Artykuły

Ofiary miłości

W reżyserii Laco Adamika zobaczymy troje tegorocznych absolwentów szkół teatralnych, którzy dostali angaż do Teatru Powszechnego: Annę Moskal i Marię Seweryn po Akademii Teatralnej w Warszawie oraz Marcina Władyniaka po łódzkiej Filmówce

"Ofiary miłości"

Marcin Władyniak - Hipolit

Czyżby pojawił się nowy amant? Marcin Władyniak w "Fedrze" zagra Hipolita - syna króla Tezeusza, do którego opętańczą miłością zapałała królowa Fedra. Na studia aktorskie dostał się od razu po maturze. - Asekuracyjnie złożyłem papiery, również na socjologię i AWF. Nie wierzyłem, że mi się uda - mówi dziś. Dużo szczęścia miał też podczas studiów. Już na drugim roku miał szansę sprawdzenia swoich sił w filmie. Michał Rosa powierzył mu główną rolę męską w "Farbie". Dwójka zbuntowanych młodych ludzi: Farba (Agnieszka Krukówna) i Cyp (Marcin Władyniak) błąka się po Polsce. - Film przypomniał mi trochę kino Jarmuscha. Dwójka młodych ludzi gna gdzieś bez celu. Na planie mieliśmy dużo swobody, możliwości improwizowania. Ale dziś zagrałbym tę rolę zupełnie inaczej - mówi. Kolejnym wyzwaniem była duża rola w spektaklu dyplomowym. Zagrał Stanleya w "Tramwaju zwanym pożądaniem" Tennesee Williamsa w reż. Mariusza Grzegorzka. - Lubię role silnych mężczyzn, chociaż sam nie czuję się silnym mężczyzną - zwierza się. Od początku sezonu ma etat w Teatrze Powszechnym. - To dla mnie wielkie wyróżnienie. Nie tak łatwo dziś o angaż w teatrze. Z mojego roku tylko cztery osoby mają szansę grać w Warszawie - opowiada. Jaki jest Hipolit? - Wciąż go szukam. Młody człowiek, bardzo wrażliwy i bardzo silny zarazem. Ale jego siła i wrażliwość rozbijają się o los. Nikt w sztuce nie jest winowajcą, wszyscy ofiarami miłości. Hipolit ofiarą miłości do Arycji, Fedra do Hipolita, Enona do Fedry - mówi Marcin. Jak Hipolit reaguje na wyznanie miłosne swojej macochy Fedry? - Jest zamurowany, sparaliżowany. Nie tylko dlatego. że jest od niego starsza, że jest żoną jego ojca, ale też dlatego, że dotychczas traktowała go jak wroga - uważa. Ostatnie próby są szalenie napięte. - Ochrypłem. Dużą przeszkodą do pokonania, ale szlachetną, jest skomplikowany wiersz Racine'a - opowiada. - To bardzo wyczerpująca rola. Na próbach nie biegam, nie fikam koziołków, a jednak odczuwam fizyczne zmęczenie. W przerwie nie wychodzi z teatru, ćwiczy samotnie w sali prób. Kiedy po 22 wraca do domu, też myśli o spektaklu. - Moja żona jest wyrozumiała. Jest aktorką. Teraz też ma próby w Teatrze Powszechnym. Gościnnie wystąpi w "Szopce" Stanisława Tyma. Między próbami spotykamy się w teatralnym bufecie.

"Najwyższa szkoła jazdy"

Anna Moskal - Ismena

Jeden z najciekawszych debiutów aktorskich zeszłego sezonu. Jej Irina w "Trzech siostrach" Czechowa, którą zagrała, będąc jeszcze studentką czwartego roku warszawskiej Akademii Teatralnej, rzuciła recenzentów na kolana. Rozbawiona dziewczyna, tańcząca beztrosko Jezioro łabędzie" na swoich imieninach, w czwartym akcie staje się smutną, zmęczoną kobietą, która twardo przyjmuje wiadomość o śmierci narzeczonego. "Młodej aktorce udało się zagrać rzecz niebywałą: czas, który żłobi w człowieku głębokie rany" - pisano po premierze. - Do oceny krytyków staram się odnosić z dystansem. Dla mnie najważniejsze jest to, co dzieje się w trakcie przedstawienia między mną a publicznością - mówi. Do szkoły teatralnej dostała się od razu po maturze. - Egzaminy zdawałam niezupełnie jeszcze świadomie, niewiele umiałam. Przygotowywałam się sama. Wybór tekstów, które miałam mówić przed komisją, był raczej przypadkowy - opowiada dziś. Na studiach miała okazję zagrać cały wachlarz ról kobiecych: od dziecinnej Wieroczki w "Miesiącu na wsi" do Witkacowskiej matki. - Nie tracę pewności, gdy ktoś mówi, że jestem do pewnych ról mniej lub bardziej predestynowana. To powierzchowne - uważa. - Zresztą nie sama rola jest dla mnie najważniejsza, ale przedsięwzięcie, w którym biorę udział, a także wewnętrzne przekonanie, że jako zespół tworzymy coś cennego. Dlatego tak ważne było dla niej spotkanie przy "Trzech siostrach" z reżyserką Agnieszką Glińską. - W niebywałej uwadze i skupieniu wszyscy przez trzy miesiące staraliśmy się stworzyć coś dotkliwego - opowiada. Nie była to jej jedyna praca nad "Trzema siostrami" Czechowa. W spektaklu dyplomowym według sztuk Czechowa przygotowanym przez Mariusza Benoit w Akademii Teatralnej (prezentowanym również na małej scenie Teatru Narodowego) wystąpiła we fragmencie "Trzech Sióstr", ale jako najstarsza siostra - Olga. Nie występowała jeszcze w filmie: - Dostaję propozycję, ale, niestety, muszę często odmawiać. Nie chcę, żeby ktoś się mną jednorazowo posłużył, wykorzystał moje naturalne warunki. W polskim filmie często zdarza się, że ktoś znika po debiucie albo po kilku rolach - mówi. - Dlatego czekam na rolę znaczącą, którą będę mogła poruszyć widzów, w której będę miała szansę pokazania moje aktorskie możliwości. Od tego sezonu jest aktorką Teatru Powszechnego. Po Irinie zagrała niewielką rolę w "Tatuowanej róży" Tennessee Williamsa. Teraz Annę Moskal zobaczymy w "Fedrze" Racine'a jako Ismenę. - Gram postać pomocniczą, ale jest to dla mnie bardzo cenne doświadczenie. Umiejętność grania wierszem, znalezienie poprzez jego formę sensu, a potem aktorskiej prawdy to najwyższa szkoła jazdy.

"Na wysokich tonach"

Maria Seweryn - Arycja

Dotąd mogliśmy ją oglądać jedynie w filmie. Od epizodu w "Dyrygencie" Andrzeja Wajdy ("Miałam wtedy kilka lat i nic nie pamiętam" - mówi dziś) do głównych ról w "Kolejności uczuć" Radosława Piwowarskiego i "Matce swojej matki" Roberta Glińskiego. Teraz zobaczymy ją na scenie. Zagra Arycję w "Fedrze" Racine'a w reżyserii Laco Adamika. Kulisy Teatru Powszechnego znała od dziecka. "Medeę" z Krystyną Jandą w roli tytułowej widziała kilkanaście razy. - Nie pamiętam dokładnie spektaklu, ale wiem, że było to moje ulubione przedstawienie i pamiętam, że coś fantastycznego było w atmosferze tego teatru, dobrze się tu czułam - wspomina. Od chwili, kiedy poważnie zaczęła myśleć o aktorstwie, marzyła o Teatrze Powszechnym. Od tego sezonu ma tu angaż. - Nie byłam tylko pewna, czy to dobry pomysł, żebyśmy grały z mamą w jednym teatrze. Zawrze chciałam być niezależna od rodziców, a teraz mam stanąć na jednej scenie z mamą? - zastanawiała się jeszcze niedawno.

Ale dziś już nie ma wątpliwości. W "Fedrze" zagra właśnie u boku Krystyny Jandy. Rola Arycji będzie jej debiutem teatralnym. Poza spektaklami szkolnymi i zastępstwem w "Nocy listopadowej" w Teatrze Narodowym nie miała dotąd okazji stanąć na scenie. - Stanąć i coś powiedzieć. W szkole nigdy nie graliśmy na dużej scenie, nie nauczyłam się mówić ze sceny. A teraz co chwilę przerywają mi: "Stop, nie słychać cię!", "Stop, nie rozumiem, co mówisz!" - opowiada. - Na szczęście jestem tu z Anią Moskal, moją koleżanką z roku, która debiutowała w tym teatrze już kilka miesięcy temu. Bardzo mi pomaga i dodaje otuchy. Nie jest też łatwo z wierszem Racine'a. - Mam wrażenie, że w tej sztuce cały czas gra się na wysokich tonach, skrajnych emocjach. Tak jakby każde zdanie miało być ostatnim wypowiedzianym przed śmiercią - twierdzi. Boi się fałszu, nienaturalności w grze. Problemem w szkole była też tzw. kobiecość. - Zawsze postrzegano mnie jako chłopczycę. - Arycja nie ma jeszcze tej kobiecości, tej świadomości ciała. Jest niewinna, jest dziewicą - mówi. "Fedra" to historia wielkiej, namiętnej miłości. Niespełnionej. Fedra kocha pasierba Hipolita, który wbrew woli ojca Tezeusza, w której wszystko się rozwija, wszystko kwitnie, ale to, co naturalnie należy się jej od życia, jest zakazane. Jest ostatnim potomkiem dynastii wrogiej królowi - opowiada aktorka. Tezeusz pozwolił jej żyć, ale żaden mężczyzna nie może się do niej zbliżać. Tymczasem Hipolit ją kocha, a ona odwzajemnia jego uczucie. - Ale na drodze do szczęścia pojawia się królowa Fedra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji