Artykuły

Premierowy maraton

PIERWSZY listopadowy tydzień przyniósł deszcz premier teatralnych, który nie tylko krytyków zmusił do podjęcia decyzji, którą z nich wybrać. Podobne dylematy przeżywali politycy, przedstawiciele władz wojewódzkich i miejskich oraz Kościoła, a także teatralna publiczność. Nic zatem dziwnego, że oficjalnie zaproszeni goście nie stawiali się w komplecie.

"West Side Story"

SOBOTNIĄ premierą najnowszego spektakłu Teatru Muzycznego sławnego musicalu "West Side Story" z muzyką Leonarda Bernsteina wybrał wojewoda Maciej Płażyński, nie dojechała zaś z zagranicznych wojaży pani prezydent Gdyni - Franciszka Cegielska. Nie zaszczycili również obecnością na widowni bracia Kaczyńscy, o których poszła fama, że na pewno jeden z nich obejrzy premierę. Zamiast polityków dopisali artyści, stąd dużą część widowni stanowili zaprzyjaźnieni z Teatrem Muzycznym aktorzy, reżyserzy i dyrektorzy trójmiejskich teatrów oraz m.in. Sławomir Pietras - dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie, a także coraz częściej obecny w życiu kulturalnym Wybrzeża - Ulrich graf von Krockow, jeden z animatorów polsko-niemieckiej Fundacji Europejskie Spotkania.

Nawet bez oficjeli, publiczność dopisała w ponad stu procentach. Nie bez powodu jednak, podczas, sobotniego wieczoru widownia pękała w szwach.

Musical "West Side Story" długo czekał, na swoją premierę w TM. Dyrektor artystyczny Jerzy Gruza zdecydował się na nią namówiwszy do jej realizacji reżysera Tomasz Dutkiewicza, choreografa Jarosława Stańkę, scenografa Piotra Grzegorczyka oraz gościnnie występującą warszawską grupę taneczną "P '89".

Publiczność nagrodziła wykonawców owacją na stojąco, ale na premierowych- spektaklach w Trójmieście jest to praktyka nieomal powszechna. Jaka publiczność, taki teatr - chciałoby się powiedzieć. Bowiem gdyńska "West Side Story" to wprawdzie uaktualniona wersja musicalu Bernsteina, współczesne wydanie "Romea i Julii", tyle, że mocno zbanalizowane. Dobrej scenografii, współczesnym kostiumom jak ulał przystającym, do współczesnej mody stylizowane na lata 50. i punk nie dorównało tłumaczenie tekstu, pełne dzisiejszych grypsów w rodzaju "sie mano""zadyma", etc. oraz wulgaryzmów. Publiczność jednak lubi być epatowana młodością, a tą rzeczywiście wiało z gdyńskiej sceny i jest to powód, dla którego najnowsza propozycja Teatru Muzycznego ma szanse zbierać komplety na widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji