Artykuły

Godziny z Bertoldem Brechtem

Gdyby ktoś chciał przedstawić linię repertuarową Teatru Ludowego graficznie, musiałby tym razem wyrysować kreską biegnącą wyraźnie ku górze. Sztuka Bertolta Brechta "Pan Puntila i jego sługa Matti" na pewno stanowi pozycję, którą warto, więcej - trzeba koniecznie pokazać nowohuckiemu widzowi. Jest to współczesność obca nam całkowicie, lecz przecież prawdziwa i istniejąca nie tak daleko od nas. Świadomość tego faktu tworzy podstawę naszej walki i trzeba ją ugruntować także w najmłodszych pokoleniach, pogłębiać w całym społeczeństwie. To zadanie teatru, jako świadomego, konsekwentnego odtwórcy dzieł uczących prawdy o stosunkach międzyludzkich nie może być nigdy zapomniane czy odsunięte na plan dalszy, na rzecz wyłącznie estetycznych doznań czy spekulacji artystycznych obliczonych na krótką metę i przeznaczonych dla wąskiej grupy odbiorców. Teatr jakiego pragniemy, to teatr żywy i teatr tworzący, zmuszający do myślenia, wszczepiający mądry optymizm, rozbudowujący świadomość.

Nazwisko Bertolta Brechta nosi w sobie tak wielki ładunek emocjonalny (pamiętamy "Operę za trzy grosze", "Dobrego człowieka z Seczuanu", "Kredowe Koło"), że stanowi ono magnes przyciągający do każdego teatru, który zamieści je na swym afiszu. Pamiętamy "Berliner Ensemble" z wspaniałą Heleną Weigel - Mutter Courage. Nie sprawił nam Brecht zawodu także w "Panu Puntili". Czy istnieje nieszkodliwy kapitalizm? Czy istnieje ponadklasowa solidarność wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych? Bertolt Brecht kpi z tych wygodnych teoryjek. Pan Puntila na trzeźwo jest bezwzględnym człowiekiem interesu, zdolnym do każdej podłości. I choć po pijanemu staje się kimś innym, szuka ucieczki od samego siebie i surowo potępia swoje postępki, starając się naprawić krzywdy wyrządzone w stanach trzeźwości przeplatających się naprzemian z okresami nałogowego pijaństwa, ostatecznie zawsze zostanie tylko typowym kapitalistą. Byt określa świadomość - to stwierdzenie wystarczy najzupełniej, by jasno rozumieć rzekomą dwoistość psychiki "dobrego pana Puntili". Tu nie ma niedomówień, jest natomiast prosta wymowa faktów, zrozumiała dla każdego, bez względu na stopień wrażliwości artystycznej, czy tylko zwykłego wyrobienia odbiorcy. Kontrasty i sprzeczności interesów klasowych zarysowane przez Brechta w tej sztuce, dostatecznie wyraźnie tłumaczą konflikt między panem Puntila, a jego sługą Mattim, który kończy się odejściem tego ostatniego z dobrze płatnej posady. Poszczególne fazy tego konfliktu mają różne nasilenie i zabarwienie, lecz zawsze są etapami tego samego procesu myślowego, który musi doprowadzić Mattiego do pełnego poznania prawdy o dobrym panu Puntili, więcej - o stosunkach społecznych, w których Matti żyje. Targowisko bezrobotnych i salony domu właściciela ziemskiego, to dwa bieguny świata Mattiego. Nie podobna żyć na obu równocześnie: trzeba odejść do tych, których jedynie można nazwać braćmi.

Pan Puntila w interpretacji Edwarda Raczkowskiego był dostatecznie odrażający, by nie zniekształcić zamysłu autora. Duży plus należy mu zapisać za te partie roli, w których łatwo było przeszarżować euforię pijacką i przekoloryzować wzloty ducha pana Puntili ku dobru i sprawiedliwości społecznej. Również Matti w wykonaniu Ferdynanda Matysika był trafny, choć może niektóre fragmenty tej roli zostały potraktowane zbyt powierzchownie. Przecież Matti przeżywa całą skalę wrażeń i uczuć, od początkowej pobłażliwości dla swego chlebodawcy i prób spełniania funkcji jego sumienia, aż do całkowitego dojrzenia wewnętrznego, którego wynikiem jest pełne zrozumienie prawdy i porzucenie hańbiącej go służby. Szofer Matti traci ostatecznie wiarę w możliwość pogodzenia wykonywanej pracy z własnymi poglądami na świat. Dla zachowania godności osobistej człowieka "z drugiego bieguna" nie przyjmuje oferty małżeńskiej zrobionej mu przez Ewę, córkę Puntili, mimo tak niewątpliwych zalet tej ostatniej, jak młodość i świeżość. W konkluzji: Matti przeżywa w swoim okresie dojrzewania szereg momentów ważkich, które warto silniej wypunktować, nawet w konwencji komediowej.

Nieporozumieniem wydaje się obsadzenie roli Ewy przez Janinę Grudniewicz. Artystka ta, o niezaprzeczalnie ciekawej i dobrej adaptacji scenicznej, musiała zapewne włożyć wiele wysiłku w rolę nie leżącą w jej rodzaju, Attache Michała Lekszyckiego chwilami nieco przerysowany, w oparciu o tradycyjne wzory estradowe czy nawet operetkowe. W pozostałych rolach i to podwójnych zobaczyliśmy: Marię Cichocką, Mariannę Gdowską, Eugenię Romanow, Wandę Swaryczewską, Zbigniewa Bednarczyka, Jana Brzezińskiego, Rajmunda Jarosza, Zdzisława Klucznika, Jana Mączkę.

Gra całego zespołu wyrównana. W niektórych wypadkach zawodził sposób podania tekstu, skutkiem czego nie wszystkie słowa w całości docierały na widownię- Dekoracje Krystyny Zachwatowicz dobre, natomiast niektóre kostiumy mniej (Ewy i pastorowej szczególnie). Na scenie też trzeba pamiętać, że suknia ma zdobić, a nie szpecić kobietę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji