Artykuły

Mobbing, molestowanie, szantaż. O pracy kobiet na festiwalu Bliscy Nieznajomi

"Workplace" Natalii Fiedorczuk-Cieślak w reż. Bartka Frącowiaka z Teatru Polskiego w Bydgoszczy / Biennale Warszawa na XI Spotkaniach Teatralnych "Bliscy Nieznajomi" w Poznaniu. Pisze Stanisław Godlewski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Spektakl "Workplace", pokazany w niedzielę w Teatrze Polskim, powstał jako jedna z ostatnich premier Teatru Polskiego w Bydgoszczy za dyrekcji Pawła Wodzińskiego i Bartosza Frąckowiaka. Stawia ważne pytania o granice przemocy, jakiej można doświadczyć w miejscu zatrudnienia

Drugim "finisażowym" spektaklem bydgoskiej dyrekcji była "Solidarność", której pokaz, w zmienionej wersji, odbędzie się na Bliskich Nieznajomych w środę. Festiwal rozpoczął się 28 maja, a jego tegorocznym hasłem jest "Polska".

Spektakl "Workplace" był na początku przede wszystkim głosem trzech aktorek - Beaty Bandurskiej, Magdaleny Celmer i Anity Sokołowskiej - które w niedługiej przyszłości stracą pracę albo będą musiały pójść na jakiś wewnętrzny kompromis i układać się z dyrekcją, której program nie jest im po drodze. Opowieść o różnych aspektach pracy kobiet była formą symbolicznego pożegnania tych artystek - zwłaszcza w finałowej scenie, gdy cytowały swoje ukochane role zagrane na deskach bydgoskiego teatru.

Tymczasem minął rok. Część osób z zespołu - w tym twórczynie tego spektaklu - z Bydgoszczy odeszła, część została. Zarówno "Workplace", jak i "Solidarność", przygarnął początkowo TR Warszawa, a potem były grane pod szyldem Biennale Warszawa, czyli nowej instytucji kulturalnej prowadzonej przez Frąckowiaka i Wodzińskiego. Biennale mniej skupia się na produkowaniu spektakli, bliżej mu raczej do miejsca spotkań, dyskusji, interdyscyplinarnych projektów.

Kobiety w dziwnym symulatorze

Zatem minął rok, losy ludzkie potoczyły się tak, a nie inaczej, zaś spektakl dalej jest grany. Opadła już emocjonalna atmosfera "pożegnania", można się bliżej przyjrzeć temu, jak całość jest zrobiona, jak działa.

Trzy kobiety, zredukowane do nazw: K1, K2, K3, znajdują się w jakimś dziwnym symulatorze, w którym kobiecy głos (należący, jak się potem okazuje, do Wolnego Rynku), rozkazuje im odgrywać sytuacje związane z pracą. Mamy zatem sceny upokarzającego zwolnienia kobiety, której zostało dwa lata do emerytury, ostracyzmu starszych koleżanek wobec młodej i naiwnej stażystki, mobbingu i molestowania seksualnego, ustawicznego dręczenia i szantażu, kurczowego trzymania się beznadziejnego etatu z braku perspektyw na lepszą pozycję. Ach, byłbym zapomniał - jest również pokazana tak zwana klasa kreatywna, która pracuje "od projektu do projektu", której pasja do wykonywanej pracy myli się z wyzyskiem.

Wszystko to wykonane za pomocą różnych gatunków teatralnych - czasem bliskich grotesce czy horrorowi, czasem sentymentalnemu realizmowi. Aktorki świetnie wykorzystują sytuacje i przestrzeń, podbijają konwencje, nierzadko wywołując śmiech na widowni, by za chwilę ściąć wszystko przejmującym, prostym przekazem. Bardzo pomaga w tym tekst napisany przez Natalię Fiedorczuk, nagrodzoną Paszportem "Polityki" za książkę "Jak pokochać centra handlowe".

Tu Fiedorczuk bawi się językiem, tworzy absurdalne sytuacje i piętrowe dowcipy, zza których wyziera groza życia codziennego i desperacja. Bo kto z nas właściwie nie ma podobnych doświadczeń?

O możliwości pracy bez przemocy

Praca to oczywiście temat rzeka i niemal każdy miałby na ten temat coś do powiedzenia. Dlatego tym bardziej cieszy to, że reżyser Bartosz Frąckowiak razem z twórczyniami, choć dotyka uniwersalnego tematu, unika uniwersalizacji. Po pierwsze mowa jest o pracy kobiet, co już dużo zmienia w rozmowie na temat zatrudnienia, warunków i stosunków panujących w firmach. Po drugie, każda ze scenek ma mniej lub bardziej zarysowane podłoże klasowe. Wiadomo, że czym innym jest praca w domu, praca na etacie w dużej firmie czy praca fizyczna w supermarkecie. Inaczej, gdy pracownica ma lat 24, a inaczej gdy ma 58. W "Workplace", choć wszystko reguluje Wolny Rynek, to nikt nie stara się stworzyć jednego modelu doświadczania pracy czy wyzysku.

Najbardziej dotkliwie brzmi ostatnia scena. Wcześniej aktorki mówiły o zagranych rolach i odchodzeniu z teatru (ich zakładu pracy). Teraz mają się wypowiadać na temat "utopii pracy". Mówią o chęci odpoczynku, choć na godzinę; o możliwości pracy bez hierarchii czy przemocy. Pytanie o utopię pracy, choć z pozoru absurdalne, jest bardzo zasadne. Bo póki nie zaczniemy wymyślać i walczyć o to, jak chcemy, żeby nasza praca wyglądała, póty nic się nie zmieni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji