Artykuły

Fedora po bożemu

Teatr Wielki w Warszawie odkrywa polskiej publiczności "Fedorę" Umberto Giordana. Podczas premierowego przedstawienia aprobatę publiczności dla inscenizacji dzieła dało się wyczuć tylko dwa razy. I to dopiero w finale dramatu. Głębokie westchnienie towarzyszyło odsłonięciu kurtyny w III "szwajcarskim" akcie - w górskim krajobrazie zdało się brakować tylko krowy z telewizyjnej reklamy czekolady "Milka". Po raz drugi dyskretny zbiorowy chichot rozległ się, gdy na scenie pojawił się "prawdziwy" bicykl, (zaraz potem jechała na nim - śpiewając! - Krystyna Wysocka-Kochan).

Sam dramat uwikłanej w tragiczne miłości rosyjskiej księżnej, jakoś nie porywa. O tym, jak interesująco został on ujęty przez autora "Fedory" Victoriena Sardou oraz librecistę Arturo Colauttiego dowiadujemy się z pięknego graficznie i solidnie merytorycznie przygotowanego programu. Ze sceny, niestety, wieje nudą.

Trudno od razu odpowiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Zapewne zawinił reżyser, realizując rzecz bez polotu, jak to mówią po bożemu i bez dystansu. A może trochę zawiniło i nasze nastawienie? Jakoś trudno przejąć się nam dziś zamachem na cara, ani też dialogami bohaterów o pseudorosyjskich nazwiskach. Do kobiecych heroin przywykliśmy w teatrach dramatycznych i teatrze telewizji. Mając w pamięci XIX-wieczne bohaterki sztuk Czechowa, Ibsena, Zapolskiej mamy skalę porównawczą. Bohaterki utworów wspomnianych autorów są dla nas bardziej fascynujące niż ów pseudowłosko-francuski twór literacki w postaci "rosyjskiej" księżnej Fedory Romanow. To, że znane nam bohaterki w podobnych - z racji epoki - dekoracjach i szatach zwierzchnich nie śpiewają, a mówią, nie ma znaczenia. Dlatego, być może, superweryzm Giordana, zachowany bezkrytycznie przez reżysera wraz z wiernymi epoce dekoracjami Mariusza Chwedczuka i efektownymi kreacjami Xymeny Zaniewskiej, nie budzi w nas głębszych emocji. "Fedora" wg Sardou nie zdołała zrobić kariery "Toski" skomponowanej przez Pucciniego do dzieła tego samego francuskiego autora. Wreszcie wiemy dlaczego.

Trzeba jednak przyznać, że obie obsadzone w tytułowej partii panie zrobiły maksymalnie dużo dla swej bohaterki. Joanna Cortes i Ewa Iżykowska błyszczały na obu premierach zarówno formą wokalną, jak i aktorską. Partię Lorisa pięknie śpiewa zwłaszcza Bogusław Morka, a odważna Krystyna Wysocka-Kochan oraz Zbigniew Macias tworzą udaną parę bohaterów drugiego planu. Jose Maria Florencio Junior przy pulpicie dyrygenckim uczynił wszystko, aby rzeczywiście piękna, muzyka "Fedory" zyskała zwolenników. I to mu się udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji