłam moich aktorów: pozyskaj widza. Wciągnij go na swoją stronę. Powiedz to tak, żeby cię zrozumiał, a nie się od ciebie odciął. Po to przychodzi na spektakl. Spotkać cię.

***

Spektakl "Trafiło je" będzie można zobaczyć w sobotę, 23 czerwca w klubie Żak, Gdańsk, al. Grunwaldzka 195/197. Przedstawienie rozpocznie się o godz. 19. Wstęp wolny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji