Artykuły

Fedora

Po kilkudziesięciu latach nieobecności w Polsce pojawiła się na scenie stołecznego Teatru Wielkiego "Fedora" Umberto Giordano. Ta opera od kilkunastu lat przeżywa swoisty renesans i można ją spotkać w repertuarach teatrów operowych Londynu, Wiednia, Zurichu, Berlina, Budapesztu i wszędzie przyjmowana jest z zainteresowaniem. Okazuje się bowiem, że zwarte, dobrze skonstruowane libretto (ale mało prawdopodobne w swojej treści), piękna muzyka i partie wokalne dające solistom duże pole do popisu, obroniły się przed działaniem czasu i nadal wzruszają.

W warszawskiej inscenizacji "Fedory" (premiery 25 i 27 marca) na pierwszy plan wysuwa się jej plastyczna uroda. Piękna, stylowa utrzymana w dobrej kolorystyce scenografia Mariusza Chwedczuka i równie piękne kostiumy (szczególnie Fedory) autorstwa Xymeny Zaniewskiej nadają spektaklowi atmosferę i nastrój. Premierowa publiczność nagrodziła oklaskami scenografię do III aktu - sielankowy (nieco cukierkowaty) szwajcarski krajobraz tworzący doskonały kontrapunkt do dramatycznego finału.

Reżyser Piotr Szalsza rozegrał spektakl tradycyjnie, w dobrym tego słowa znaczeniu - czytelne i bez zbędnych ekstrawagancji. Konstrukcja obrazu scenicznego wywodzi się tutaj z muzyki i jest jej podporządkowana, co dowodzi dobrego zrozumienia istoty opery.

Strona muzyczna spektaklu. Niestety tutaj nie do końca zostałem przekonany o trafności obsady - piszę o II premierze. Każdorazowy zestaw solistów wykonujących to przedstawienie powinien legitymować się równie świetnymi możliwościami aktorskimi, co kunsztem wokalnym. Przekonajmy się, że takich artystów mamy także w Teatrze Wielkim- napisał w programie do "Fedory" dyrektor Sławomir Pietras. W historii tej opery po jej trudną tytułową partię sięgały z powodzeniem Maria Callas, Ewa Marton, a ostatnio nawet śpiewająca mezzosopranem Agnes Baltza. Partią Lorisa Ipanowa rozpoczął karierę legendarny Enrico Caruso, a ostatnio śpiewają ją Placido Domingo i Jose Carreras. W warszawie odtwórczyń partii Fedory mamy aż cztery: Monika Chabros, Joanna Cortes (śpiewała I premierę), Ewa Iżykowska i Barbara Rusin-Knap, zaś partie Lorisa przygotowali: Sylwester Kostecki, Bogusław Morka (śpiewał I premierę) oraz Ryszard Wróblewski. Pozostałe role mają również podwójną obsadę. II premierę - 27 marca śpiewali E. Iżykowska i R. Wróblewski. Wykonali swoje partie przyzwoicie, nie osiągając jednak wyżyn kreacji wokalnych i aktorskich. Bliższa była temu co prawda E. Iżykowska, która w scenach pisania listu (donosu) do szefa policji oraz kiedy dowiaduje się, że jej były narzeczony hrabia Włodzimierz (zginął w tajemniczych okolicznościach na początku akcji) miał kochankę (żonę Lorisa) i zamierzał ją poślubić tylko ze względu na majątek, dała popis możliwości aktorskich. Podobnie w finale, gdzie jej prawie mówione kwestie w scenie śmierci budziły dreszcz emocji i pewnie niejedna pani uroniła w tym momencie łzę współczucia.

Świetnym głosem zaimponował Krzysztof Borysiewicz jako hrabia de Siriex, a rozczarowała, szczególnie w II akcie Teresa Krajewska w roli hrabiny Suchriew. Kierownictwo muzyczne sprawuje świetnie dynamiczny jak zwykle Jose Maria Florencio Junior.

Na zakończenie autentyczna sensacja - warszawski Teatr Wielki dysponuje wreszcie zapowiadanym już przez dyr. Pietrasa specjalnym ekranem do wyświetlania polskiego przekładu libretta. Zainstalowany on został nad sceną w ten sposób, że można swobodnie obserwować akcję sceniczną i czytać tekst.

Co prawda płata on jeszcze sporo figli, ale należy mieć nadzieję, że już wkrótce zostanie opanowany przez obsługę. Premiera "Fedory" była pierwszą z zastosowaniem tego ekranu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji