Artykuły

Niespodzianki i rozczarowania

Po półmetku Kaliskich Spotkań Teatralnych o festiwalu pisała Bożena Szal -Truszkowska w Ziemi Kaliskiej Gazecie Poznańskiej.

Pierwsza połowa tegorocznych Kaliskich Spotkań Teatralnych nie przyniosła olśniewających spektakli ani też wielkich kreacji aktorskich - takich, jakie ogląda się w nabożnym zachwycie i zachowuje skrzętnie w pamięci na długie lata. Przyniosła za to miłe niespodzianki i przykre rozczarowania.

Z archeologii teatralnej

Pierwszą i to wielce zaskakującą niespodziankę sprawił Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu. Ten sam zespół, który w ubr. zbulwersował znaczną część kaliskiej publiczności wyjątkowo brutalną i odpychającą inscenizacją szekspirowskiego "Makbeta", tym razem pokazał widowisko piękne i mądre: "Ifigenię w Aulidzie" [na zdjęciu] wg. Eurypidesa w inscenizacji Pawła Passiniego. Spektakl - być może - zainspirowany poetyką wrocławskiego Teatru Pieśń Kozła; a już na pewno wywodzący się ż tych samych poszukiwań, które można by nazwać "archeologią teatralną". Odwołujący się do dawnych, już przed wiekami zapominanych, konwencji teatralnych, których kształtu możemy się tylko domyślać. Zbudowany ze znaków, nieobecnych w aktualnie obowiązującym teatralnym kodzie - niezwykłych dźwięków, szumów, zgrzytów, zaśpiewów czy też zbiorowych melorecytacji, a także tanecznych ruchów i gestów, bliższych językowi migowemu czy symbolicznemu.

Opolskie przestawienie okazało się wprawdzie dość nierówne aktorsko, ale przyjęta konwencja dość skutecznie przysłaniała jego braki. Trudno jednak zrozumieć sens "cudownego rozmnożenia" tragicznej postaci Klitajmnestry, zwłaszcza że żadne z jej wcieleń nie dorosło do tej roli. Zdecydowanie najlepiej odnalazł się w tej teatralnej formie Maciej Namysło - znakomity zarówno w roli niemowlęcia jak i starca, a także sługi, wojownika, czułego brata i wszelkich innych postaciach. Sprawdziła się również jako koryfeuszka chóru IwonaGłowińska, obdarzona niesamowitym, przeszywającym głosem.

A sama opowieść o wojnie, w którą bogowie wpisali ludzkie namiętności i tragedie, nic nie straciła na aktualności. Choć dziś wojny toczą się już w innym wymiarze i kto inny pełni w nich boską rolę.

Gombrowicz inaczej...

Z zupełnie innych inspiracji i poszukiwań wyrósł drugi zdumiewający spektakl: "Ślub" Gombrowicza w reżyserii Elmo Nuganena z Estonii, pokazany przez Teatr im. W. Horzycy z Torunia. Estoński inscenizator, jak twierdzą źródła dobrze poinformowane, nigdy wcześniej nie zetknął się z dramaturgią Gombrowicza, nie widział żadnej realizacji teatralnej jego sztuki - co w efekcie wyszło mu na dobre. Zamiast podążać za myślą i wyobraźnią innych twórców, po prostu wczytał się w tekst Gombrowicza - i zrozumiał do końca jego sens. Bez obaw i nadmiernego szacunku, ale inteligentnie i z wyczuciem okroił tekst. I tak powstało przedstawienie niezwykle logiczne i czytelne, z wyraźnie zarysowaną linią fabularną i myślowym przesłaniem.

Znakomitym pomysłem było zaproszenie do udziału w toruńskim spektaklu litewskiego aktora Vladasa Bagdonasa, który - w roli ojca - mówi piękną i czystą kresową polszczyzną z charakterystycznym wileńskim akcentem, a prezentuje się na scenie nader godnie.

Jak daleko, jak blisko...

Toruński "Ślub" skłania też do pewnych refleksji nad sensem współpracy z zagranicznymi scenami w ramach projektu COMET, sygnowanego w ubr. podczas festiwalu w Kaliszu. Czy większy sens mają wspólne realizacje teatralne z udziałem gościnnie zaproszonych artystów, czy też przywożenie na festiwal gotowych spektakli, czasem mało czytelnych z powodu barier językowych? Choć trzeba przyznać, że w tym roku trafiły się już dwa niezłe przedstawienia z importu: "Wujaszek Wania", bardzo sumiennie "po bożemu" wystawiony przez teatr z , Brześcia na Białorusi oraz "Zbrodnia i kara" w wykonaniu teatru Astorka z Bratysławy. Warto też zastanowić się nad tym, dlaczego wszyscy goście zagraniczni postawili w tym roku na dramaturgię rosyjską. Czy to tylko przypadek? Stawianie na sprawdzoną klasykę? Czy może jednak szukanie czegoś więcej...

Jeszcze krótko o rozczarowaniach - było ich sporo. Największe sprawił Jan Klata i jego wrocławski spektakl "Nakręcana pomarańcza". Modny twórca, który w ubr. podbił kaliszan "Córką Fizdejki", tym razem pokazał widowisko epatujące bez większego sensu brutalnymi scenami. Prawdziwy teatr objawił się kilka razy dopiero pod koniec spektaklu, ale nie miał już szans się przebić...

Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu zaskoczył pięknym i mądrym widowiskiem "Ifigenia w Aulidzie" wg. Eurypidesa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji