Artykuły

O Moniuszce w słusznej sprawie

Po późno ogłoszonym - przeto anemicznym i bezowocnym - Roku Feliksa Nowowiejskiego zaanonsowano - już ze stosownym wyprzedzeniem - Rok Stanisława Moniuszki, jako że ojciec naszej opery narodowej urodził się przed 200 laty, dokładnie 5 maja 1819 r. w Ubielu na Białorusi, więc nadchodzi okrągła rocznica - pisze Sławomir Pietras w Angorze.

Mając 12 lat, rozpoczął nauki gimnazjalne w Mińsku, skąd po trzech latach stryj Aleksander zabrał go do Wilna, gdzie Stanisław poznał swą przyszłą żonę. Wyjechał na krótkie studia do prof. Carla Rungenhagena w berlińskiej Singakademie, a po powrocie najpierw się ożenił, a potem objął posadę organisty kościoła św. Jana w Wilnie. Stąd jeździł do Petersburga w poszukiwaniu jakiejś posady, wydawał kolejne zeszyty "Śpiewników domowych", pisał pierwsze śpiewogry i operetki, skomponował dwuaktową Halkę zwaną wileńską oraz spłodził aż dziesiątkę potomków płci obojga, będąc przykładnym i zapobiegliwym ojcem rodziny. Całe życie spędził otoczony polskim żywiołem ziemiańskim, zarówno w sensie twórczym, demograficznym, jak i edukacyjnym.

Toteż ze zdziwieniem przyjąłem informację o objęciu patronatem UNESCO obchodów 200-lecia urodzin Stanisława Moniuszki jako wspólnej rocznicy Polski, Litwy i Białorusi. Białoruś dała mu dzieciństwo, Litwa żonę i dzieciarnię, ale ojczyzną była od urodzenia do zgonu Polska - noszona w sercu, sławiona w pieśniach, uwieczniona w narodowych operach i ukwiecona jego natchnionym patriotyzmem. Jedynie pod warunkiem przestrzegania tych proporcji UNESCO może patronować naszej rocznicy jako wspólnej, do czego upoważniają elementy folkloru białoruskiego i litewskiego występujące tu i ówdzie w twórczości pana Stanisława.

Są pierwsze oznaki konstruowania Moniuszkowskich obchodów w poczynaniach dyr. Waldemara Dąbrowskiego, który został pełnomocnikiem ministra kultury do spraw Roku Moniuszkowskiego. Złożył już osobiste wizyty niemal we wszystkich miastach, gdzie należy spodziewać się stosownych muzycznych manifestacji. Nie wyobrażam sobie, aby którykolwiek z polskich teatrów muzycznych nie zaplanował rocznicowych premier dzieł scenicznych kompozytora "Halki", "Strasznego dworu", "Hrabiny", "Flisa", "Verbum nobile" i "Parii". Ciągle czekają na swe wznowienia tytuły operetek i śpiewogier, w większości niesłusznie zapomnianych: "Loterii", "Bettly", "Ideału", "Karmanioli", "Jawnuty", "Nowego Don Kiszota" i "Noclegu w Apeninach".

O ile spektakle lżejszego kalibru potrzebują nowych opracowań i odważnych inscenizacji, to arcydzieła narodowe z Halką i Strasznym dworem na czele niechby wypieszczone zostały przez realizatorów zgodnie z intencjami autorów librett, a przede wszystkim w poczuciu szacunku dla muzyki, która była i jest wielką wartością naszej kultury.

Tym, którzy ubolewają nad brakiem zainteresowania młodzieży Moniuszką i jego twórczością, przypominam, że to, co nam w ostatnich latach zafundowali państwo Andrzej Żuławski, Natalia Korczakowska, David Pountney (w Warszawie) i Paweł Passini (w Poznaniu i Wrocławiu) jest działaniem samobójczym dla podtrzymywania w kolejnych pokoleniach Polaków patriotycznych uczuć w stosunku do skarbów tradycji narodowej, czyli do tego, co w muzyce pozostawił nam Stanisław Moniuszko.

Wszelkie próby kombinatorstwa, wożenia się na prawnie już niestrzeżonej twórczości kompozytora dzieł arcypolskich, pełnych czaru naszego obyczaju i folkloru, fantazji oraz urody różnych postaci i grup społecznych, to w gruncie rzeczy działania wymierzone w nasze dziedzictwo narodowe, wpisane w jednym zdaniu z nazwą Ministerstwa Kultury. Przestrzegam przed tym w nadziei, że pełnomocnik ministra podczas krajowych wizyt ostrzegał władze terenowe i dyrektorów instytucji artystycznych: aby Moniuszkę prezentować rocznicowo w postaci jego oryginalnego piękna. Jeśli tego nie uczynił, niechże powtórnie objedzie kraj, wygłosi stosowne reprymendy i perswazje, z czego słynie i jest podziwiany, zwłaszcza kiedy zabiera głos w słusznej sprawie.

I jeszcze jedno. Dla potrzeb propagandy zagranicznej pojawia się ostatnio postulat porównywania Moniuszki do Roberta Schumanna. Nic bardziej błędnego!. Trudno tu o muzyczne parantele. Również brak podobieństw stylistycznych (Genowefa - jedyne dzieło operowe Schumanna) oraz osobowościowych (zupełnie różne wątki biograficzne).

Przed laty, próbując promować Moniuszkę w Niemczech, Francji i Włoszech, często spotykałem się z porównywaniem jego muzyki do Schuberta i Mendelssohna. To zaszczytne, choć wolę, aby dźwięki pana Stanisława pozostały na zawsze w polskich uszach, a unikalna i wzruszająca melodyka w polskich sercach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji