Artykuły

Ewa Błaszczyk: Fallaci, czyli silna i krucha kobieta, a nie "buldożer"

- Zawód jest wentylem. To jest praca, ale też wentyl. Jest abstrakcja, przygoda, zmienność, to jest też przesuwanie pierwszego planu w tył i potem odwrotnie - mówi Ewa Błaszczyk, aktorka STUDIO teatrgalerii w Warszawie.

Bydgoskiej publiczności spodobał się najnowszy pani monodram "Oriana Fallaci. Chwila, w której umarłam". Nagrodziła go owacjami na stojąco. A panią, czym zaintrygowała ta włoska dziennikarka i pisarka, o której właściwie zapomnieliśmy po jej śmierci? - Bardzo wyrazista jest! Niezależna! I bardzo współczesna. Bezkompromisowa, a jednocześnie bardzo krucha. Imponuje mi jej niezależność myślenia. Podoba mi się, że chce iść własną drogą, nie dać sobą manipulować, nie pozwolić siebie lepić.

W gruncie rzeczy nie znamy prawdziwej Oriany Fallaci...

- ... znamy jej wizerunek, a ja chcę pokazać kobietę, człowieka, a nie jej wizerunek. To jest ciekawe. Była w wielu państwach, na różnych frontach. Przygotowując ten monodram chciałam się z nią dobrze poznać, powoli zaprzyjaźnić. Uczciwie przeczytałam wszystko, co napisała, uporządkowałam fakty z jej życia, bo to wszystko jest ważne. Oriana była bardzo rodzinna, czego w ogóle nie wiemy. Miała trudne związki z mężczyznami, wszystko bardzo przeżywała. Była i silna, i krucha zarazem. No, kobieta, a nie jakiś "buldożer". Podoba mi się jej rzetelność. Gdy pisała książkę jakby za Alekosa (Aleksandros Panagoulis, grecki rewolucjonista i poeta, z którym była związana - dop. red.), to pojechała do Grecji, do tego pierdla, w którym siedział, choć obiecała, że nie pojedzie - zamknęła się w celi. Chciała być bliżej tego, o czym pisze. Bardzo mi się to u dziennikarza podoba, bo tej rzetelności jest coraz mniej. Dziś ludzie często piszą o czymś, o czym absolutnie nie mają pojęcia.

Czuje pani trochę psychiczne podobieństwo z Orianą Fallaci?

- Trudno powiedzieć, bo aż tak nie znam osoby, natomiast podoba mi się przede wszystkim właśnie niezależność myślenia, taka postawa, za którą ponosi się odpowiedzialność. My chcielibyśmy łatki nalepiać. A ona mówi: nie, bo tutaj to, a tam tamto, tu mi się podoba, a tam nie. Zapłaciła za to ogromną cenę, pokłóciła się i z prawicą, i z lewicą. Po prostu szła swoją ścieżką. Tak samo z nienarodzonym dzieckiem. Za "List do nienarodzonego dziecka" była atakowana (śmiech) i przez zwolenników aborcji, i przez przeciwników. To pokazuje paranoję tej sytuacji. Obrywała równo, z każdej strony.

Pani też. Po wypadku 6-letniej wtedy córki Oli w roku 2000 poszła swoją ścieżką. Walczy pani o dzieci będące w śpiączce, po ciężkich urazach mózgu. O ich prawo do godnego życia.

- No, coś tam robię.

"Coś tam"?! Gdyby nie pani determinacja, niezgoda na to, że nie ma systemu opieki nad tymi dziećmi, nie byłoby Fundacji "Akogo?". Nie powstałaby klinika "Budzik".

- Od początku chodziło mi o rozwiązania systemowe. Nie o pomoc jednemu czy drugiemu dziecku, ale o coś, co będzie działało według określonych zasad, kiedy nas nie będzie. Zrobiliśmy program wybudzania ze śpiączki, to jest konkretny zapis, który wszedł w system NFZ. Został opracowany i zatwierdzony przez Agencję Oceny Technologii Medycznych w 2013. Bez tej determinacji nie byłoby eksperymentalnych programów wszczepienia stymulatorów centralnego układu nerwowego. Jeśli jest jeszcze coś do zrobienia, to uważam, że należy to robić. Nauka się rozwija, są nowe osiągnięcia, więc uważam, że należy ściągać je do Polski.

Nie myśli pani czasem, że gdyby wypadek Oli zdarzył się niedawno, sprawy mogłyby potoczyć się inaczej?

- Na pewno Ola miałaby inne szanse. Nauka jest na innym etapie, są różne terapie, sprzęty, technologie. Ale to jest gdybanie. Staram się tak nie myśleć, bo to niczego nie zmienia. To wszystko już się stało, dawno temu się stało i nie mam na to wpływu. Mam wpływ - jeśli mam - tylko na to, co jest teraz, i na to, co będzie się działo w przyszłości.

Łączyła pani większą nadzieję z wszczepieniem córce stymulatora mózgu?

- U niej aż takiej różnicy nie widać. Ale pewne rzeczy się zmieniły. Jest bliżej nas, czyli trochę bardziej reaguje. Ola była pacjentem w najcięższym stanie spośród tych, którym wszczepiono stymulatory. Od wypadku minęło bardzo dużo czasu, ma bardzo uszkodzony mózg.

Jest klinika "Budzik" dla dzieci, jest oddział dla dorosłych w szpitalu w Olsztynie. Dalej?

- Pracujemy, żeby w Warszawie powstało Centrum Głowy, centrum systemu nerwowego. Tam będzie "Budzik" dla dorosłych, stacja naukowo-badawczą i prywatna klinika 3 N, czyli neurologia, neurorehabilitacja, neurochirurgia. Nasz program dotyczący wszczepiania stymulatorów już się skończył. Dostaliśmy zgodę komisji etycznej na 15 wszczepów. Nie można wykonać więcej, bo nie ma tego w systemie leczniczym, a eksperyment się skończył. Teraz trzeba by lecieć do Japonii. Coraz więcej będzie eksperymentów, dlatego musi powstać placówka, żeby można było w Polsce takie zabiegi wykonywać. Chodzi nam o to, że gdy pojawia się nowa technologia, zanim u nas zostanie zatwierdzona - mija ileś lat.

Wyznaczyliście sobie jakieś kroki, terminy, kiedy co ma powstać?

- Nie, u nas nie można sobie tego wyznaczyć. Gdyby wszystko zależało od nas, moglibyśmy zrobić taki plan, ale jeśli to zależy od różnych ludzi, decydentów, zgód - to nie ma sensu.

Ale widzicie, że następny etap jest potrzebny.

- W Olsztynie (oddział wybudzeń dla dorosłych - dop. red.) jest 800 podań, a miejsc jest 8. To o czym mówimy?

Rozmawiam z aktorką, a jakbym rozmawiała ze specjalistą. Życie panią zmusiło.

- Specjalistą to może za dużo powiedziane, ale niewątpliwie jestem osobą zmotywowaną... No, życie tak się potoczyło.

To, że tak ciężki w skutkach wypadek spotkał właśnie pani córkę, córkę znanej aktorki, i jeszcze w tak dramatycznym momencie, bo krótko po śmierci męża, jakoś pomagało w późniejszych działaniach? Otwierało drzwi?

- No, w jakimś sensie tak. Mam inne kontakty, kolegów, przyjaciół, artystów, dziennikarzy, którzy po prostu na przykład pomogą coś nagłośnić. To jest ważne, bo przecież jest bardzo duży tłok informacyjny. Jeśli się dobrze nie sprzeda informacji - nikt nie będzie wiedział. Jak nikt nie będzie wiedział, to...

... nic się nie rusza.

- Właśnie. W tym sensie - tak, pomogło.

Potrafi już pani pani trochę wyhamować, pozwolić sobie odpocząć, zresetować ciągłe napięcie?

- To jest trudne. To jest trudne i za to na pewno się płaci. Nie da się kompletnie o tym nie myśleć. Trzeba być cały czas na łączach, bo nigdy nie wiadomo. Ale oczywiście, daję sobie odpocząć i dbam o siebie, bo wiem, że muszę się odbudować, żeby się znowu zepsuć. I znowu się odbudować, żeby się zepsuć...

Przez te wszystkie lata nie zrezygnowała pani zgrania, ze śpiewania. Zawód jest odskocznią?

- Zawód jest wentylem. To jest praca, ale też wentyl. Jest abstrakcja, przygoda, zmienność, to jest też przesuwanie pierwszego planu w tył i potem odwrotnie. Czyli tu zaśpiewam, tam sobie pojadę, tu mam film, scenę, mam coś. To jest iluzja, to się nie dzieje naprawdę.

Ma pani ciągle w tyle głowy...

- ... to wiadomo! To już ma się zawsze. Chodzi o to, że gdybym była tylko w domu, tylko i wyłącznie zajmowała się Olą - oszalałabym.

Nigdy nie zdarzały się pani chwile zwątpienia?

- One są po prostu wpisane w to wszystko. Wiadomo, że jak się coś robi to jest trudno.

Między "trudno" a zwątpieniem, poddaniem się jest jeszcze przestrzeń.

- Wiem, że nie można tak się poddawać. Wiadomo, że rzeczywistość zawsze będzie stwarzała problemy i trudności. Trzeba odpuścić, odpocząć i znowu do tego wrócić, bo konsekwencja jest ważna. Bo inaczej, co? To jest wpisane w tę drogę.

Dopuszcza pani myśl, że kiedyś może trzeba będzie powiedzieć sobie, że dalej już pójść nie możemy?

- Tak, to też zakładam. Na razie nauka cały czas idzie naprzód, coś nowego się dzieje. Ale może przyjść taki moment, że wszystkiego, co było możliwe i dostępne spróbowaliśmy i... Zrobię tyle, ile się da zrobić. Jednak świat jest plastyczny, ciągle się coś dzieje.

***

Sto dni po śmierci męża Jacka Janczarskiego, w maju 2000 r. jedna z córek-bliźniaczek Ewy Błaszczyk, 6-letnia wtedy Aleksandra, zakrztusiła się tabletką i do dziś pozostaje w śpiączce. Dwa lata później z ks. Wojciechem Drozdowiczem założyła Fundację "Akogo?". Celem było wybudowanie kliniki neurorchabilitacyjncj dla dzieci po ciężkich urazach neurologicznych. Klinika "Budzik" przy CZD została otwarta w grudniu 2012 r. Od listopada 2016 r. działa otwarty - z inicjatywy Fundacji oddział dla dorosłych w Olsztynie.

***

Na zdjęciu: Ewa Błaszczyk w monodramie "Oriana Fallaci. Chwila, w której umarłam".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji