Artykuły

Aleksander Kaniewski: Poszukiwanie lepszego życia

- Dla mnie katastroficzne nie istnieje bez tragicznego. Co to jest katastrofa? To brak możliwości zmiany sytuacji. Co to jest tragedia? Tragiczny jest konflikt bohatera z czasem i też niemożność dokonania zmiany - mówi reżyser Aleksander Kaniewski przed premierą "Gry w życie" w Teatrze Ateneum w Warszawie, w rozmowie z Wiesławem Kowalskim w Teatrze dla Was.

"Biografia" Maxa Frischa pojawiła się ostatnio w polskim teatrze w roku 1972 w realizacji telewizyjnej, za sprawą Zygmunta Hübnera. Co Pana dzisiaj zainteresowało w tym dramacie rozpisanym przez samego autora w 1985 roku na pięć scenicznych postaci, który pojawi się w Teatrze Ateneum właśnie w tej wersji, w nowym przekładzie Karoliny Bikont i pod nowym tytułem "Gra w życie"?

- Sztuka jest po prostu dobra. To świetny tekst, z interesującymi rolami dla aktorów, aktualną problematyką, dla ludzi, którzy przeżywają w życiu kryzys. Polska prapremiera tej sztuki odbyła się w Ateneum w 1968, w tym roku świętujemy pięćdziesięciolecie spektaklu. To dla mnie bardzo ważne. Jeden z największych europejskich intelektualistów stworzył dzieło, które do tej pory jest aktualne. Dla mnie jest to interesujące, dlatego że od czasu do czasu, ludzie, a szczególnie artyści, przeżywają kryzys. Ten kryzys daje możliwość spojrzenia na siebie, odpowiedzenia na pytanie, czy żyjesz właściwie. To jedna z niewielu sztuk, która daje taką szansę.

Frisch porusza w swoich dramatach problemy natury tożsamościowej, głęboko egzystencjalnej, eschatologicznej, moralnej, politycznej, a także historycznej w kontekście mechanizmów, które rządzą naszym światem. Która z tych płaszczyzn w ich przenikaniu jest dla Pana szczególnie istotna?

- Jedna płaszczyzna bez drugiej nie istnieje. W życiu istnieją tylko wrażenia, ekspresje, na które składają się moralne, duchowe i różne inne, w tym też polityczne i ideologiczne normy. Dla mnie najważniejsze w tej sztuce jest pytanie o egzystencjalno-moralny wybór, dlatego że bohater tak naprawdę szuka siebie w odpowiedzi na pytanie o odpowiedzialność wyboru.

"A gdyby tak zacząć życie na nowo? I to z całą świadomością? Gdyby jedno życie można było przeżyć, jak to mówią, na brudno, a drugie na czysto?" - zastanawiał się Wierszynin w "Trzech siostrach" Czechowa. Te słowa można przeczytać na stronie Teatru Ateneum w zapowiedzi nowego spektaklu. Czy to znaczy, że widzi Pan jakąś paralelę między tym, co pisze Frisch a dramatem autora "Wiśniowego sadu"?

- Widzę związek między współczesnym teatrem, a Czechowem. W ogóle. Dlatego dramaturgia Frischa też się do niego odnosi, jest w jakimś sensie równoległa do dramaturgii autora "Płatonowa". A jeśli mówić o konkretnych porównaniach, to bohaterów łączy poszukiwanie lepszego życia. Taki jest temat Czechowa, poszukiwanie lepszego życia w takich lub innych okolicznościach. To samo można powiedzieć o bohaterze Frischa w "Grze w życie". W tym i w innych swoich utworach zajmuje się tym samym, poszukuje prawdziwej i naturalnej odpowiedzi na temat swojego życia, czy żyję tak, jak powinienem. Tak jest w "Montauk" i w "Powiedzmy Gantenbein". To jest jego temat. A czemu tak się stało? Dlatego, że Czechow wpłynął na rozwój duchowy europejskiej kultury XX wieku.

Zachodni intelektualista Kürmann, główny bohater dramatu Frischa, pragnie zmienić swoją biografię; jeszcze raz, ale już inaczej, przeżyć swoje życie. To pokusa szalenie frapująca. Chyba każdy człowiek chciałby z takiej szansy skorzystać, choć jak wiadomo jest ona trudna, jeśli w ogóle możliwa, do zrealizowania. Tym bardziej, że u Frischa mamy do czynienia z człowiekiem, który doskonale już zna obowiązujące kanony moralne i normy postępowania. Tak naprawdę jedyną zmianą jakiej Kürmann dokonuje jest wstąpienie do partii komunistycznej, to akces, który tak naprawdę niczego w jego życiu nie zmieni, w końcu bezsensownie, niczym szczur, umrze opuszczony pośród zgiełku rzeczywistości. Inaczej niż Bułyczow czy bohaterowie Becketta, pozbawiony ideowego czy metafizycznego wsparcia. To dla Pana wymiar bardziej tragiczny czy katastroficzny?

- Dla mnie katastroficzne nie istnieje bez tragicznego. Co to jest katastrofa? To brak możliwości zmiany sytuacji. Co to jest tragedia? Tragiczny jest konflikt bohatera z czasem i też niemożność dokonania zmiany. Dlatego nie bardzo rozumiem na czym takie rozdzielenie miałoby polegać. Co się zaś tyczy samego bohatera, nie zgadzam się z porównaniem o szczurze, który ginie. Szczur odchodzi ostatni, odchodzi, kiedy nie ma życia. Co to znaczy, że szczur umiera? On nie umiera, on szuka innego miejsca. Dla mnie cała ta historia związana z Frischem i w szczególności z jego bohaterem Kürmannem, to nie jest próba zmiany swojego życia, on za każdym razem utwierdza się w przekonaniu, że miał rację, że wszystko jest tak, jak powinno być. Tak naprawdę on niczego nie chciał zmieniać, dlatego że jedyne, co go w życiu trzyma, to miłość do kobiety. Dlatego jest to sztuka o miłości. Może być dramatyczna, tragiczna, może nawet komediowa. Sam Frisch powiedział, że napisał komedię.

Niektórzy próbowali umniejszać rangę tego dramatu, widząc w nim tylko znakomity instrument czy materiał dla aktorskiego popisu, dającego szansę na niemal laboratoryjne studium mogące pokazać precyzję i kunszt obsadzonych aktorów. To opinia chyba jednak dość krzywdząca dla tego dramatu? Ale aktorów, mam wrażenie, obsadził Pan jednak mając taką świadomość?

- Ta sztuka daje możliwość odpowiedzi na współczesne pytania, które stoją przed człowiekiem znajdującym się w kryzysie. Jest to sztuka dostatecznie dobra, żeby takie myśli realizować. Nie ma dobrych sztuk, bez dobrych ról. I na odwrót. Jeśli są dobre role dla aktorów, to znaczy, że w sztuce jest już sytuacja dramatyczna. Teatr Ateneum jest przede wszystkim znany jako teatr aktorski, gra tak profesjonalnych aktorów pozwala na realizację tak dobrej dramaturgii.

Niektórzy z interpretatorów tego tekstu szwajcarskiego dramaturga widzieli w nim swoistą wizję Sądu Ostatecznego, który nie poddany jednak zostaje aktowi łaski. To chyba też ciekawa perspektywa interpretacyjna, szczególnie w odniesieniu do żony Kürmanna, ale także Alter Ego bohatera?

- To nie jest historia Sądu Ostatecznego i nie historia o akcie łaski. Mowa jest o poszukiwaniu sensu. Ktoś uważa, że poszukiwanie sensu to Sąd Ostateczny, ktoś na odwrót, że kontynuacja życia. Wydaje mi się, że mowa jest o poszukiwaniu wolności. Może to być poszukiwanie wolności przez miłość, władzę, przez wzbogacanie się. W tym wypadku chodzi o poszukiwanie wolności poprzez miłość. Miłość daje do zrozumienia, czy to co wydarzyło się w naszym życiu to prawda.

Bardzo ważna w pierwszej wersji "Biografii" była postać Rejestratora, będącego czymś na kształt aranżera, reżysera czy też może losu. Kto przejmuje jego funkcję w nowej wersji dramatu?

- Ta sztuka w dzisiejszej wersji Teatru Ateneum, i w mojej reżyserii, to wersja o rozmowie z samym sobą. Nieprzypadkowo pojawiła się postać Alter Ego i rozmowa z samym sobą, możliwa dzięki teatrowi. W życiu jest to praktycznie niemożliwe. Kiedy gra się samemu w szachy, przyjmuje się pozycję czarnych i białych, ale to zawsze jest tylko Twoja odpowiedź. W tym wypadku to także historia o teatrze, który pozwala wykonać taką pracę. Personifikuje się to wszystko w obrazie Alter Ego. Na scenie, w wersji Krzysztofa Tyńca, który gra z Grzegorzem Damięckim. Frisch komentując tę sztukę prosił, żeby nie podchodzić do roli Rejestratora, jak do czegoś mistycznego, dlatego wszystkie rozmowy o tym, że to jest Pan Bóg, który kontroluje sytuację, są bez sensu. My nie wiemy, jak Pan Bóg kontroluje sytuację. Tego nikt nie wie. Dlatego zawsze jest to rozmowa człowieka ze swoim odbiciem. Taką możliwość może dać tylko teatr. Daje możliwość samorefleksji w postaci Alter Ego.

Główny bohater, podejmujący próbę zrekonstruowania swojego życia, kreuje różne wersje rozwiązań, sprawdza kolejne możliwości, posługuje się wielością intelektualno-moralnych i emocjonalnych argumentów, a nawet w pewien sposób swój konterfekt stylizuje, innych także. Co według Pana ostatecznie determinuje kształt żywota Kürmanna, czy istnieje jakiś jego obiektywny sens?

- Sensu obiektywnego nie ma. Wszyscy to wiedzą. Ale sens zawsze jest poszukiwany i w jakimś momencie człowiek myśli, że właściwie postąpił, zaś w którymś momencie łapie go wątpliwość. Konflikt między wątpliwościami daje sztuce siłę dramaturgiczną. W tym wypadku mowa jest nie o tym, ze Kürmann walczy o wyjaśnienie sobie, że żył niewłaściwie, a o tym, że żył właściwie. To walka o to, żeby kolejny raz zrozumieć, że w tym czy innym momencie postępował odpowiednio. To historia o miłości, bez której człowiek nie może żyć. Kürmann utwierdził się w tym przekonaniu w finale, ponieważ jego kobieta dokonała aktu miłosierdzia uwalniając go od męczarni na kolejne siedem lat jego życia. Powinniśmy rozumieć, że miłość zaczarowuje człowieka lub go ratuje. W tym wypadku jest to droga ratunku dzięki kobiecie.

"Gra w życie" to Pana drugie spotkanie z polskim teatrem jako reżysera. Pierwsze było w Teatrze Nowym w Poznaniu, gdzie przygotował Pan "Don Juana" Moliera. Jak Pan odnajduje się w polskiej rzeczywistości teatralnej? Miał Pan czas, by coś w teatrze obejrzeć?

- Widziałem dużo sztuk w Teatrze Ateneum, to ważne, żeby zobaczyć z kim ma się przyjemność pracować, ale przez intensywną pracę nad spektaklem nie udało mi się obejrzeć przedstawień w innych teatrach, zrozumieć w jakiej sytuacji jest dzisiejszy polski teatr. Widziałem tylko dwie premiery, w Och-Teatrze "Casa Valentina" i "Czarownice z Eastwick" w Teatrze Syrena. A jeśli mówić o miłości do polskiego teatru w ogóle to szczerze mówiąc wyrosłem jako reżyser i człowiek na polskich wielkich teatralnych nazwiskach. Dlatego można powiedzieć, że polski teatr miał najważniejszy wpływ na moje życie. Najbardziej znaczące nazwiska w swoim czasie to dla mnie: Swinarski, Jarocki, Hübner, Dejmek, Grotowski, Szajna i Kantor. Jestem chłopcem z Moskwy, który wyrósł na określonej kulturze europejskiej, a przede wszystkim na polskiej. Dla nas, w Związku Radzieckim, polska kultura, polski teatr, polskie kino to było takie okno na świat, jestem bardzo wdzięczny, że tak wyszło w moim życiu. Później widziałem też spektakle, które czasami przyjeżdżają do Moskwy, przedstawienia Lupy, Warlikowskiego, Jarzyny, Klaty. To konkretny nurt, który zawsze rozumiałem i który mi się podoba. Oczywiście, nie zawsze się ze wszystkim zgadzam, jesteśmy różnymi ludźmi, w różnym wieku. Dla mnie, jako dla przedstawiciela rosyjskiej psychologicznej szkoły, najważniejsza jest rozmowa wewnątrz siebie, dlatego sztuka Frischa jest dla mnie interesująca. Daje możliwość realizacji idei rosyjskiej szkoły psychologicznej. Wydaje mi się, że jest to interesujące dla dzisiejszej Europy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji