Artykuły

Z "Kartoteką" w Dreźnie

Tadeuszowi Różewiczowi, jaką okazywało wczoraj twórcy "Dziadów"? Rozsypane w proch jak domek z kart, czy pojmie dlaczego bohaterowi "Kartoteki" świat i los rozsypały się, drzewa uschły i umarły filozofie? Jeszcze zanim wrocławski Teatr Polski zaprezentuje po raz pierwszy "Kartotekę" drezdeńskiej publiczności, czeka nas przedstawienie gospodarzy, miejscowego Staatstheater. Zespół znany jest w Polsce z ubiegłorocznych występów z "Matką Courage" Brechta (w reż. Hannesa Fischera, dyrektora sceny) w teatrze wrocławskim. Nasz pobyt w Dreźnie jest rewizytą.

Gospodarze wystawiają "Elektrę" Sofoklesa w przekładzie Gerharda Piensa, reżyserii Klausa Dietera Kirsta i scenografii Petera Sykory. Pusta scena o kolorycie wypalonego pejzażu. Tę samą spłowiałą barwę mają suknia Elektry i battle-dress Orestesa. Na tle brechtowskiej zgrzebności sceny i kostiumów rodzeństwa jarmarcznymi barwami odcinają się suknie królewskich uzurpatorów, Klitajmestry i Egista. Czyżby wada "słuchu" kolorystycznego podyktowała scenografowi te zestawienia jadowitego różu i szafirowego błękitu, podkreślanie tandetnego blichtru, co ma uchodzić za monarszy majestat? Groteskowy, przesadny makijaż Klitajmestry, złote papiloty Chryzotemis, córki posłusznej, Egist w cyrkowym stroju ni to atlety, ni to woltyżera przypominają trupę jakiegoś Spodka w rolach królewskich. Sofokles pozostawił Klitajmestrze niewiele monarszej godności i ludzkiej prawdy, drezdeńscy realizatorzy pozbawili ją tych cech całkowicie.

Z trzech antycznych wersji losu Elektry, Sofoklesa jest najbardziej odpychająca. Żadnych wątpliwości moralnych jak u Ajschylosa, milczącego cierpienia poniżonej bohaterki Eurypidesa; Elektra Sofoklesa żyje samą zemstą. Nie można z nią współcierpieć, współrozumieć, można tylko współnienawidzić. I Elektra Reginy Jeske jest aniołem świętego gniewu, nienawiści i zemsty. Duża sala drezdeńskiego Staatstheater rozbrzmiewa jej przeszywającym krzykiem. Życie jest "snem, śnionym nieprzytomnie, pełnym zgiełku i furii", z którego można się obudzić przez dzieło Krwi i zemsty. Kojący łagodną miękkością koloru, sur realną głębią przestrzeni obraz raz tylko pojawia się w przedstawieniu. Podczas burzliwej rozmowy matki z córką, dwie służebne w tle sceny za rozsuniętymi drzwiami królewskiego pałacu niosą obiatę na grób Agamemnona. Złocisto-biały koloryt obrazu każe myśleć o szczęśliwej niewinności dzieciństwa, minionym wieku harmonii i ładu.

Publiczność na sali, przeważnie starsza, nastawiona jak gdyby na inne fale. Z jej reakcji trudno cokolwiek wyczytać: aprobatę, sprzeciw, oburzenie. Oklaski są powściągliwe, ale grzeczne: trwają, dopóki trwają ukłony. Wielka niewiadoma na jutro.

Konferencja prasowa w klubie Staatstheater z udziałem Tadeusza Różewicza, dyrekcji wrocławskiego Teatru Polskiego, gospodarzy i dziennikarzy miejscowych i nas, dziennikarzy towarzyszących. Dramaty Różewicza zostały wydane w NRD już w 1974, w berlińskim Verlag Volk und Welt, wśród nich "Kartoteka" w przekładzie Henryka Bereski. Ale przekład nie uwzględnia późniejszych zmian dokonanych przez autora w tekście. Przedstawienie będzie więc tłumaczone na żywo, kwestia po kwestii. Największy niepokój budzi wśród miejscowych krytyków poetycka forma "Kartoteki", jej abstrakcyjność, jak mówią, nie przystająca do doświadczeń teatralnych tutejszego widza Ale może to właśnie jest największa szansa, odmienność? Entuzjastyczne przyjęcie "Nocy listopadowej" Wyspiańskiego podczas występów Starego Teatru w Berlinie i Weimarze zdaje się to potwierdzać. Tadeusz Różewicz cierpliwie wyjaśnia, jak czynił to wielokrotnie w komentarzach do swoich dramatów, że nie ma mowy o żadnej abstrakcyjności "Kartoteki", że jej istotą jest poszukiwanie nowej formy realizmu, realizmu poetyckiego. Resztę pokaże przedstawienie. A publiczność dziś inna niż na wczorajszej "Elektrze". Dużo młodzieży. Długowłose dziewczyny, brodaci chłopcy zajmują przynajmniej trzecią część sali. Rówieśnicy Niemieckiej Dziewczyny z dramatu. To przecież także do nich zwraca się "stary polski partyzant", bohater "Kartoteki": "Chcę powiedzieć, że to dobrze, Pani jest. (...) Młoda, z czystą jasną twarzą, z oczyma, które nie widziały. Chcę tylko jedno powiedzieć: nie czuje do Pani nienawiści i życzę szczęścia- (...) Widzi Pani, ja jestem uwalany w błocie, we krwi... Pani ojciec i ja polowaliśmy w lasach... (...) Na siebie. Z karabinami, ze strzelbami... (...) teraz lasy stoją ciche, prawda? Cicho jest w lasach. Proszę, niech się Pani uśmiechnie... W Tobie jest cała nadzieja i radość świata". "Nadzieja i radość świata" ogląda przedstawienie w wielkim skupieniu. Niektórzy - mimo symultanicznego przekładu na słuchawki - z tekstem na kolanach. Są dociekliwi, świat dla nich zaczął się od nowa Ich drzewa stoją zielone i żywe -- po prostu drzewa. Pokolenie bez biografii nie jest przecież pokoleniem bez świadomości. Gdzieś w środku ich miasta, obok placów dziecięcych zabaw i pionierskich capstrzyków, wśród plakatów ku czci 60-lecia Rewolucji Październikowej przebiega ulica-widmo, .dramatycznie oddzielająca dwa różne czasy, nadziei i nienawiści.

"Leżący pod ścianą" Różewiczowski prostaczek, któremu kataklizm pomieszał czasy i pojęcia, antybohater, którego abstrakcyjności obawiali się tutejsi krytycy, znalazł drogę do widowni. Napięta niepewnością atmosfera po obu stronach rampy rozluźnia się. Publiczność reaguje na każdą sytuację, dowcip, aluzję.

Finał przedstawienia - Zdzisław Kozień gazetą ukoronowany , w zakrwawionym płaszczu- prześcieradle, z nadgryzionym jabłkiem w ręce, polski "ecce homo" schodzi ze sceny. Chór Starców śpiewa wiersz Tadeusza Różewicza "Drzewo":

Byli szczęśliwi

dawniejsi poeci

świat był jak drzewo

a oni jak dzieci (...)

A nasze drzewo

w nocy zaskrzypiało

I zwisło na nim

pogardzone ciało.

Melodia partyzanckiej ballady płynie w przejmującej ciszy widowni. W szczerość długotrwałych oklasków nie można wątpić. Sukces poety, teatru, reżysera, sukces aktorów. Ale i coś więcej, coś, co przekracza granice sztuki, języka i odmienności. Tragiczna maska śmiejącego się przemówiła. Tak właśnie, z całym entuzjazmem, określa najistotniejszą treść przedstawienia naczelny dramaturg Staatstheater dr Gerhard Piens, dziękując poecie i zespołowi.

Jak wyjaśnić ten sukces? "Kartoteka" jest jednym z najświetniejszych tekstów polskiej dramaturgii współczesnej. Wrocławskie przedstawienie Tadeusza Minca, dobrze znane polskiej publiczności, opisane na tych łamach, w scenicznych dziejach dramatu stanowi interpretację znacząca dzięki temu, że tak wyraziście wyprowadza biografię antybohatera z jego doświadczeń wojennych. A także z romantycznego rodowodu Konradów i Kordianów. Niemiecka publiczność zapewne nie do końca rozumie te osobliwie polskie związki historii ze współczesnością, przypuszczalnie nie wie, skąd w apostrofie Chóru Starców wziął się czterowiersz: "Dzieckiem w kolebce, kto łeb urwał hydrze, Ten młody zdusi centaury. Piekłu ofiarę wydrze, Do nieba pójdzie po laury".

Nawet jeśli nie do końca uświadomiony, romantyczny rodowód wrośnięty w duszę "szarego człowieka", jednego z tłumu, z naturszczykowską prawdą zagranego przez Zdzisława Kozienia, zdaje się kluczem do tajemnicy. Różewiczowski antybohater ujmuje tę publiczność mądrą świadomością swego losu, która nie poddaje się potężnym wmówieniom, a każdą prawdę zbiorowości przeżywa na własny rachunek i odpowiedzialność. Ze sceptycyzmem

i ironią, które pozwalają pozostać sobą, zachować ludzkie "ja" W świetle tamtego odbioru "Kartoteka" nabiera całkiem nieoczekiwanego znaczenia. Staje się dramatem przeciętnego człowieka, który zachował instynkt moralny i własną twarz, mimo że historia uczyniła wszystko, aby mu je odebrać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji