Artykuły

Piszczała młodość. "West Side Story" w gdyńskim Muzycznym

"West Side Story" Teatr Muzyczny w Gdyni wielokrotnie przymierzał do swych repertuarowych możliwości. Pewna ostrożność z wprowadzeniem amerykańskiej wersji Romea i Julii na polską scenę była w pełni uzasadniona. Wymagania wobec realizatorów i wykonawców są oczywiste.

Sukces widowiska z drugiej połowy lat 50. mógł rodzić dystans, o głośny i obsypany Oscarami film "West Side Story" tkwił w świadomości co najmniej jednego pokolenia. O fenomenalnym powodzeniu tej dość prostej, żeby nie powiedzieć banalnej historii, zadecydowały muzyka Leonard Bernsteina i choreografia Jerome Robbinsa. Dyrektor Jerzy Gruza (obecnie szef artystyczny na urlopie okolicznościowym) wolno więc przyzwyczajał swój zespół do "West Side Story".

Efekt sobotniej premiery - związanej z jubileuszem Teatru Muzycznego (to już 35 lat!) i nadaniem tej scenie imienia Danuty Baduszkowej - przeszedł wszelkie oczekiwania w warstwie muzycznej (orkiestra) i choreograficznej. To była mistrzowska robota Jarosława Stańka - choreografa z Warszawy, który wraz z własną grupą P-89 wyzwolił w młodych wykonawcach, także gdyńskiej sceny, ładunek wiary w siebie i własne możliwości taneczne. Ekspresje, napięcie, skupienie towarzyszyły całemu spektaklowi, z którego brawurowy taniec współczesny na pewno pozostanie w pamięci widzów.

Fabule "West Side Story" swe socjologiczne i psychologiczne pióra poświęciły całe zastępy badaczy spraw młodzieżowo-społecznych. Dwa walczące ze sobą o prymat nad nowojorską ulicą gangi (Rekiny i Rakiety) doprowadzają do tragedii. A wszystko dlatego, że emigracja zarówno białych, jak i kolorowych to zjawisko nastręczające wspaniałej Ameryce okropnych problemów. Policjant musi być głupi i okrutny, szefowie gangów zaś za popełnione czyny obciążają ten świat w którym przyszło im żyć. Czysta jest tylko miłość Portorykanki Marii do Tony'ego - półkrwi Polaka przybłędy, ale urodzonego już w Ameryce białego faceta.

Opowiedzieć, zaśpiewać i zatańczyć tę historyjkę na scenie nie jest prosto. Bernstein postawił przed wykonawcami niełatwe zadanie. Wiesław Suchoples - kierownik muzyczny, dyrygent i gdyńska orkiestra poradzili sobie z muzycznymi pułapkami zupełnie dobrze. Natomiast wykonawcy ról pierwszoplanowych - Marija (Julita Kożuszek) i Tony (Jacek Borcuch} - oboje adepci ze Studia - jeszcze muszą się dużo uczyć; szczególnie śpiew nie jest ich najmocniejszą stroną. Bardzo trudno wykonać znane szlagiery musicalowe, by dorównać wcześniejszym interpretatorom. Należy jednak śpiewać czysto. Najciekawsze role w tym widowisku stworzyli Grzegorz Gzyl - i jako Bernardo, przywódca Rekinów i Krzysztof Okoń - Riff, szef bandy Rakiet.

Przedstawienia w Gdyni reżyserował Tomasz A. Dutkiewicz. Młody twórca poradził sobie z utrzymaniem ogromnego widowiska w ryzach, natomiast nie udało mu się stworzyć zindywidualizowanych postaci. Scenografia, a ściślej dekoracje Piotra Grzegorczyka niosły; umowność, klimat wielkiej metropolii i dawały widzowi szansę, by uwierzył, iż. ten amerykański świat zbudowany jest z aluminium i wysokich domów. Kostiumy (dzieło reżysera) pozostały w konwencji lat 50.

Grupa baletowa P-89 oraz maksymalnie skoncentrowany i wytrenowany zespół Teatru Muzycznego osiągnęły najwyższe efekty. Jest to widowisko brawurowe, sprawne technicznie. Podobało się bardzo młodym widzom. Owacje po premierze były na stojąco. Wykonawców zasypano kwiatami. Na widowni krzyczała i piszczała młodość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji