Artykuły

Czy w tym kraju da się żyć?

"Wyjeżdżamy" wg Hanocha Levina w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Przyjechał! Po niemal trzech latach Krzysztof Warlikowski wrócił do warszawskiego Nowego Teatru, którego wciąż jest dyrektorem artystycznym. "Wyjeżdżamy" to nieco rozwlekły spektakl wg Hanocha Levina z popisowymi rolami Agaty Buzek, Jacka Poniedziałka czy Magdaleny Cieleckiej.

Poprzednio w Polsce Warlikowski pokazał nieoczywistych, mrocznych "Francuzów" - luźną adaptację "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta. W "Wyjeżdżamy" ze scenografią Małgorzaty Szczęśniak i muzyką Pawła Mykietyna (to koprodukcja Nowego ze scenami w Paryżu, Atenach, Liege i Bazylei) porusza się w zupełnie odmiennym rejestrze, sięgając po Hanocha Levina. Warlikowski wystawiał już go 13 lat temu - mowa o słynnym "Krumie".

Levin to popularny w Polsce izraelski dramatopisarz, autor kojarzony z tematami odczarowanej, rubasznej erotyki, dosadnej groteski, egzystencjalnej tragikomedii. W "Wyjeżdżamy" sztuka "Pakując manatki" przeplata się m.in. z "Jakobim i Leidentalem" czy "Królestwem wszechwanny". A także krótkimi wstawkami z innych autorów, m.in. Marcina Wichy czy Tadeusza Kantora.

"Wyjeżdżamy": nekrologi i pogrzeby

Wyszło z tego przedstawienie o ciężarze codzienności, zniechęceniu i pragnieniu ucieczki, niemożności zmiany; spektakl bez głównego bohatera, a raczej z bohaterem zbiorowym. Zamieszkujący leniwe sąsiedztwo ludzie są tu dość małostkowi, niespełnieni, bywają dla siebie okrutni.

Przede wszystkim zaś Izrael (na pewno Izrael?) jest tu miejscem nie do życia. Prawdziwe szczęście jest możliwe pewnie w Szwajcarii, Londynie, Stanach czy Wiedniu, dokąd co chwila wyjeżdża ktoś z bohaterów. O społecznych powodach, dla których w Izraelu nie da się żyć, nie dowiadujemy się zbyt wiele, ale się ich domyślamy.

Wyrażonej wprost polityki jest zresztą w "Wyjeżdżamy" niewiele, choć ona też się pojawia. Np. we wspomnieniach jednej z bohaterek z Marca '68, wziętych z prozy Henryka Grynberga, brzmiących szczególnie złowieszczo dziś, gdy władza mimochodem rozpętuje antysemickie demony. Zarazem dramaturg Piotr Gruszczyński każe utraconej w trakcie wojny przez żydowską rodzinę kamienicy stać przy Noakowskiego, czyli tam, gdzie wypływająca w kontekście afery reprywatyzacyjnej nieruchomość męża prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, którą po wojnie przejęli szmalcownicy. Z drugiej strony, pierdołowaty Motke Czkori (Wojciech Kalarus) przeżywa nagle religijny zwrot i staje się autorytarnym, dominującym patriarchą.

Kolejne części przedstawienia wyznaczają nekrologi - znikające ze sceny postaci na pogrzebach żegna zblazowany mówca-lowelas (Andrzej Chyra). Udane są tu też drugoplanowe role - np. Niny Szuster, młodej, radośnie cynicznej i szukającej szansy na ratunek w emigracji (Jaśmina Polak), czy przybyłego z TR Warszawa Rafała Maćkowiaka w podwójnej epizodycznej roli: wyjeżdżającego z Niną do Austrii lekarza oraz homoseksualnego partnera niezaakceptowanego przez rodzinę nieśmiałego Zigiego (Piotr Polak).

Rozsypane okruchy

Zjawiskowi aktorzy grają tu postaci niezgrabne, w życiu albo nieporadne, albo bezwzględne, brzydkie brzydotą małomiasteczkowej frustracji, rywalizacji i zawiści. W świetnej artystycznej formie jest Jacek Poniedziałek. W tym sezonie zagrał już Donalda Tuska i Sokratesa, teraz przejmująco wciela się w Daniego - prostego faceta w podkoszulku i bejsbolówce, którego życie trochę mija bokiem, który zostaje "tutaj", gdy wszyscy wyjeżdżają szukać lepszego świata.

Przede wszystkim siłę przedstawieniu dają jednak kobiety. To spotkanie pokoleń - nestorki rodów grają tu brawurowo Jadwiga Janikowska-Cieślak, Ewa Dałkowska czy Małgorzata Hajewska. Agata Buzek pojawia się jako przerysowana prostytutka, Maja Ostaszewska jako - również przerysowana - dominująca pani domu Cypora Czkori. Wreszcie - Magdalena Cielecka jako również przerysowana tajemnicza i infantylna Amerykanka Angela, która jedzie do Izraela w poszukiwaniu atrakcji, choć może czegoś jeszcze, a której nowe izraelskie koleżanki nie mogą wybaczyć braku zmysłu ironii.

Aktorzy Nowego to marka sama w sobie. Problemem "Wyjeżdżamy" jest jednak dramaturgia, rytm trzyipółgodzinnego przedstawienia. Dla fanów - będzie to melancholijnie snuta historia sklecona z okruchów, dla sceptyków - spektakl rozwlekły, niewolny od dłużyzn.

W każdym razie - niespieszny rytm odmierza się tu żegnanymi trumnami i przejeżdżającymi przez scenę emigranckimi walizkami na kółkach. I tak to się toczy, bez większego celu, w poszukiwaniu sensu, od pogrzebu do pogrzebu, jak to życie, jak to życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji