Artykuły

Stracone złudzenia

To już chyba nie epidemia?! Pada kolejna, wznowiona po ćwierćwieczu sztuka Friedricha Durrenmatta. Po nieudanym come back "Romulusa Wielkiego", i teraz okazuje się, że i "Fizykom" brakuje oddechu. Publicystyczne przesłanie, które było kiedyś siłą, dziś ciąży, jak kula u nogi. Nie da się ukryć, że oglądane po latach sztuki Durrenmatta sprawiają wrażenie efektownej konfekcji, która szybko wyszła z mody. Inna rzecz, że teatr nie zrobił i nic, aby z "Fizyków" przyrządzić danie strawne. A wprost przeciwnie. Choć Mobius, Einstein i Newton sami zajadają się zupą z knedelkami z wątróbek i z wielkim upodobaniem smakują poulet a la broche, nam uroczyście serwują gniot z zakalcem. Właśnie - uroczyście. Ulubionym sposobem mówienia jest bowiem na scenie Teatru Małego celebrowana deklamacja. Deklamuje się więc o miłości, poświęceniu, szaleństwie, zbrodni itp. Nawet nonszalancja jest tu patetyczna, choć to rzecz wcale nie tak prosta do osiągnięcia. Przez dwie godziny aktorzy raczą nas słowami wypranymi z uczuć, prawdy, siły. I o to mam do przedstawienia główną pretensję. Bo już to, że ani scenograf, ani reżyser nie mieli żadnego pomysłu na odgrzanie tej sztuki, uważam za mniejsze, choć symptomatyczne zło.

Tymczasem jest kilka powodów, dla których chciałoby się, żeby to było lepsze przedstawienie:

PO PIERWSZE dlatego, by najlepiej usytuowany teatr w stolicy, w którym każde nie wykorzystane miejsce, to skandal, nie świecił i pustkami;

PO DRUGIE, aby jeśli już tracić co do Durrenmatta złudzenia, to tracić je w lepszym stylu. Do dziś mam w pamięci przeżycie, wywołane inscenizacją Ludwika Rene w 1963 r. w Teatrze Dramatycznym, z Łuczycką, Świderskim, Fettingiem i Płotnickim, i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że niezależnie od tego, na ile Durrenmatt się przeżył, to "Mały" zrobił mu niedźwiedzią przysługę;

PO TRZECIE wreszcie, w przedstawieniu tym wróciła na scenę, nie widziana na niej od siedmiu lat, wielka polska aktorka Irena Eichlerówna. Obowiązkiem teatru było zrobić wszystko, by był to powrót godny i okazały, stosownie do rangi wydarzenia. A tak się nie stało. I fakt ten obciąża "Fizyków" dodatkowo.

Cóż poza tym? Myślę, że my i widzowie wykazaliśmy sporo zrozumienia dla konsekwencji rozmaitych kataklizmów, tak personalnych, jak i żywiołowych, jakie nawiedziły Teatr Narodowy (pośrednio również jego małą scenę, czyli Teatr Mały) w ciągu ostatnich lat. Jednakże i od jednych, i od drugich upłynęło już sporo i czasu. Wystarczająco, byśmy wyrozumiałość dla tej sceny mogli zamienić na satysfakcję z jej przedstawień. Daj Boże, z Nowym Rokiem - nowe szczęście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji