Artykuły

Mateusz Rusin o świecie, w którym nie ma nic pewnego

- To bardzo dobry pomysł, że to właśnie Eimuntas Nekrošius wystawia te dramaty, może spojrzeć na nas trochę z boku, z dystansem, i dzięki temu przekłuć tę narodową wizję, którą mamy w głowach - mówi Mateusz Rusin przed premierą "Ślubu" w Teatrze Narodowym w Warszawie, w rozmowie z Izabelą Szymańską w Co Jest Grane 24.

Jeden z najważniejszych europejskich reżyserów Eimuntas Nekrošius wystawia w Teatrze Narodowym "Ślub" Witolda Gombrowicza. W głównej roli - Henryka - zobaczymy młodego aktora tej sceny Mateusza Rusina. Premiera w piątek 15 czerwca.

Widzowie Teatru Narodowego mogą znać go z roli porywczego i zaborczego Rogożyna, którego zagrał w spektaklu "Idiota" w reżyserii Pawła Miśkiewicza, ale też z poprzedniej realizacji Eimuntasa Nekrošiusa w Narodowym - "Dziadów" Adama Mickiewicza, w których Mateusz Rusin był Księdzem Piotrem.

Izabela Szymańska: To twoje, i także widzów Teatru Narodowego, drugie spotkanie z teatrem Eimuntasa Nekrošiusa. Z "Dziadów", gdzie grałeś Księdza Piotra, zostały mi w pamięci obrazy, które na nowo pozwoliły odebrać ten, tak dobrze znany, tekst.

Mateusz Rusin: "Dziady" są bardzo malarskie. Tym wyróżniają się spektakle Eimuntasa Nekrošiusa, że używa na scenie własnego języka teatralnego, pokazuje, jak bogatą ma wyobraźnię, jak wiele skojarzeń z wystawianą literaturą. Buduje z nich obrazy, bardzo precyzyjne kompozycje, i nadaje im jakby muzyczny ton, do którego my - aktorzy - próbujemy się dostroić. Praca z nim jest niesamowita, mimo że, wystawiając "Ślub", spotykamy się po raz drugi, to cały czas nas zaskakuje. Omawiając scenę czy fragment tekstu, rzuca pomysły, które w pierwszej chwili wydają się abstrakcyjne, nie pasują do siebie, ale gdy zaczynamy je powtarzać, łączyć z kolejnymi, budują zaskakującą całość.

W "Dziadach" próbowaliśmy monolog Księdza Piotra na wiele sposobów. Jednym z nich było ciągnięcie liny, Ksiądz Piotr miał na swoich plecach cały świat. Aż któregoś dnia wpadliśmy na pomysł bociana, i wtedy reżyser powiedział: "Ta, ta, ta", naśladując bociana. I tak zostało.

W pracy z nim jest dużo miejsca na pomysły samych aktorów, improwizujemy, na próbach jesteśmy cały czas czujni, nie może być momentu spadkowego, bo jeśli ktokolwiek się zagapi - to nie ma sceny. Musimy słuchać siebie nawzajem, dopiero dzięki temu możemy dokładać kolejne klocki do przedstawienia. To bardzo intensywna praca, duży trening i umysłowy, i fizyczny.

Jak, pracując z litewskim reżyserem, patrzycie na tę polską, wydawałoby się, hermetyczną literaturę? Kim są bohaterowie według was, kim jest Henryk?

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł, że to właśnie Eimuntas Nekrošius wystawia te dramaty, może spojrzeć na nas trochę z boku, z dystansem, i dzięki temu przekłuć tę narodową wizję, którą mamy w głowach. Ryzykuje i nas też do tego namawia.

A kim jest Henryk? Sam chciałbym to wiedzieć, w tym świecie nie ma nic pewnego. To jest sen. Kiedy śnimy, to, co się dzieje w naszym śnie, jest częścią nas, zarówno koszmary, jak i przyjemne sny. Ale jaki jest Henryk poza snem? Znajduje się w szpitalu czy jest zdrowy? Sam wraca do przeszłości czy ona go nachodzi? A może wszystkie jego zachowania to tylko maski, które zakłada? Nie robimy radykalnej adaptacji, zachowujemy wszystkie wątki z dramatu Witolda Gombrowicza, nawet w czasie prób niektóre się rozrastają; jest przyjaciel Henryka Władzio, jest ojciec, matka, dawna miłość Mania, ślub, który ma się odbyć. Jest oczywiście też Pijak, który całą tę uroczystość próbuje zniszczyć, zmienić Henryka.

Nie chciałbym mieć takich snów, jakie ma Henryk. Przez całą sztukę bohater zadaje sobie pytanie, czy jest sam, czy nikogo poza nim nie ma? A może to, co go otacza, jest prawdą, może to wcale nie jest sen? Może musi uciekać w wyobraźnię, żeby w ogóle móc funkcjonować? Henryk to człowiek, który był na wojnie, zabijał ludzi, ma w sobie wiele traum. Temat jest niestety dość aktualny, podsuwa pytanie, ile muszą przepracować żołnierze, żeby wrócić do rzeczywistości. I co się dzieje, kiedy to się nie udaje?

Na plakacie zapowiadającym wasz spektakl Henryk jest pokazany w sennym splątaniu z matką i ojcem (w tych rolach Danuta Stenka i Jerzy Radziwiłowicz), jakby się chciał wydostać spomiędzy nich - jak wyglądają ich relacje w przedstawieniu?

- Syn powraca do rodzinnego domu, a może tylko wspomina rodziców. To splątanie towarzyszy nam przez cały spektakl. Stoi za tym pytanie, czy w ogóle można się uwolnić od matki i ojca. Henryk próbuje ich wyrzucić, zlikwidować, usunąć ze swojej głowy. Za wszelką cenę chce się ich pozbyć, żeby stać się wolny, niezależny. Jednak ta wolność okazuje się wyłącznie iluzją. Jest kolejną maską i kolejnym ciężarem.

Dochodzi tu jeszcze problem władzy. Henryk staje się królem, słusznie czy niesłusznie, zaczyna panować, radykalnie, po swojemu, bez granic, bez żadnego kodeksu moralnego. Stopniowo zatraca się w tym całym rządzeniu, wierząc, że może wszystko i jest bezkarny. Pragnie żyć inaczej, byle nie tak jak dawniej. Czy jest na to gotowy? Czy jesteśmy gotowi wejść w głąb swojej głowy i dowiedzieć się prawdy o sobie?

Jesteś aktorem Teatru Narodowego, ale też masz swój zespół Cukierki. Co ci daje muzyczna scena?

- Przede wszystkim daje mi dużo świeżego powietrza. Uczy mnie dystansu. Dobrze jest czasami odetchnąć, uchylić drzwi i zobaczyć, co jest na zewnątrz. Tym dla mnie jest muzyka. Razem z Przemkiem Pietrzakiem zwanym Dredem stworzyliśmy zespół Cukierki. Gramy muzykę elektroniczną i wydaliśmy pierwszą płytę "Euforia". Warner Music Poland objął ją dystrybucją, co nas cieszy i raduje. Szykujemy się do wydania drugiej płyty.

Jaki to jest rodzaj kontaktu z odbiorcą?

- Nieprzewidywalny, dziki, pulsujący i bardzo spontaniczny. Kiedy ludzie śpiewają nasze piosenki, to odczuwam stan, który nie jest możliwy do opisania słowami.

***

PREMIERA W TEATRZE NARODOWYM

"Ślub" Witolda Gombrowicza, reżyseria: Eimuntas Nekrošius, scenografia: Marius Nekrošius, kostiumy: Nadežda Gultiajeva, muzyka: Algirdas Martinaitis, reżyseria światła: Audrius Jankauskas.

Występują m.in.: Jerzy Radziwiłowicz, Danuta Stenka, Mateusz Rusin, Karol Dziuba, Grzegorz Małecki, Marcin Przybylski, Magdalena Warzecha, Anna Grycewicz, Arkadiusz Janiczek, Paweł Paprocki.

Premiera: 15 czerwca, godz. 19, kolejne spektakle: 16, 17 czerwca, godz. 19 oraz 19, 20 czerwca, godz. 19.30. Bilety: 110-90 zł (normalne) oraz 75-55 zł (ulgowe).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji