Artykuły

(Nie)ważne kto zabił

"Reykjavík '74" Marty Sokołowskiej w reż. Katarzyny Kalwat z Teatru im. Horzycy w Toruniu, gościnnie w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

W Instytucie Teatralnym w Warszawie odbył się specjalny pokaz spektaklu "Reykjavík '74", który Katarzyna Kalwat zrealizowała w Teatrze Horzycy w Toruniu pod koniec 2016 roku. Niemal bezpośrednio po sukcesie głośnego już "Holzwege", który wciąż znajduje się w repertuarze TR Warszawa. Nie bez powodu przywołuję rewelacyjne przedstawienie z Marszałkowskiej przygotowane również do tekstu Marty Sokołowskiej, ze znakomitą rolą Tomasza Tyndyka, albowiem w toruńskiej realizacji Kalwat pozostaje wierna swojej reżyserskiej strategii i ciekawie ją rozwija, osiągając z aktorami, którzy wcześniej dość rzadko mieli okazję do tego typu teatralnych poszukiwań, bardzo interesujący i zaskakujący efekt. Poza tym obydwa spektakle, będące swego rodzaju laboratoryjnym seansem, łączy temat śmierci, śmierci zagadkowej, tajemniczej, tragicznej, pełnej dramatycznych zawiłości i niekiedy trudnych do wyjaśnienia okoliczności. Oba też są błądzeniem pośród naszych egzystencjalnych niepewności w poszukiwaniu drogowskazów w chaosie życia, w formułowaniu nowych trajektorii w bezkresie otaczającego nas szaleństwa. Tak samo w Warszawie, jak i w skutej lodem Islandii.

"Reykjavik'74", podobnie jak "Holzege", nie jest spektaklem, który łatwo jest włożyć w jakieś teatralne ramy, albowiem Katarzyna Kalwat posługuje się różnymi przenikającymi się środkami i zabiegami inscenizacyjnymi, które raz dotknięte i nazwane, natychmiast wymykają nam się z rąk. I ta poszarpana otwartość jej spektaklu, w efekcie stapiająca się w jedność, jest jego wielkim walorem. Podobnie jest z całym śledztwem, które prowadzą toruńscy aktorzy. Kalwat razem z nimi wciąż błądzi, zadaje pytania, szuka przesłanek, projektuje domniemania, hipotezy, buduje supozycje, co nie pozwala na jakąkolwiek jednoznaczność w ocenie kolejnych wersji wydarzeń. Takie podejście do tematu, gdzie następujące po sobie punkty widzenia zostają poddane dyskusyjnym rozważaniom, absorbuje i ekscytuje widza, zaciekawia aurą i trzyma w napięciu, jak w najlepszym thrillerze. To zasługa też świetnie sprawdzających się w tej materii aktorów, będących swoistymi eksponentami pamięci i kreatorami zdarzeń, zwłaszcza Bartosza Woźnego i Jolanty Teski. To dzięki nim, a także Tomaszowi Mycanowi, Pawłowi Tchórzelskiemu i Matyldzie Podfilipskiej, balansującym na granicy kreacji i prywatności (to już stała cecha przedstawień Kalwat), uczestniczymy i jesteśmy świadkami w niecodziennym procesie, który próbuje odtworzyć przebieg wypadków, stawiając coraz bardziej dyskusyjne tezy, czasami mgliste i niejasne, mniej lub bardziej przekonywujące lub zupełnie niewiarygodne.

Spór jaki wiodą aktorzy między sobą (używają swoich własnych imion, nie ukrywają swojej prywatności, choć przychodzi im się wcielać zarówno w członków kolektywu dochodzeniowego, jak i w oskarżonych) jest w swej żarliwości zjawiskiem fascynującym, ma coś ze stwarzanego na naszych oczach rytuału z pogranicza snu i jawy (ciekawe wykorzystanie symboliki kamienia, nawiązujące do istnienia elfów, ale i lustra, kamery czy wody), nawet kiedy na moment staje się próbą chłodnego czy mniej brutalnego dowodzenia czyichś racji, hipotez czy interpretowania faktów zawartych w dokumentach i zeznaniach świadków. Ta wielobiegunowość w spojrzeniu na zaginięcie dwóch mężczyzn (ich ciał nigdy nie odnaleziono) stawia sprawę w dużo szerszym kontekście, tym bardziej że mamy tutaj do czynienia i z procesem poszlakowym, podczas którego skazano najprawdopodobniej sześć niewinnych osób, z bezwzględnymi przesłuchaniami, z wielością stosowanych form perswazji.

"Reykjavik '74" odwołuje się do okrutnej historii, która wydarzyła się w stolicy Islandii ponad czterdzieści lat temu. Pokazuje jak w celu uzyskania odpowiednich zeznań do gry dochodzi manipulacja, karykaturalna lustracja i groteskowe wykorzystanie uprzywilejowanej pozycji, dominacja i inne formy wymuszeń, nacisków, a nawet terroru. Wszystkim realizatorom udało się stworzyć dzięki scenografii, muzyce, światłu i video spektakl gęsty, prowokujący, a momentami wręcz hipnotyzujący, pełen pulsującego napięcia, przejmujący swą niejednoznacznością i wielopoziomowością w odkrywaniu mechanizmów, które rządzą człowiekiem, władzą, państwem i jego społeczeństwem. Bo tak naprawdę roztrząsanie tego, kto, jak i dlaczego zabił, jest w spektaklu Katarzyny Kalwat tylko pretekstem. Za to obudowanym w przemyślaną i konsekwentną formę teatralną. Mądrą i znaczeniowo głęboką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji