Artykuły

Upiory są wśród (i w) nas

"Upiory" w reż. Macieja Podstawnego w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Do Teatru Zagłębia w Sosnowcu wtargnęły "Upiory". Mroczny dramat Henryka Ibsena, rozgrywający się wprawdzie "tam i wtedy", ale tak precyzyjnie analizujący ludzką jaźń, że trudno nie dopatrzyć się w nim ponadczasowego wymiaru. To historia upadku sztucznego kultu, budowanego w imię przekonania, że "nie prawda nas wyzwoli, lecz zakłamanie". Nigdy jednak nie wiadomo, kto i kiedy rzuci kamień, który uruchomi lawinę wypadków i zmiecie fałszywą legendę. W "Upiorach" tym "ideałem" jest nieżyjący kapitan Alving - łobuz, rozpustnik i pijak -a kult buduje jego żona Helena. Dla własnej wygody, dla utrzymania majątku, ale i z przekonania, że kłamstwo ocali przed nieszczęściem ich syna. Fatum to jednak fatum, kiedyś wypełnić się musi... Upiory przeszłości nosimy w sobie.

Maciej Podstawny - reżyser i autor adaptacji - nie miażdży oryginału nadmiarem ingerencji. Zachowuje (względnie, zważywszy prolog) kolejność zdarzeń, nie rezygnuje z zagadki kryminalno-obyczajowej, mocno rysuje (i komplikuje) reakcje bohaterów. Jednocześnie nie proponuje klasycznego "dramatu mieszczańskiego". To raczej surrealistyczny półsen sceniczny, zaludniony w równej mierze przez postacie z teatru końca XIX wieku, jak i z... miasteczka Twin Peaks, horroru czy obrazów Dalego. Taki miks form i nastrojów, dobrze pasuje do "Upiorów".

Ich akcja dzieje się wprawdzie we współczesnej Ibsenowi Norwegii, ale pod nurtem zdarzeń realistycznych płynie potężny potok ukrywanych żądz, fantazji i piętrowych kłamstw, ubieranych w rozmaite kostiumy. Ciekawy pomysł inscenizacyjny mocno wspiera scenografia Mirka Kaczmarka - ten salon jest naprawdę upiorny, a praca świateł, imitująca mgłę znad fiordu, nie do przecenienia. Podobnie aktorstwo, precyzyjnie oddzielające pozorny chłód postaci od ich wewnętrznego szaleństwa i trzymanych na uwięzi emocji. Maria Bieńkowska w roli Heleny akcentuje przerażenie bohaterki, zmuszonej do wyjawienia prawdy o... własnym kłamstwie, ale też mściwą satysfakcję, że w końcu może wziąć odwet na mężu. Pastor w interpretacji Przemysława Kani to skończone wcielenie hipokryzji, w religijnym i ludzkim wydaniu. Natasza Aleksandrowitch jako Regina imponuje finałową woltą, gdy po odkryciu swego pochodzenia, błyskawicznie przeobraża się z tajemniczej kobiety fatalnej w prostacka kandydatkę do zgarnięcia majątku. Pozostaje element przedstawienia, który mnie nie przekonuje. To gigantyczne, same w sobie intrygujące, maski zwierząt, w jakie Podstawny ubiera postacie. Pewnie mają symbolizować pierwotne instynkty - pożądanie, krwiożerczość etc. Czy trzeba jednak tak nachalnie ilustrować coś, co wynika z każdej linijki tekstu Ibsena? Paradoksalnie, baśniowa aura ściąga spektakl ku grotesce, bo ani te stwory groźne, ani poważne. A w udawaniu pożerania surowego mięsa widzę tylko efekt sceniczny, znacznie mniej drapieżny niż przejmująca rozmowa Heleny z Pastorem. Mimo to, warto "Upiory" obejrzeć. A może zmierzyć się i z własnymi...?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji