Artykuły

Wielka kasa stryja Kijowskiego

Znany reżyser Janusz Kijowski, stryj byłego lidera KOD, jest dyrektorem Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. "Gazeta Polska" zdobyła dowody na to, że kierowana przez Janusza Kijowskiego instytucja podpisywała intratne umowy z... Januszem Kijowskim. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w imieniu teatru dokumenty te sygnowała zastępczyni dyrektora, prywatnie będąca jego partnerką - pisze Grzegorz Wierzchołowski.

Znany reżyser Janusz Kijowski, stryj byłego lidera KOD, jest dyrektorem Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. "Gazeta Polska" zdobyła dowody na to, że kierowana przez Kijowskiego instytucja podpisywała intratne umowy z... Januszem Kijowskim. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w imieniu teatru dokumenty te sygnowała zastępczyni dyrektora, prywatnie będąca jego partnerką.

Byty lider KOD zawsze mógł liczyć na stryja. Reżyser Janusz Kijowski - znany przede wszystkim z kilku filmów nakręconych w latach 70. ("Indeks", "Kung--Fu") - niejednokrotnie bronił bratanka, zwłaszcza że o rządach PiS również ma jak najgorsze zdanie. "Wspieram go jako mojego chrześniaka i bratanka. Lubię chłopaka, bo to był w naszej rodzinie zawsze taki enfant terrible. Specjalnie mu się nie udawało w życiu ani w życiu osobistym, jego małżeństwo się rozpadło, w młodych latach chyba z sześć razy rozpoczynał różne studia, zanim któreś ukończył. Teraz odnalazł się w tym ruchu, takim spontanicznym, oddolnym. To było naprawdę coś z niczego, taka nieoczekiwana kreacja. Podziwiam go, że z takim oddaniem i opanowaniem prowadzi ten ruch" - mówił Janusz Kijowski o przywódcy KOD. Mateusz Kijowski odszedł z życia publicznego w niesławie. Wyszło bowiem na jaw, że firma Kijowskiego i jego żony dostała od KOD ponad 90 tys. zł za świadczenie usług informatycznych dla Komitetu. Okazuje się, że podobny sposób na życie, tyle że w olsztyńskim teatrze, znalazł jego stryj.

Stan strachu

Panowanie Janusza Kijowskiego w Teatrze im. Stefana Jaracza (samorządowa instytucja kultury województwa warmińsko-mazurskiego, współprowadzona przez resort kultury) trwa nieprzerwanie od 14 lat. Opinie na temat zasług dyrektora dla placówki są podzielone: jego obrońcy twierdzą, że postawił teatr na nogi - zarówno pod względem artystycznym, jak i finansowym. Przeciwnicy zarzucają mu feudalne rządy, nepotyzm, nękanie i obrażanie pracowników. Mają też skrajnie odmienne zdanie na temat scenicznych osiągnięć Kijowskiego. Szczególnie zażarcie przeciw Kijowskiemu protestują pracownicy teatru zrzeszeni w związku zawodowym, który skupia ponad połowę załogi. Nie podoba im się zarówno sposób zarządzania instytucją przez Kijowskiego, jak i dysproporcje finansowe między zarobkami "szeregowych" pracowników i dyrekcji - chodzi tu zarówno o osobę dyrektora, jak i o jego zastępczynię Beatę Ochmańską. Związkowcy zwracają przy tym uwagę, że Ochmańska jest partnerką Kijowskiego, do czego reżyser przyznał się w jednym z wpisów na Facebooku. Zresztą - jak sprawdziła "Gazeta Polska" - w miejscu zamieszkania Janusza Kijowskiego zarejestrowana jest spółka Ochmańskiej.

O ile w sporze dotyczącym poziomu artystycznego teatru pod kierownictwem Kijowskiego głos zabrać powinni przede wszystkim mieszkańcy miasta i krytycy, o tyle zarzuty dotyczące ewentualnych nadużyć finansowych dyrektora należałoby zweryfikować w oparciu o dokumenty. A te stawiają Janusza Kijowskiego w niezbyt korzystnym świetle.

"GP" dotarła i pierwsza publikuje skany kilku umów, jakie podpisał kierowany przez Kijowskiego teatr z... Januszem Kijowskim. I tak: w lutym 2016 r. instytucja, reprezentowana przez zastępcę dyrektora Beatę Ochmańską, podpisała z Kijowskim, jako osobą prywatną, umowę o dzieło. Jej przedmiotem było "doradztwo i konsultacje artystyczne" przy spektaklu dyplomowym pt. "Zespół Śmierci i Tańca" słuchaczy przyteatralnego studium aktorskiego. Kijowski zainkasował za to, według umowy, aż 20 tys. zł. Zaledwie trzy miesiące wcześniej Janusz

Kijowski podpisał z teatrem, którym kieruje - znów reprezentowanym przez Ochmańską, a więc partnerkę dyrektora - niemalże identyczną umowę. Tym razem na "doradztwo i konsultacje artystyczne" przy spektaklu dyplomowym pt. "W małym dworku". Kwota: 20 tys. zł. Sprawa bulwersuje tym bardziej, że - jak przyznał sam Kijowski w rozmowie z "Gazetą Olsztyńską" -"opiekę artystyczną nad spektaklami studium aktorskiego ma wpisany w zakres obowiązków dydaktycznych". A zatem poza sporą pensją dyrektorską Kijowski dostaje dziesiątki tysięcy złotych na podstawie umów, które podpisuje z nim w imieniu teatru partnerka reżysera.

Według naszych informacji podobnych dokumentów było więcej. Ile faktycznie takich umów o dzieło w ostatnich latach podpisał Teatr im. Stefana Jaracza z Januszem Kijowskim? Co było ich przedmiotem i ile wynosiła ich wartość? Czy w tych umowach teatr reprezentowała Beata Ochmańska? Zapytaliśmy o te

kwestie Janusza Kijowskiego, ale reżyser z jakichś względów bał się odpowiedzieć na nasze pytania.

Kung-Fu

Zrzeszeni w związku zawodowym pracownicy olsztyńskiego teatru są zbulwersowani nie tylko wynagrodzeniami za "konsultacje artystyczne" przy spektaklach dyplomowych, ale i wysokością innych umów. "GP" dotarła do dokumentów z kwietnia i maja 2016 r., w których partnerka Kijowskiego, Beata Ochmańska, w imieniu teatru powierza Kijowskiemu reżyserię oraz opracowanie tekstu spektaklu "Sztukmistrz z miasta Lublina". Obie umowy opiewają łącznie na 80 tys. zł.

Gdy związkowcy (wśród których są osoby zarabiające 1600-1800 zł netto) próbowali publicznie podnosić zarzuty wobec Kijowskiego, dyrekcja - jak twierdzą - zastraszała ich i nękała. Sprawę tę bada Państwowa Inspekcja Pracy (PIP), wyników kontroli jeszcze jednak nie ma. Wiadomo, że w ramach obrony dyrektora Kijowskiego powstał wspierający go list, pod którym podpisało się ponad 40 pracowników teatru. Sześcioro z nich to jednak emeryci, a część sygnatariuszy, według naszych informacji, podpisało list z obawy przed zawodowymi konsekwencjami. Poprosiliśmy Janusza Kijowskiego o odniesienie się do tych poważnych zarzutów, ale podobnie jak w kwestii umów, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Niezależnie od prawdziwości zarzutów o mobbing (tu definitywnie wypowie się PIP), warto zacytować publiczne wpisy Kijowskiego na temat protestujących przeciwko niemu pracowników teatru. Dyrektor na Facebooku nazwał ich "chamami", wymieniając z nazwiska. To tylko zaogniło atmosferę. "GP" zapytała marszałka województwa warmińsko-mazurskiego, Gustawa Marka Brzezina (PSL), czy akceptuje tego rodzaju oświadczenia, ale niestety nasza wiadomość pozostała bez odpowiedzi. Marszałek Brzezin nic odpowiedział nam też, z jakich powodów od 14 lat nie przeprowadzono konkursu na stanowisko dyrektora teatru w Olsztynie i czy Urząd Marszałkowski ma zamiar ogłosić konkurs na to stanowisko (kadencja Kijowskiego kończy się 31 sierpnia 2018 r.). A właśnie takiego rozwiązania domagają się związkowcy.

Przedstawiając swoje stanowisko w "Gazecie Olsztyńskiej", przeciwnicy Kijowskiego napisali: "Od dwóch lat prosimy dyrekcję teatru o podwyżki dla osób najmniej zarabiających. Prosiliśmy też o szanowanie podwładnych, ale rozmowa ta skończyła się zagrożeniem pracownikowi, że jeśli nie zrezygnuje z działalności związkowej, straci stanowisko kierownicze. Każda próba nawiązania porozumienia z dyrekcją skutkowała represjami. Wiemy, że dyrektor Kijowski ma silną pozycję. Dlatego dokładnie weryfikowaliśmy informacje, które podajemy. Są zeznania świadków [nt.] poniżania, nękania, dyskryminowania". "Te straszne pomówienia mnie bolą" - odpowiedział Janusz Kijowski na łamach tego samego dziennika. Nie sprecyzował jednakże, które z zarzutów związkowców są "pomówieniami" i dlaczego. Przyznał jedynie, że "atmosfera w teatrze jest fatalna".

Kameleon

Ostre słowa Kijowskiego wobec pracowników teatru nie dziwią, gdyż reżyser znany jest - nazwijmy to po imieniu - z aroganckich, często wulgarnych, wypowiedzi. "Gdyby pan Gowin posiadał zdolność honorową, to naplułbym mu w twarz. Skoro nie - to obetrę tylko podeszwę" - to o obecnym wicepremierze. "Pan Jaki zawsze był głupkiem i zawsze mówił kompletne bzdury" - to o wiceministrze sprawiedliwości. "Przegraliśmy z polskim chamem. Przegraliśmy z obarczonym rodziną, pozbawionym gustu jełopem przekupionym przez PiS. Przegraliśmy. My - elita. My -naród. My -autorytety, narzucone endeckiemu narodowi w 1989 roku" - to o Polakach i wyborcach PiS.

Janusz Kijowski ma też ciekawe poglądy na temat głosującej na prawicę młodzieży. "Wmówiono młodym ludziom, że jesteśmy pępkiem świata, narodem wybranym, a głównym zajęciem Polaków w czasie wojny było ratowanie Żydów. Ze Żołnierze Wyklęci to są nasi bohaterowie. Ci, którzy denuncjowali Żydów albo ich dobijali, są przedstawiani jako nasi święci" - powiedział w rozmowie z portalem Tomasza Lisa. W tym samym wywiadzie stwierdził: "Daliśmy się otumanić, oszukać i ogłuszyć. 25 października [2015 r.] doszło do największego oszustwa wyborczego w dziejach Polski. W III RP to już na pewno, ale chyba nawet w dziejach Europy".

W innej rozmowie Janusz Kijowski przekonywał: "Przez świat idzie fala faszyzmu. Po prostu dawno nie było wojny. Ludzie zgłupieli. I myślą sobie: a, zagłosuję sobie na Trumpa, bo będzie weselej; zagłosuję sobie na Kaczyńskiego czy Macierewicza, bo coś się będzie działo. [...] Dziś ludzie głosują na idiotów. [...] Duża część młodzieży jest po prostu tępa i głupia. [...] Nacjonalizm i faszyzm głęboko weszły w tkankę społeczną, szczególnie w młodym pokoleniu. To jest groźne, przez długie lata będzie napędzało elektorat skrajnie populistycznym partiom, takim jak PiS. [...] Dziś, mówiąc metaforycznie, Polską trzęsą wnuki moczarowców".

W Olsztynie - mieście, którego w 1521 r. bronił przed Krzyżakami Mikołaj Kopernik - szczególnie wybrzmiały słowa Kijowskiego na temat świętowania bitwy pod Grunwaldem. "Co jest porywającego w fetowaniu bitwy średniowiecznej, gdzie azjatycka dzicz starła się z cywilizacją zachodnią? Co za sens wydawania milionów na bitwę pod Grunwaldem? [...] Znowu będziemy czcić zwycięstwo dzikich Litwinów, Tatarów i Mazowszan - nad kwiatem europejskiego rycerstwa w 1410 roku; czcić zwycięstwo króla Władysława, które niczego Polsce nie dało. Tylko oddaliło w czasie europejską modernizację kraju" - twierdził reżyser olsztyńskiego teatru.

Dziś niektórzy obrońcy Janusza Kijowskiego twierdzą, że mimo kontrowersyjnych umów i konfliktu z zespołem jest on gwarancją, że Teatru im. Stefana Jaracza nie przejmie lewicowiec-awangardysta. Sam dyrektor - z powodu słabnącej pozycji i ze względu na fakt, że niektórzy atakujący go aktorzy faktycznie mają lewicowe poglądy - coraz chętniej stroi się w konserwatywne piórka, choć w wyborach w 2005 r. był liderem olsztyńskiej listy wyborczej Partii Demokratycznej do Sejmu, potem startował do parlamentu z listy SLD, a następnie wspierał w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego. W międzyczasie urządzał też jako dyrektor teatru imprezę "Czerwony Październik" - wraz ze skrajną lewicą z "Krytyki Politycznej". Czy te "barwy ochronne" pomogą mu przetrwać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji