Artykuły

Wojciech Malajkat ładuje akumulatory na Mazurach

Jego tata był stolarzem, a mama - krawcową. Rodzice nauczyli go w dzieciństwie szacunku do pracy i innych ludzi. Dlatego nigdy nie "gwiazdorzył". Choć jest jednym z najzdolniejszych aktorów swego pokolenia, dziś poświęca się pracy pedagogicznej.

Ostatnio rzadko oglądamy go na dużym i małym ekranie. W ciągu minionych czterech lat mignął nam tylko w kinach jako jeden z bohaterów "Listów do M.". Być może to dlatego, że zajmuje go przede wszystkim praca pedagogiczna ze studentami aktorstwa oraz rektorowanie stołecznej akademii teatralnej. Nie zaprzecza, że coraz rzadziej dostaje ciekawe propozycje do zagrania. Dlatego teraz głównie występuje na scenie.

- Nie interesują mnie złe scenariusze. Co więcej, jeśli znajdę się w miejscu, w którym panuje pośpiech i bałagan, od razu się z niego wycofuję. To, że najrzadziej widać mnie w telewizji oznacza, że zwyczajnie nie ma tam dla mnie ciekawej propozycji. Uważam jednak, że żadna praca nie hańbi, dlatego nie przeszkadza mi praca z kamerą - deklaruje w serwisie Menstream.

Urodził się w Mrągowie. Tata był stolarzem, a mama krawcową. To sprawiło, że w ich domu panowały proste zasady - odpowiedzialność za własny los i poszanowanie dla pracy. Dlatego mały Wojtek pomagał rodzicom, od kiedy stał się samodzielny - palił w piecu i biegał na przystanek autobusowy, by pomóc mamie przynieść siatki z zakupami.

- Dorastałem na podwórku, gdzie mieszkali Ukraińcy, autochtoni, czyli Mazurzy (ja też się do nich zaliczam, bo ojciec jest spod Królewca), Rosjanie i Polacy, którzy przyjechali z centrum kraju. Nie było żadnych podziałów - rodzice siedzieli razem na ławkach, a my, dzieci, się bawiliśmy -wspomina w magazynie "Pani".

W szkole Wojtek lubił rozbawiać innych. Nic więc dziwnego, że przystąpił do działającego w niej kabaretu. Pod czas jednego z jego występów zobaczyła go kierowniczka mrągowskiego kółka teatralnego przy tamtejszym domu kultury. Dostrzegła iskrę talentu w rozbrykanym chłopaku - i zaprosiła go na swe zajęcia. Przed maturą wzięła Wojtka na poważną rozmowę i oznajmiła: "Uważam, że powinieneś zdawać do szkoły teatralnej". "Pani chyba myli mnie z kimś innym" - odpowiedział, bo myślał, żeby zostać nauczycielem geografii lub polskiego. Zaskoczeni byli również rodzice.

- Kiedy im powiedziałem, że jadę zdawać do szkoły filmowej, mama poszła do kościoła modlić się, żebym się nie dostał. Tata był bardziej wyrozumiały. Pamiętam moment, kiedy mu powiedziałem o swoim planie. Stał wtedy przy stole stolarskim, coś tam strugał. Nagle spojrzał i powiedział: "To jest twoje życie, synu - wyznaje w "Twoim Stylu".

Wojtek zdecydował się -i pojechał do Łodzi. Tam stanął przed komisją - i tak dukał wykute na blachę teksty, że komisja pękała ze śmiechu. Ku swojemu zdziwieniu... dostał się jednak na uczelnię.

Na drugim roku miał poważny kryzys. Wręcz fizycznie cierpiał na nostalgię za domem. Brakowało mu nie tylko rodziców i własnego kąta, ale również całej mazurskiej przyrody. Poszedł do lekarza i opowiedział o wszystkim. "Ja tu usycham. Zmieniam się w wiór" - wyznał. Dostał tydzień zwolnienia i pojechał do domu. Tam nabrał w płuca wilgotnego powietrza znad mazurskich jezior - i odzyskał ochotę na życie.

- Kiedy po maturze wyjechałem na studia do Szkoły Filmowej w Łodzi, byłem oszołomiony różnicą. Pośpiechem wielkiego miasta, brakiem zainteresowania dla bliźniego, cynizmem, sprytem, cwaniactwem. Ale w Filmówce nie czułem się gorszy. Może dlatego, że prawie cały mój rok był z prowincji. Nie udowadnialiśmy swojej wyższości, tylko wspólnie pracowaliśmy - deklaruje w "Twoim Stylu".

Los chciał, że na studiach Wojtek poznał fajnych kumpli. Każdy był z innej strony Polski. Piotr Polk przyjechał z Kalet, Zbyszek Zamachowski z Brzezin, a Czarek Pazura - z Niewiadowa. Razem się uczyli, razem imprezowali i razem podrywali dziewczyny. Co najważniejsze - ta przyjaźń przetrwała do dzisiaj.

- Poznaliśmy się w akademiku łódzkiej Filmówki, gdzie studiowaliśmy. Wiem, że mogę na nich liczyć. I nadal wytrzymujemy ze sobą! Może tajemnica tkwi właśnie w tym, że jesteśmy różni: najładniejszy jest Piotr Polk, najbardziej charakterystyczny Zbyszek Zamachowski, a najmądrzejszy jestem ja (śmiech). Gdyby było trzech amantów, to może byłoby trudniej, bo byśmy ze sobą rywalizowali - śmieje się w Onecie.

Tuż po studiach młody aktor zadebiutował rolą, o której jego koledzy marzą czasem przez całą karierę - tytułową postacią w "Hamlecie" Szekspira. Ten występ automatycznie zwrócił na niego uwagę całej branży i otworzył mu drzwi do kariery. Najważniejsze jednak było, że w ten sposób rozpoczął swoją przygodę z teatrem Jerzego Grzegorzewskiego. Artystyczny związek aktora z reżyserem przetrwał do połowy minionej dekady.

- Moim wielkim przyjacielem przez kilka ostatnich lat był Jerzy Grzegorzewski. Pracowałem z nim od początku kariery aktorskiej, czyli przez 20 lat. Nie mogę oddzielić przyjaźni od naszego porozumienia artystycznego.

Na tym gruncie ona się zaczęła i z tego wynikała. Od pewnego momentu mówiliśmy sobie po imieniu. To było dla mnie wyróżnienie - opowiada w Onecie.

W kinie rozpędzał się trochę wolniej. Małe role, od których zaczynał, były jednak na tyle wyraziste, że Jerzy Hoffman zaangażował go w 1992 roku do swego filmu "Piękna nieznajoma". Wojtek do dziś wspomina ten występ - ponieważ musiał zagrać nago scenę łóżkową z samą Grażyną Szapołowską. Choć dziś są już kolegą i koleżanką po fachu, zdarza mu się o niej myśleć jak o "pani Grażynie". Potem szło mu coraz lepiej. Ostatnia wielka rola filmowa aktora, to chyba Rzędzian w "Ogniem i mieczem" - ponownie zagrana pod okiem Hoffmana.

- Popularność jest bardzo miła - dowodzi, że to, co robię, nie trafia w próżnię. Krępująca bywa tylko wtedy, kiedy na przykład jestem na plaży w kąpielówkach, a ktoś prosi mnie o zdjęcie z autografem. Chciałbym jednak zaznaczyć, że popularność nie jest celem mojej pracy - podkreśla w serwisie Menstream.

Wojtek poznał Kasię w liceum. On pochodził z Mrągowa, a ona z Mikołajek. Mieli się ku sobie jeszcze przed maturą, ale jak to często bywa w tym okresie życia, każde wybrało inną szkołę i poszło swoją drogą. Kasia skończyła studium nauczycielskie - i wyjechała dorabiać za granicę. Kiedy wróciła, Wojtek zaczynał aktorską karierę. Wpadli na siebie na Mazurach - i uczucie, którym kiedyś zaczynali się darzyć, przypomniało o sobie ze zdwojoną siłą. Pobrali się na początku lat 90. i zamieszkali w stolicy.

- Małżeństwem jesteśmy wiele lat, nie pamiętam daty. Jak się udało? Może to kwestia umiejętności ustępowania sobie. Bo często nieporozumienia zaczynają się od drobiazgów. A my nie robimy problemu z tego, że nóż nie leży w tym miejscu co zwykle. Jeśli nie ma kłótni o drobiazgi, wtedy człowiek czuje się bezpiecznie i nie chce tego tracić - tłumaczy w "Twoim Stylu".

Dom Malajkatów był zawsze otwarty na innych. Najczęstszymi gośćmi byli w nim Piotr Polk i Zbyszek Zamachowski. Najpierw sami, a potem z dzieciakami. Nic dziwnego, że para małżonków ma dzisiaj aż szesnastu chrześniaków! Kasia i Wojtek nie doczekali się własnego potomstwa - dlatego pod koniec minionej dekady zaadoptowali dziewczynkę i chłopca. Co roku cała rodzina spędza wakacje na Mazurach. Tam cała rodzina może naładować akumulatory na każdy następny rok.

- Mrągowo jest piękne, kiedy nie ma tam turystów. Lubię tam przyjechać wiosną, jesienią i zimą, kiedy ruch jest mniejszy i jest to takie samo senne miasto, które pamiętam z dzieciństwa. Spędzam tam głównie wakacje, bo mieszkam w Warszawie. W Mrągowie mam azyl - tłumaczy w "Gali".

***

WOJCIECH MALAJKAT

Aktor filmowy, telewizyjny i teatralny.

W 1986 ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Od 1986 występował w Teatrze Studio i Teatrze Narodowym w Warszawie. Od stycznia 2009 był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Syrena w Warszawie. Zajmował to stanowisko do 2017 roku. Od 2010 posiada tytuł profesora sztuki teatralnej. Dwa lata później został wybrany rektorem Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie w kadencji 2016-2020.

W kinie zagrał najważniejsze role w "Mów mi Rockefeller", "Pięknej nieznajomej" i "Ogniem i mieczem". Oglądaliśmy go także w telewizyjnych serialach - "Czterdziestolatek 20 lat później", "Klasa na obcasach" czy "13 Posterunek". Ma dwoje adoptowanych dzieci: Michalinę i Kacpra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji