Artykuły

Nieudany świat

"Stary Testament: reanimacja" Agaty Dudy-Gracz w reż. autorki w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Świat się nie udał Panu Bogu - mówi Agata Duda-Gracz w swoim spektaklu "Stary Testament - reanimacja". Jako dowód przedstawia własne wersje historii z ST, często znacznie odbiegające od oryginału. Dowód więc taki sobie, a spektakl nużący, choć tyle się w nim dzieje.

Z tytułu wynika, że Stary Testament został zreanimowany: ledwo już biedak dychał, ale przywrócono go na scenie Słowackiego do życia. Reanimacja polega na wyciśnięciu ze starotestamentowych opowieści jak najwięcej krwi, potu i łez, postawieniu na fizyczność aktorów, ofiarnie pracujących ciałami i pod koniec spektaklu utytłanych nie do poznania, a także na podrasowaniu oryginału na "bardziej ludzki".

Adam w majtkach

Duda-Gracz podejrzliwie przygląda się pierwszym ludziom (i ludziom kolejnym), Bogu, aniołom i biblijnej narracji, zmieniając i dopisując, niestety, znacznie gorszym językiem niż biblijny.

Na początku Tworzyciel (Zbigniew Ruciński), starszy pan w białych majtasach, stwarza jeszcze jak Pan Bóg przykazał niebo i ziemię, światło i ciemność, w otoczeniu zwisających z sufitu kolorowych aniołów ze skrzydłami z potłuczonych lusterek. Potem stwarza Adama (Feliks Szajnert) - od razu postarzałego i w majtkach; Ewa (Grażyna Misiorowska) też jest w bieliźnie, co wyklucza biblijne zawstydzenie nagością po spożyciu owocu z Drzewa.

Pierwsi rodzice nie dość, że są niezbyt rozgarnięci (Adam nie jest w stanie niczego się nauczyć od anioła, Ewa nieustannie głupio chichocze), to właściwie nie są pierwszymi rodzicami. Ludzie powstają tutaj z aniołów via zwierzęta - kolorowe anioły opadają na scenę, stają się zwierzętami, a zaraz potem przeobrażają się w bohaterów kilku biblijnych historii. To połączenie kreacjonizmu z ewolucjonizmem jest dość zaskakujące, ale niewiele z niego wynika - ot, pomysł, który reżyserka pokazuje i porzuca.

Mąż nie zaznał szczęścia

Przekonujemy się za to naocznie, że Ewa została wyedukowana seksualnie przez Węża, a Adam przez Lilith, co sprowadziło na ludzi różne nieszczęścia. Istotnie, większość opowieści w spektaklu dotyczy sfery seksualnej, którą Duda-Gracz pokazuje jako źródło zła, upodlenia i upokorzenia. Zgwałcona przez brata Tamar tarza się po podłodze, demonstrując pokrwawione majtki, a drugi jej brat zabija gwałciciela. Tutaj reżyserka trzyma się oryginału, natomiast inne historie ulegają znacznym przekształceniom. Zuzanna nie jest młodą mężatką fałszywie oskarżoną o cudzołóstwo przez chutliwych starców i o mały włos ukamienowaną, ale chorą kobietą rozwaloną w szpitalnym łóżku i majaczącą o swym kuszącym ciele, za to niezwracającą uwagi na pielęgnującego ją męża (w tych rolach Misiorowska i Szajnert).

Judyta (Pola Błasik) ze starotestamentowej cnotliwej, pobożnej i szanowanej wdowy, która odważyła się pójść do obozu wroga i zabić jego wodza, przeistoczyła się w znienawidzoną przez wszystkich dziewczynę. Mąż nie zaznał z nią szczęścia (ani satysfakcji seksualnej), został okrutnie zamordowany przez współobywateli, a uznana za ladacznicę i wywłokę Judyta poszła do Holofernesa (Tomasz Wysocki), którego po długich staraniach wreszcie uwiodła. Miłość ich dopadła, ale głowa została obcięta. Co ma z tego spiętrzenia okrucieństw wyniknąć, nie bardzo wiadomo - wydaje się, że Dudzie-Gracz wystarczyła satysfakcja z przeistoczenia heroiny w splugawioną i nieszczęśliwą ofiarę. Być może uznała, że czystość i pobożność to fałszywy obraz kobiecości - ale dlaczego prawdziwsza miałaby być znienawidzona "kurwa" (tak mówią o Judycie wszyscy, łącznie z Holofernesem)?

Seks jest niebezpieczny

Druga "kurwa" (z dodatkiem "stara") to Dalila, która odebrała siłę Samsonowi. Dalila się nie pokazuje, za to Samson i owszem: jako atrakcja głupawego show, w którym prezentują się wszyscy aktorzy odziani w kuse szatki i skrzydełka. Oślepiony, trzymany na smyczy Samson słania się, demonstrując pokrwawione na przyrodzeniu majtki i jęcząc "Dalila". Tak, tak, seks jest niebezpieczny, a współczesna rozrywka tandetna i nieszanująca żadnych świętości. My, widzowie, jesteśmy współwinni, skoro się temu przyglądamy, a i Tworzyciel ma za uszami, skoro na to pozwala. Takim to głębokim rozpoznaniem kończy się spektakl.

W tym zestawie pompatycznych opowieści o ciałach wiodących do grzechu i zbrodni, o kobietach, którym reżyserka miała "oddać głos", a wtłoczyła je w najgorsze stereotypy kobiecości, najmocniej wybrzmiewają dwie sceny. Pierwsza to monolog żony Lota (Anna Tomaszewska), która nie zgadza się z wyrokiem boskim - ani z zagładą Sodomy (bo to miasto jak inne), ani z karą, czyli przemianą w słup soli, ani z tym, że Lot nie został ukarany za obcowanie z własnymi córkami. Druga scena to komediowe wahania Gedeona (Maciej Jackowski), skromnego rolnika, którego Pan (za pośrednictwem anioła) powołał do większych zadań, czyli objęcia przywództwa nad ludem. Zwykli ludzie, którzy zetknęli się z czymś przekraczającym ich rozumienie, są tu najciekawsi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji