Artykuły

Może Jarzyna nigdy nie był dobry?

"Uroczystość" Thomasa Vinterberga i Mogensa Rukova w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.

Sądząc po "Uroczystości" - nigdy.

Oczywiście przesadzam po recenzenckiemu, nie można tak mówić, przecież "Uroczystość" kiedyś pewnie urywała, przecież to nie jedyne jego przedstawienie. Ale serio: takie nazwisko, taka legenda, 18 stycznia 1997, "4.48", a potem co się stało? Potem oglądasz "Drugą kobietę", "Męczenników", "Między nami dobrze jest", czytasz o "G.E.N.-ie", bo już nie masz chęci jechać... Może chociaż "Uroczystość", z racji, że wcześniejsza, uratuje honor domu? I powstaje pytanie, o co chodzi z tym artystą. MOŻE NIGDY NIE BYŁ DOBRY?

Jarzyna jest mocny instytucją, którą rządzi, współpracownikami, którym dał pole do popisu, ale nie wiem, czy własną twórczością. Nie działania dyrektorskie są w TR-ze najgorętsze. Po schizmie Warlika rozpoczęło się "biennale" - dwa lata, jedna premiera - skąd się wydobyli Kornélem Mundruczó, Anną Karasińską i "Koncertem życzeń". Gdy Justyna Wasilewska szła ze Starego do TR Warszawa, mówiło się w Krakowie, że teraz "se pogra", tylko że w bufecie. Znowu przesadzam z tym "raz na dwa lata", ale tak czytałem w memach.

"Uroczystość" jest ze złotych lat TR-u, jest starym spektaklem, nie tylko wiekowo starym, też energetycznie. Rusza się i mówi - tak jak maszyna umie się odezwać i przesunąć w inne miejsce. Gdy "Uroczystość"" wraca do repertuaru, mamy nie tyle wznowienie spektaklu, ile jego rekonstrukcję - albo nawet zmartwychwstanie. Dzieło Jarzyny jest już w fazie archiwalnej, stanowi archiwum polskiego teatru, które równie dobrze można by pyknąć z nagrania.

Jeśli jest to sens oglądać, to dla aktorstwa, dla tych, a nie innych nazwisk. Spektakl może dawno umarł, ale nie powiemy tego o Janie Peszku, Andrzeju Chyrze, Danucie Stence, Adamie Woronowiczu i tym podobnym. Byli i są wielcy, nie potrzebują żadnej reżyserii, żeby robić widzom wieczór. Tylko co z tego? Nie ma tak prosto, że nawalisz superprzypraw i ci wyjdzie superdanie. Obsada "Uroczystości" składa się z samych wyrazistych smaków i dlatego jest niestrawna. Cytując pana cesarza z tekstu "Amadeusz": "There are simply too many notes!".

Widać, że to wczesna faza tego reżysera, faza wciąż jednak uczniowska, bo zalatuje ze sceny Krystianem Lupą. Nie oceniam, tylko stwierdzam. Jest jak w "Rodzeństwie": stół, posiłek, kazirodztwo. "Rodzeństwo" się nie starzeje, zawsze bowiem było stare - i nigdy nie było modne, więc nie ma nic do stracenia. "Festen" Vinterberga, baza spektaklu Jarzyny, był to kiedyś film kultowy, którego lubienie świadczyło o dobrym guście, no i teraz kończy tak jak każda moda.

Żeby nie było, że jestem niewdzięczny: gdyby nie Jarzyna, kto wie, jak by to było w polskim życiu teatralnym, na pewno inaczej. To na jego zamówienie powstał na przykład jeden z lepszych tekstów w historii polskiego dramatu - "Między nami dobrze jest". Ale z Jarzyną jest jak z drabiną u Ludwiga Wittgensteina: wchodzi się po niej, bo bez niej by się nie weszło, i tyle, wystarczy, drabina zrobiła swoje. Jak najbardziej, jest narzędziem, ale w rękach Opatrzności! Powinien się cieszyć. Są tacy dyrektorzy - wiecie, o kim mówię - których dzieła własne w sumie po co komentować, ale przy których inni tworzą dobrze. Powołaniem Grzegorza Jarzyny jest być dyrektorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji