Artykuły

Polska jest kobietą...

- Przedstawienie to kolaż historyczny, który spina klamra dyskusji o kobietach - z Agatą Biziuk, reżyserką autorskiego spektaklu "Heroiny" w tarnowskim Teatrze im Solskiego, rozmawiała Beata Stelmach-Kutrzuba w tygodniku Temi.

Beata Stelmach-Kutrzuba: Jest Pani autorką i reżyserką sztuki "Heroiny", której prapremiera zamyka sezon w tarnowskim teatrze, przebiegający pod hasłem "Kobiety o kobietach". Spektakl znakomicie wpisuje się w tę myśl przewodnią. Czy to przypadek?

Agata Biziuk: To nie przypadek. Dyrektor artystyczny teatru, Marcin Hycnar, miał określoną wizję mijającego sezonu "Kobiety o kobietach". Tak się też składa, że w tym roku obchodzimy stulecie nadania kobietom praw wyborczych w Polsce, co jest dodatkową okolicznością do oddania czci paniom, które tworzyły historię i nadal ją tworzą. Przedstawienie będzie mocnym punktem w dyskusji na temat praw kobiet i ich miejsca w społeczeństwie, więc stanowić będzie taką "wisienkę na torcie" na zakończenie sezonu poświęconego właśnie paniom.

Tytuł spektaklu odsyła do szacownych niewiast piastujących wysokie stanowiska, będących jednocześnie postaciami tragicznymi, rozdartymi pomiędzy głosem serca a racją rozumu czy nakazem obowiązku. Czy takie będą Pani bohaterki?

- Można tak powiedzieć. W ostatnim czasie mocno zaintrygowała mnie kwestia Figury, czyli pomnika, innymi słowy człowieka z krwi i kości, który w pamięci zbiorowej staje się martwą ideą poprzez utknięcie w historycznych schematach. Przestaje być oddzielnym bytem, jest używany w zależności od potrzeb społecznych czy czasów. To między innymi spotkało nasze królowe - znamy o nich parę anegdot i garść faktów. Wiemy, że była Jadwiga, królowa Polski, że była Bona, która w szerszym kontekście pojawia się jako ta, której zawdzięczamy włoszczyznę. Ale co więcej możemy o nich powiedzieć? A przecież były prekursorkami walki o prawa kobiet, nie tylko paniami u boku swych mężów, ale postaciami wpływającymi na politykę państwa, o czym zwykle się nie pamięta, musiały stoczyć niejedną potyczkę o swoją niezależność i na forum osobistym, i publicznym. Poza tym, mówiąc o życiorysach wielkich ludzi, zapomina się często, że nie byli pozbawieni ludzkich cech, m.in.: kompleksów, dylematów, uczuć i emocji. Z tej swojej uczuciowości często musieli rezygnować w imię tak zwanej wyższej idei, na przykład "dla dobra kraju", jak choćby wspomniana Jadwiga. W naszym spektaklu, oczywiście w tragikomiczny sposób, poruszam aspekt bycia po prostu człowiekiem.

Jakie konkretnie postaci historyczne zobaczymy w przedstawieniu?

- Z polskich władczyń - królową Jadwigę, królową Bonę i Annę Jagiellonkę, a ponadto św. Stanisława, papieża Urbana VI, Elżbietę Łokietkównę i całą plejadę epizodycznie przewijających się postaci historycznych, które będą prowadzić dyskurs ze współczesnością. Skaczemy po epokach, dyskutujemy z tym, co było i z tym, co jest. Zastanawiamy się, czy tak naprawdę dużo się zmieniło, czy to, co nas bulwersuje w dawnych epokach, nie jest częścią współczesności, na ile wyciągnęliśmy wnioski z naszej historii. Bo przecież są ciągle państwa, w których "ustawia się małżeństwa", a w krajach trzeciego świata wciąż wykorzystuje się kobiety czy dzieci jako kartę przetargową, istnieje niewolnictwo. Myślę, że są to sprawy, o których warto pamiętać i rozważyć przy okazji naszego stulecia zrównania kobiet w prawach z mężczyznami.

Wracając do królowych, mam nadzieję, że widzowie będą poruszeni tym, jak bliskie nam potrafią być ich problemy, podobnie jak ja, czytając o polskich władczyniach, byłam pełna empatii, rozumiałam je i współczułam. Pisząc sztukę, odkrywałam historie ich życia pełne wątków sensacyjnych, romantycznych, często rozdzierających serce. To było naprawdę intrygujące.

Co w gronie koronowanych pań robi na przykład św. Stanisław?

- Stanisław nazywany jest często ojcem narodu polskiego. Tam, gdzie wspominamy matki, znaleźliśmy też miejsce dla ojca. Mężczyźni oczywiście biorą udział w naszym spektaklu, w życiorysach królowych pojawiają się ich mężowie, przyjaciele, partnerzy czy obserwatorzy. Między innymi przypominamy w przedstawieniu tragiczny finał Bony - w pojęciu Polaków zdradziła nasz kraj, porzuciła, w rzeczywistości samotna po śmierci męża poszła za głosem serca, wiążąc się z mężczyzną, który zdradził ją i otruł - szpiegiem Habsburgów.

W sztuce porusza się Pani na przestrzeni kilku wieków. Jak wiąże Pani całą rzecz fabularnie?

Technika teatralna tzw. patchworku nie jest dla mnie nowa.

- Przedstawienie to kolaż historyczny, który spina klamra dyskusji o kobietach. Przywołujemy bohaterki jak duchy, by oddać im cześć, podyskutować z nimi, wysłuchać. Można powiedzieć - są to swego rodzaju "kobiece dziady".

Jest to też spektakl muzyczny, muzykę skomponował Piotr Klimek. Aktorzy śpiewają na żywo, a nawet grają na instrumentach. Autorką scenografii jest natomiast Marika Wojciechowska, znana w Polsce z bardzo charakterystycznego języka i realizacji. Scenografia będzie się delikatnie zmieniać w ramach możliwości Małej Sceny. Marika zaznacza rys epoki w kostiumie, w wystroju scenicznym, ale jednocześnie nie pozbawia go akcentów współczesnych. Jest to płynne nawiązanie do idei przedstawienia - mówimy

o tym, co było kiedyś, ale w nawiązaniu do teraźniejszości.

I jak rozumiem z humorem, skoro jest to tragikomedia...

- Naszym założeniem nie jest widza umoralniać czy nauczać. Chcemy go wzruszyć, skłonić do refleksji, również rozbawić. Niektóre anegdoty, sytuacje czy bohaterowie wzbudzają w nas naturalnie pozytywne odczucia i tego się nie boimy. Tym bardziej że koncepcja patchworku, rewii postaci bliska jest formie kabaretu. Pojawia się więc humor. Nie jest to może taki bezpośredni, prosty dowcip, ale rodzaj groteski, która mam nadzieję, sprawi, że czas spędzony w teatrze będzie również przyjemny.

Wymieniła Pani szereg postaci, a w obsadzie tylko czwórka aktorów. Jak dają sobie radę?

- Aktorzy przeskakują z jednego wcielenia w drugie, ze świata w świat, zamieniają się, żonglują rolami. W kolejnych epizodach każdy gra kogoś innego. Jestem pod wrażeniem sprawności tarnowskiego zespołu, zmienianie co chwilę postaci, epoki, wrażliwości czy sposobu mówienia nie jest łatwe. Na scenie pojawią się: Matylda Baczyńska, Olek Fiałek, Karolina Gibki i Kinga Piąty.

Jakie walory swojego przedstawienia chciałaby Pani podkreślić, by zachęcić publiczność do wizyty w teatrze?

- Trudno mówić o walorach własnego spektaklu, ale spróbuję. Zapraszam serdecznie na rewię historycznych postaci, które w lekki, zabawny, ale niepozbawiony wzruszeń sposób opowiedzą o swoich czasach. Ich rzeczywistość często ma więcej wspólnego z naszą teraźniejszością, niż mogłoby się wydawać. Spektakl jest dynamiczny i drapieżny dzięki plastyce Mariki Wojciechowskiej, natomiast sugestywna muzyka Piotra Klimka robi naprawdę duże wrażenie. Jest w nim też miejsce na refleksję.

Dziękuję za rozmowę.

Polska prapremiera autorskiego spektaklu Agaty Biziuk "Heroiny" odbędzie się w Teatrze im. L. Solskiego w Tarnowie 17 czerwca o godz. 20, pokazy przedpremierowe - 15 czerwca o godz. 9 i 11.30 oraz 16 czerwca o godz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji