Smok
To jedyna pozycja zeszłego tygodnia zasługująca na uwagę - resztę stanowiły same niewypały, niektóre wyjątkowo kłopotliwe i bolesne niewypały, niemal jak te w polu przez dzieci znajdowane. Mam tu na myśli program "młodzieżowy" z dyskusją o bohaterstwie Polaków. Rozumiem, że ten problem warto przedyskutować, szczególnie w młodym gronie, któremu ostatnia antybohaterska kampania w literaturze i w filmie może zgoła przewrócić w głowie, natchnąć poglądami, których szerzenie nie leżało w intencjach żadnego z artystów, ale czy już nie można znaleźć do takiej rozmowy kilku inteligentnych chłopców i dziewcząt? Podobnie chęć ukazania najświeższej tradycji rewolucyjnej pomysł dobry, oprawa wizualna jak na tak trudny temat - też nie najgorsza, tylko komentarz i sposób jego wygłoszenia koszmarny.
Dziwna jest telewizja: programy dla dzieci robi tak, że najchętniej oglądają je dorośli. Natomiast programy i dla młodzieży są takie, że patrzeć nie można. Czy to zainteresuje młodzież? Śmiem wątpić.
Pozostał - "Smok". Sztuka E. Szwarca wystawiona przez Teatr Ludowy w Nowej Hucie okazała się świetną pozycją dramaturgiczną. I tego wrażenia nie jest w stanie umniejszyć fakt, że wykonawca głównej roli Lancelota mógł się znaleźć na scenie tylko w wypadku jakiejś niewiarygodnie ostatecznej konieczności.
Adam Polewka wygrzebał gdzieś w archiwach krakowskich następującą historię: kiedy II Międzynarodówka postanowiła czcić 1 Maja jako święto międzynarodowej klasy robotniczej uchwałę tę przyjęli także galicyjscy socjaliści. Ale to był przecież ck Kraków, wszystko musiało się odbywać z należytym uszanowaniem dla Najjaśniejszego Pana dlatego w całej Europie lała się krew, a Daszyński pisał podanie "do prześwietnej dyrekcji ck policji" z prośbą o pozwolenie na... demonstrację burzycieli ustroju. Polewka z upodobaniem, wiele razy cytował ten dokument, przypomniałem go sobie oglądając "Smoka".
Oczywiście, głupstwem byłoby patrzeć na tę sztukę jak na jedną jeszcze satyrę antygalilejską, boć przecież nie o krakauerów tylko tu chodzi: Szwarc tekstem a spektakl scenografią poszerza wymowę tekstu. Smok w pikielhaubie przeistacza się w pana obciśniętego czarnym SS-mańskim mundurem, trzecia jego postać jest całkiem zwyczajna - taki sobie spokojny człek. Tylko w ten sposób, zmieniając nieustannie symbole, można było doprowadzić widza do miejsca z którego jest rozległy widok: widok na wielki problem stosunku obywateli i władzy.
Teatr nowohucki na listę swych zasług wpisać może jeszcze jedną pozycję: sztuka to trudna, pełna symbolu i groteski, skrótów i delikatnych aluzji dekoracyjno-kostiumowych. A mimo tego nie ma w niej nic z wielodennego gadulstwa.
Poza tym - kasza. Jakiś złośliwiec wykreślił niemal wszystkie programy rozrywkowe z tegotygodniowego repertuaru. Może to i dobrze?