Artykuły

Głos z widowni. "Ostatnie dobranoc Armstronga"

"Ostatnie dobranoc Armstronga" jest utworem współczesnego dramaturga brytyjskiego Johna Ardena, który w sztuce tej zawarł nie tylko jakże mocno zaakcentowane uogólnienia na temat metod dyplomacji, ale kawał historii Anglii i Szkocji.

Prawdę mówiąc uogólnienia te, bez znajomości historii Wielkiej Brytanii - niewiele znaczą, polityka ma bowiem, to do siebie, że jej pełną ocenę dać można tylko przez konfrontację konkretnych faktów. Konflikt prezentowany w sztuce dotyczy zresztą ścisłej rzeczywistości historycznej - okresu panowania Jakuba Stuarta V, a także konkretnego terenu - pogranicza anglo szkockiego. I jakbyśmy nie chcieli ogólnie wnioskować z obrazu historii prezentowanego nam przez Ardena, konieczne wydaje się, elementarne choćby poznanie dziejów Anglii i Szkocji w XVI stuleciu. Dopiero bowiem wówczas ujawniają się skutki szkockiej polityki, a powieszenie pogranicznego feudała Armstronga nie tylko przynosi pokój pogranicza szkocko-angielskiego, ale... aktywizację zaborczej polityki Anglii w stosunku do ziem szkockich.

Uniwersalizm inscenizacji odbiera tę jedną z głównych cech konfliktu. Gdy Armstrong wola o muzykę - muszą odezwać się kobzy, a nie barokowa muzyka europejska - jak dzieje się to w gdańskiej inscenizacji (żeby chociaż z ludową tematyką szkocką, z motywem "Loch Lomond" - (ale i tego brak!). Kobzy były nieodłączne folklorowi szkockiemu tak dalece, że kiedy w ostatniej wojnie zrzucano komandosów szkockich na tyły wojsk hitlerowskich, na każdą kampanię przypadał jeden kobziarz. Anna Przedpełska - Trzeciakowa w przekładzie swoim eliminuje również rzecz ogromnie ważną - "hajlanderów". "Highland" (hajlind") to wprawdzie w dosłownym tłumaczeniu "wyżynny kraj" lub "górzysty kraj", ale jest to nazwa własna prowincji tzw. Szkocji Górnej, jak i synonim szkockiego tradycjonalizmu. "Hajlanderzy" ubierali się zawsze w tradycyjne stroje i odznaczali się dzielnością i ich pułki były pułkami gwardii królewskiej, a ich tradycje przetrwały do dziś. Tłumaczka używa określenia "górale", jest tu nawet... "kapitan górali", co nic w rzeczywistości nie mówi.

Nie ma więc nawet cienia Szkocji i to zuboża walor historyczny sztuki, a uogólnienia w sferze "moralności działania politycznego" możliwe są tylko w oparciu o rzeczywistość historyczną.

Co jednak ratuje sztukę, a nawet co czyni z niej zjawisko sceniczne o dużym wymiarze - to przede wszystkim dobre aktorstwo. To aktorstwo ratuje również dłużyzny w drugiej części sztuki. Na czoło aktorów wysuwa się zdecydowanie znakomicie wymodelowana przez Andrzeja Szalawskiego postać Johna Armstronga. Szalawski jeszcze raz dokumentuje, że jest wielkim artystą, a sceny w tej sztuce be' jego obecności tchną retoryką i oczekiwaniem. Inne ciekawie zaprezentowane postacie to machiawellistycznie przedstawiony Lindsay - w interpretacji Zbigniewa Bogdańskiego, to król Jakub V Henryka Bisty - postać epizodyczna ale o dużym ładunku ekspresja to cztery jakże zróżnicowane postacie kobiece - Dama - Anny Winiarskiej, Służebna - Joanny Bogackiej, żona Armstronga - Haliny Kosznik-Makuszewskiej i niełatwa, bardziej alegoryczna niż rzeczywista Meg - Haliny Stojewskiej. Ciekawie rozegrał swoją rolę Johnstone'a - Henryk Sakowicz, a także Leszek Ostrowski i Zenon Burzyński w dialogu pisarzy wrogich obozów. Ascetycznym, demonicznym mnichem był Ryszard Ronc2ewski. W ogóle aktorstwo w tej sztuce zasługuje na gratulacje, warte złożenia całemu zespołowi. Reżyseria Tadeusza Minca staranna i ciekawa, szukająca słusznie związków Ardena z Szekspirem, Ben Jonsonem i Johnem Gayem. Jeżeli coś zarzucić, to chyba wytracanie tempa. Ciekawa w pomyśle jest scenografia Mariana Kołodzieja, zwłaszcza jego kompozycja lasu z upiornymi wizjami szubienic i kół tortur. Ale jak już wspomniałem, we wszystkich tych elementach składających się na walory utworu, również muzyce Henryka Jabłońskiego - brak jest tak nieodzownego elementu szkockiego. A przecież na tym tle zbudowany został utwór.

Jak napisano w programie do sztuki - Arden rozstrząsa tutaj problem "dobrych rządów", przeciwstawionych pojęciu "expedency", czyli taktyki stosowanej dla realizacji doraźnych celów. Za przykład wzdął sobie fuagme-nt - nieco zresztą swobodnie, potraktowany pod względem historycznym. Podobno, udzielając wywiadów - sugerował możliwości przymierzania wniosków płynących z jego sztuki do niektórych zjawisk współczesnych. Tylko, że nie chodziło mu o parabolę odniesioną do konkretu, ale do zagadnienia "w ogóle", co równa się utopii, Aktora zawsze może być ciekawa 1 inspirować intelekt, a w końcu podlegać musi prawom rzeczywistości.

"Ostatnie dobranoc Armstronga" stanowi prapremierę tego utworu na scenach polskich. Jest to przedsięwzięcie ambitne, zrealizowane z ogromnym wysiłkiem zespołu i mimo wszystkich krytycznych uwag, bez wątpienia będące, zjawiskiem znaczącym w naszym życiu teatralnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji