Artykuły

Koszmarny Chlebodawca

Teatr Mały uczynił zadość wszystkim widzom, którzy mają dosyć ponuractwa w teatrze i pragnęliby się nie tylko uśmiechnąć, ale i nieco pośmiać. Wystawił w tym właśnie celu jedną z rzadziej grywanych sztuk Brechta - "Pan Puntila i jego sługa Matti". Znawcy twórczości Bertolta Brechta uważają, iż jest ona najbardziej dwuznaczna ze wszystkich jego I utworów scenicznych. Wymową dzieła i niech się jednak martwią specjaliści, widzowie natomiast bawią się dobrze, jako że nie brakuje tu ani songów ani dosadnych powiedzonek, erotyzmu czy zabawnych sytuacji. Sam w sobie dosyć interesujący jest wątek dwoistości natury kapitalistycznego drapieżcy, który wyłącznie w pijanym widzie z grubsza przypomina człowieka, jeśli się nie weźmie pod uwagę, iż w stanie kompletnego zamroczenia uwielbia jeździć swym szybkim samochodem. (W przedstawieniu Teatru Małego daje to zabawny, ale i nieco szokujący widownię efekt sceniczny).

Komplikacje współczesnego świata, które pokazywał Brecht nie ominęły i jego samego. Jego dzieła teatralne przez okres kultu jednostki były w krajach socjalistycznych na nieoficjalnym indeksie. Stąd pamiętam sensację, jaka towarzyszyła zarówno występom Berliner Ensemble w Warszawie: przyjechał wówczas także sam Brecht z i Helene Weigel. Miałam okazję widzieć ich wówczas na Starym Mieście a nawet podsłuchać rozmowę na temat celowości kompletnej rekonstrukcji naszej Starówki. Gmach ich teatru stał na pograniczu dwóch światów, dziś także utrwalonych to swej rozłączności murem berlińskim. Grób Brechta i Helene Weigel znajduje się na starym cmentarzu hugenockim, także niedaleko owego muru. Byłam tam wczesną wiosną, gdy kwitły prymule i fiołki, a na horyzoncie poza linią starych mieszczańskich kamienic wznosiły się białe wieżowce Zachodniego Berlina, wystawione na pokaz i na oskomę mieszkańców tej zaniedbanej i smutnej dzielnicy.

To bardzo niezwykłe miejsce. Spoczywają tam obok siebie mędrcy i twórcy paru epok: Hegel i Arnold Zweig, wprost na nieodległej ulicy hałasują berlińskie tramwaje, zda się związane z epoką znaną z powieści Alfreda Doeblina. Dopiero tu można zrozumieć dokładnie gorzką mądrość moralitetów Brechta, jego songów rodem ze smutnych wielkomiejskich ulic. W "Panu Puntili" także można odnaleźć echa tamtych gorzkich przymusowych spacerów bezrobotnych po ulicach miast, dławionych kryzysem i przymusowej uniżoności wobec brutalnych chlebodawców. Nie oznacza to jednak, by owi zatrudniani nie mieli własnego zdania na temat kaprysów, czy wściekłego charakteru bogaczy. Tak jest i w tym przypadku: szofer i przymusowy powiernik Matti zdaje sobie, że nie ma wyjścia z zaklętego kręgu obelg, a potem łaskawości szubrawca i pijaka Puntili. Przeraża Mattiego pomysł chlebodawcy, by raptem stał się jego zięciem i dlatego egzamin kwalifikacyjny jaśnie panienki na żonę zwykłego człowieka pracy słusznie budzi żywiołową radość widowni. Scenografia Jana Antoniego Ciecierskiego. znakomicie dostosowana do specyfiki tej akurat sceny w sposób zdecydowany współgra i daje niespodziewane efekty. Natomiast można się spierać o koncepcję reżyserską Tadeusza Minca, która łagodzi wymowę sztuki Brechta. Jest to zdecydowanie Brecht obłaskawiony, wyciszony, co chyba jest szczególną polską specjalnością. Jeden Konrad Swinarski wymykał się temu obyczajowi, wystawiając nawet Szekspira a la Brecht. Znakomity jest bohater tytułowy czyli Puntila w kreacji Witolda Pyrkosza, próbuje sprostać starszemu koledze Jarosław Truszczyński w roli Mattiego, i to z dużym sukcesem. Fina Hanny Dunowskiej przekonuje nas, iż przy jej pomocy możliwe jest odrodzenie sługi pana Puntili. Niekiedy w dosyć epizodycznych rolach stwarzają tu minikreacje wybitni artyści Teatru Narodowego, że wymienię tu wyłącznie tytułem przykładu Krystynę Królównę, Danutę Wodyńską czy Małgorzatę Lorentowicz. Debata zacnej pastorowej i obdartej sługi na temat sposobów przyrządzania grzybów może doprowadzić do śmiechu największego ponuraka. Elementy dzieła Brechta mogą zresztą stanowić zupełnie oddzielne skecze (o ileż bardziej ciekawsze intelektualnie i bardziej śmieszne od naśladowań rodzimego Mrożka). Bardzo zabawną Ewą - córką kapitalistycznego rekina okazała się Joanna Ładyńska, niedoszła małżonka ugrzecznionego dyplomaty czyli Zbigniewa Grusznica, starającego się nie tyle o pannę, ile o mamonę tatusia. A względność przepisów antyalkoholowych coś nam dziwnie przypominała. I to było najsmutniejsze

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji