Artykuły

Kod dla teatromanów

"Agnes od Boga" w reż. Lucyny Michałowskiej w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Ewa Mazgal w Gazecie Olsztyńskiej.

Kinomani mają swój "Kod Leonarda da Vinci", teatromani "Agnes od Boga", czyli sztukę o tajemnicach zakonnic. Opinie o filmie są raczej średnie i złe. Dramat Johna Pielmeiera, którego premierę obejrzeliśmy w sobotę na kameralnej scenie Teatru im. Jaracza, też jest średni.

Temat niby ciekawy: w zamkniętym- klasztorze młoda zakonnica rodzi dziecko. Noworodek jest martwy. Kobieta nic nie pamięta, wypiera się wszystkiego i dopiero wysiłki pani psycholog odsłaniają prawdę. Ale jaką prawdę? Powszechnie znaną: że złe matki okaleczają swoje córki na całe życie, że te wspomnienia wloką ze sobą jak garb, że wizje i stygmaty są sprawą niewyjaśnioną, ale że często pojawiają się u osób z pogranicza normy psychicznej. Najbardziej odkrywcza prawda to taka, że i w klasztorach nie jest łatwo. Podobała mi się dyskretna reżyseria Lucyny Michałowskiej, która poprowadziła trzy aktorki ścieżkami skupienia i emocjonalnej oszczędności. Najciekawszą postacią w tym trójkącie była siostra Miriam, dojrzała kobieta po przejściach, której Alicja Kochańska dała swoją siłę, zdecydowanie i jednocześnie budzącą zaufanie serdeczność. O tej postaci chętnie dowiedziałabym się więcej, ale to nie ją na bohaterkę wybrał Pielmeier. Katarzyna Kropidłowska rolę Agnes może dopisać do swej kolekcji ról osób znerwicowanych, natomiast Agnieszka Grzybowska po raz drugi w krótkim czasie zagrała psycholożkę, ukrywającą głęboko własne problemy. Może warto byłoby dać dziewczynom szansę zagrania wbrew ich niebezpiecznie stałemu emploi?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji