Artykuły

Życie w objeździe

- Graliśmy w siedmiu województwach. Byliśmy podzieleni na dwa zespoły. Miesiąc w objeździe, miesiąc w Gnieźnie, kiedy równocześnie graliśmy i próbowaliśmy nową sztukę. Nie zarabialiśmy wiele, ale żyliśmy swobodnie - EDMUND DERENGOWSKI opowiada o 41 latach pracy w Teatrze im. Fredry.

Stefan Drajewski: Warto było tworzyć sześćdziesiąt lat temu teatr zawodowy w Gnieźnie?

Edmund Derengowski: Warto. Teatr dał mi możliwość wyżycia się. Poznałem dzięki niemu ludzkie dramaty, poznałem też siebie. Granie nastrajało mnie do życia. Łatwiej mi się żyło. Najlepiej świadczy o tym moje 41 lat obecności na tej scenie i sześćdziesiąt lat istnienia teatru w Gnieźnie. Najpierw próbowali nas zamknąć w 1949 roku, ponieważ Gniezna nie było stać na teatr. Po interwencjach wszystkich świętych udało się przekształcić go w teatr państwowy. Drugą próbę likwidacji podjęto w latach 70. Wtedy władzom w sukurs przyszyła nawet miejscowa kuria Spędziłem w tym teatrze 41 lat życia Był całym moim życiem.

Skąd pomysł, aby w Gnieźnie tworzyć teatr?

- Gnieźnianie już podczas zaborów organizowali się w towarzystwach, które uprawiały sztukę aktorską. W dwudziestoleciu międzywojennym działały grupy, na przykład Wielkopolska Grupa Teatralna czy Zespół Lubowników Sceny. Przed wojną zacząłem studia w Konserwatorium Muzycznym w klasie operowej. Wojna to przerwała i dlatego podczas okupacji współtworzyłem z innymi trójki teatralne. Kiedy skończyła się wojna w sposób naturalny wróciliśmy do tworzenia teatru amatorskiego, z którego narodził się teatr zawodowy.

Jakie były początki?

- Bardzo trudne. Pamiętam, że nie było kurtyny. Wtedy nasz kolega Sylwester Banaszak z wikarym z katedry pojechali do ówczesnego ministra Michała Ruwfaca do Warszawy, z którym spędzili razem kilka lat w obozie. Kiedy Rusinek dowiedział się, jaki mają problem, natychmiast zorganizował nie tylko przydział materiału na kurtynę, ale wręcz materiał. Oni nadali go na bagaż i następnego dnia szwaczki z zakładów krawieckich - obecnie Polanex, w dwie noce za darmo uszyły kurtynę. 1 maja 1946 roku odbyła się premiera Były przemówienia kwiaty, brawa na stojąco, a zaraz potem zaczęła się objazdowa rzeczywistość. Jaka ona była?

- Graliśmy w siedmiu województwach. Byliśmy podzieleni na dwa zespoły. Miesiąc w objeździe, miesiąc w Gnieźnie, kiedy równocześnie graliśmy i próbowaliśmy nową sztukę. Nie zarabialiśmy wiele, ale żyliśmy swobodnie. Młodzi żyli teatrem, ale starsi aktorzy raczej cierpieli z powodu ciągłego podróżowania W objazd zabieraliśmy maszynkę do gotowania garnki. Marysia Deskur pamiętam gotowała nawet w hotelu obiady. Nie wszyscy się na to składali. Panie smażyły kotlety. Kiedyś w Chełmnie kierowca kupił kaczkę i dziewczyny ugotowały czerninę. To cementowało. Grając w Tucholi, mieszkaliśmy na kwaterach prywatnych. Poszliśmy w wolnym czasie na grzyby. Uzbieraliśmy dwa wiadra i była pyszna kolacja

Spotykaliście się poza teatrem?

- Oczywiście. Tworzyliśmy nie tylko wielką rodzinę teatralną, która czasami się także kłóciła ale próbowaliśmy także skupiać wokół siebie szersze środowisko kulturalne w mieście. Były małżeństwa teatralne.

Ile ról pan zagrał?

- Około 240. Kiedyś grało się znacznie częściej premierę niż teraz. Za dyrekcji Eugeniusza Aniszczenki dawaliśmy czasami 12-15 premier w roku. Każdą sztukę graliśmy około 60 razy.

Który okres najchętniej pan wspomina?

- Bardzo dobrze wspominam czasy Aniszczenki, - Jana Perza i Henryka Olszewskiego. Aniszczenko miał świetny gust, budował znakomity repertuar, kochał klasykę. Perz i Olszewski dbali o różnorodność repertuarową, myśleli głównie o widowni.

W jakich rolach się pan czuł najlepiej?

- Wolałem dramat od komedii. Mile wspominam Rankego w "Norze" Ibsena", Króla Teb w "Bachantkach", Kochanowskiego w "Drodze do Czarnolasu". To było coś pięknego. Reżyserował Jasiu Perz, ale scenografię opracował profesor Stańczak z Warszawy. On pokazał nam także renesansowy sposób poruszania się, sposób bycia.

Rozpoczął pan swoją karierę zawodowego aktora od udziału w komedii "Stary kawaler", a pożegnał się pan ze sceną...

- Ostatnią rolą, jaką zagrałem, była postać Gajowca w "Przedwiośniu" według Stefana Żeromskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji