Artykuły

Dramat się odradza

- Współcześni pisarze potrafią pisać dobre, żywe dialogi, potrafią konstruować postacie i sytuacje sceniczne. Podstawowym kłopotem wszystkich polskich pisarzy, w tym dramatopisarzy, jest uchwycenie rzeczywistości w skrócie, jej skondensowanie, stworzenie ważnej i oryginalnej metafory. W opisywanych przez nich sytuacjach po prostu brakuje symbolu, poezji - mówi Jacek Sieradzki, jeden z jurorów pierwszej edycji Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port, który rozpoczyna się w środę (17 maja) w Gdyni.

W trakcie R@Portu będzie można zobaczyć jedenaście spektakli. Festiwal otworzy dziś wieczorem "Ślub" Witolda Gombrowicza z Teatru im. Horzycy w Toruniu; reżyserem tego widowiska jest Estończyk Elmo Nyganen, występuje w nim popularny litewski aktor Vladas Bagdonas. W Gdyni zaprezentowany zostanie także między innymi kontrowersyjny spektakl Macieja Kowalewskiego "Miss HIV", inspirowany notką o autentycznych wyborach Miss HIV/AIDS, które od kilku lat organizowane są w Botswanie. Widowisko, w którym główną rolę gra Maria Seweryn, miało swoją premierę w warszawskim klubie Le Madame. Obejrzeć będzie można również trzy realizacje Laboratorium Dramatu z Warszawy ("Tiramisu", "Agata szuka pracy" i "Absynt"), spektakl "Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" Pawła Demirskiego z teatru Wybrzeże oraz dwie komedie gospodarza imprezy, gdyńskiego Teatru Miejskiego - "Dzień świra" Marka Koterskiego oraz "Mężczyzn na skraju załamania nerwowego" Anny Burzyńskiej. Imprezę zakończy prezentacja w magazynach portowych "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka z Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy; najgłośniejszego i najczęściej nagradzanego widowiska zrealizowanego w zeszłym roku. Sceniczne prezentacje współczesnych dramatów polskich zostaną dopełnione przez cztery spektakle teatru telewizji - adaptacje sztuk współczesnych.

* * *

Rozmowa z Jackiem Sieradzkim* [na zdjęciu]:

Mirosław Baran: Po kilku latach przerwy polskie dramaty współczesne wracają na sceny teatralne w całym kraju. Czemu zawdzięczamy taką sytuację?

Jacek Sieradzki: - Rzeczywiście dzieje się tak, że po latach całkowitej posuchy dramat polski powoli się odradza; coraz więcej powstaje nowych tekstów i coraz więcej z nich jest wystawianych. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze coraz większe jest zainteresowanie dramatem współczesnym wśród widzów i reżyserów. Zainteresowanie to jest dodatkowo podsycane przez olbrzymią i godną pochwały akcję promująca rodzimą dramaturgię w praktycznie wszystkich największych i najważniejszych mediach. Kolejny ważny powód to zaangażowanie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które od wielu lat organizuje co roku konkurs na najlepszy dramat współczesny. Dodatkowo teatry, które mają prapremiery polskich tekstów, mogą liczyć ze strony ministerstwa na zwrot części kosztów ich przygotowania.

Jako redaktor naczelny "Dialogu" ma Pan szeroki wgląd w nowe teksty dramaturgiczne. Co, Pana zdaniem, jest najsilniejszą stroną polskiego dramatu współczesnego i, z drugiej strony, jego piętą achillesową?

- Myślę, że niewątpliwie poprawiła się sprawność techniczna autorów. Współcześni pisarze potrafią pisać dobre, żywe dialogi, potrafią konstruować postacie i sytuacje sceniczne. Podstawowym kłopotem wszystkich polskich pisarzy, w tym dramatopisarzy, jest uchwycenie rzeczywistości w skrócie, jej skondensowanie, stworzenie ważnej i oryginalnej metafory. W opisywanych przez nich sytuacjach po prostu brakuje symbolu, poezji.

Właściwie wszystkie współczesne dramaty opisują Polskę w czarnych barwach, są szalenie pesymistyczne. Dlaczego tak się dzieje?

- Trudno mi powiedzieć, skąd to się bierze. Zawsze osią tekstów scenicznych były dramatyczne wydarzenia, jakieś ekstremalne sytuacje. Z drugiej strony mam poczucie, że dziś bycie zadowolonym i opisywanie rzeczywistości z pogodnym humorem po prostu nie jest w modzie. Dramaturdzy chyba nawet wstydzą się przyjąć taką postawę.

Coraz więcej współczesnych dramatów scenicznych jest po raz pierwszy realizowanych przez kino - jak chociażby "Dzień świra" Marka Koterskiego czy "Zabij ich wszystkich" Przemysława Wojcieszka - czy teatr telewizji, a nie teatry. Czy to dobre zjawisko?

- Przede wszystkim nie jest to żadne nowe zjawisko; teatr, teatr telewizji i filmy były praktycznie zawsze bardzo silnie ze sobą związane. Wspomniany Przemysław Wojcieszek chciał realizować filmy, a okazało się, że znalazł dla siebie chyba lepsze miejsce w teatrze. "Dzień świra" Koterskiego w końcu trafił na deski teatralne; niedawno miał swoją prapremierę w Teatrze Miejskim w Gdyni. Te sztuki ciągle wzajemnie się przenikają i sądzę, że wychodzi to na dobre zarówno teatrowi, jak i kinu.

*Jacek Sieradzki jest krytykiem teatralnym, redaktorem naczelnym miesięcznika poświęconego dramaturgii współczesnej "Dialog". Na Festiwalu R@Port będzie jednym z jurorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji