Artykuły

Pieśń, czyli zderzenie żywiołów

- Wykonanie pieśni uwrażliwia, wymaga sięgnięcia po bardzo subtelne środki wyrazu. Uderza w nowe struny instrumentu, jakim jest głos. Projektem "Pieśń-Teatr Stówa" obalamy stereotypy - mówi Katarzyna Oleś-Blacha, pomysłodawczyni cyklu w Operze Krakowskiej w Krakowie.

Co takiego jest w pieśni, że warto poświęcać jej osobny cykl koncertów?

- Jest w niej niepowtarzalne piękno płynące z połączenia poezji i muzyki. W wyniku zderzenia tych dwóch żywiołów, zmieszanych z emocjami śpiewającego artysty, powstaje nowa jakość, którą nazwaliśmy "teatrem słowa" - swoisty teatr uczuć jednego aktora.

Mówiła Pani kiedyś, że gra w tym "teatrze słowa" to szczególny sprawdzian dla każdego solisty.

- Mogłoby się wydawać, że dla śpiewaków na co dzień przygotowujących monumentalne, operowe dzieła, wykonanie pieśni będzie przyjemną zabawą. I rzeczywiście, jeśli chodzi o możliwości głosu, jego zakres i wytrzymałość, nie ma trudniejszego sprawdzianu niż opera, a szczególnie w stylu bel canto. Jednak pieśń uderza w nowe struny instrumentu, jakim jest głos. Jej wykonanie uwrażliwia, wymaga sięgnięcia po bardzo subtelne środki wyrazu. To zadanie niełatwe, ale za to odświeżające i dające okazję do treningu nad szlachetnością brzmienia. Praca nad pieśnią wymaga też zmiany myślenia o końcowym efekcie projektu. Kiedy przygotowujemy operę, wiemy, że wkładamy wysiłek w stworzenie dzieła, które będzie pokazywane przez wiele miesięcy czy lat. W przypadku pieśni zaś musimy pogodzić się z faktem, że owoc naszej ciężkiej pracy zostanie pokazany tylko raz, w czasie niepowtarzalnego koncertu.

Warto?

- Oczywiście, bo satysfakcja artystyczna z przygotowania takiego widowiska jest ogromna. Praca nad nim to nie tylko rozwój głosu, ale też wiedzy i poszerzenia kompetencji. Zaproszeni do współpracy artyści w trakcie ustalania repertuaru często dokonywali odkryć fragmentów dorobku znanych kompozytorów, o których dotąd nie mieli pojęcia. A do tego mieli możliwość zagrania z najlepszymi instrumentalistami w niezwykłych przestrzeniach, jakimi są Kopalnia Soli w Wieliczce czy Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Wszystkie te elementy zsumowały się w niezwykłe, artystyczne przeżycie.

Skoro pieśń jest tak niezwykłym gatunkiem, dlaczego opery i filharmonie tak rzadko po nią sięgają?

- Zazwyczaj powodem, dla którego nie proponuje się publiczności jakiegoś muzycznego gatunku, jest niska frekwencja na koncertach. Ta z kolei wynika z mitu, że dany rodzaj utworów jest nudny czy trudny w odbiorze. Tymczasem, przynajmniej w przypadku pieśni, okazuje się, że to kompozycje pełne treści i emocji, którym towarzyszy świetny tekst poetycki. My dodatkowo zawsze staramy się, żeby koncerty zyskały teatralną oprawę, która podkreśla piękno muzyki i słowa. W ten sposób obalamy stereotyp, jakoby liryka wokalna była trudna i nieprzystępna. To muzyka, która świetnie trafia nie tylko do ukształtowanego, doświadczonego słuchacza, ale też np. do buntowniczej młodzieży, często krytycznie nastawionej do formalnych operowych rozwiązań. Pieśń to świetne uzupełnienie oferty repertuarowej. Można by powiedzieć: bonus track do spektakli operowych i baletowych, może stanowić rodzaj dobrego wstępu do świata muzyki poważnej.

Ten rok upłynął pod znakiem polskich pieśni o bardzo różnorodnej tematyce, od utworów religijnych po romantyczne.

- Ten sezon był dla nas wielkim wyzwaniem, bo pieśni polskie to ogromny zbiór utworów w dużej mierze mało znanych i rzadko wykonywanych. W programie znalazły się oczywiście pieśni Fryderyka Chopina, Mieczysława Karłowicza, Karola Szymanowskiego i Witolda Lutosławskiego - utwory stanowiące kanon polskiej muzyki. Obok nich umieściliśmy dzieła twórców mniej popularnych, a równie wybitnych, jak Marek Stachowski, Jan Gall czy Feliks Nowowiejski. Nasze koncerty były wspaniałym pretekstem, by mrugnąć okiem do publiczności i powiedzieć: niech państwo spojrzą, jakich wspaniałych muzyków mieliśmy i mamy w Polsce.

Za to finał tegorocznej odsłony cyklu zadedykowała Pani dzieciom. Dlaczego?

- Bo najmłodsi nie bez powodu są adresatami bardzo wielu kompozycji autorstwa m.in. Lutosławskiego, Szymanowskiego czy Grażyny Bacewicz. Dziecko to odbiorca bardzo wdzięczny, bo otwarty, nieobciążony przyzwyczajeniami do określonego modelu muzycznego. Mali słuchacze świetnie przyjmują np. atonalną muzykę współczesną, byle tylko była ona wypełniona treścią. My zaś staramy się w żartobliwy i lekki sposób uraczyć naszą najmłodszą publiczność barwnymi kompozycjami, by oswoić ją ze światem muzyki klasycznej. Chcemy pokazać pociechom, że śpiewaczki i śpiewacy to wcale nie jakieś nadęte, krzyczące osobistości, ale całkiem sympatyczni ludzie, którzy z uśmiechem i przymrużeniem oka opowiadają ciekawe historie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji