Artykuły

Sine ira et studio

Dobrze się stało, że teatr polski przełamał nareszcie niechęć do wystawiania sztuk autorów i współczesnych. Znowu na scenę wraca Szaniawski ze swoimi najnowszymi dziełami, wystawia Brandstaetter, Swinarski. Do doświadczonych polskich dramatopisarzy powoli "doszlusowują" i młodsi. Inna rzecz, że nie zawsze "doszlusowują" szczęśliwie i, mimo najlepszych chęci, trzeba się trochę na nich "wybrzydzić". Mam zamian napisać o "sztuce współczesnej w siedmiu obrazach" Tymoteusza Karpowicza pt. "Wracamy późno do domu".

Przede wszystkim sprawa tematu.Okazuje się, że młodzież jest zgorszona, pije wódkę, wraca późno do domu, i w dodatku - w swoje brudne interesy wciąga rodziców. Rodzice mają wyrzuty sumienia, potem okazuje się, że i młoda dziewczyna współwinna zbrodni, też ma wyrzuty sumienia i zgłasza się na Milicję, poza tym świat jest do niczego, bo "im zacieklej bronimy swego szczęścia osobistego tym coraz większe klęski ponosimy i ostatecznie szczęście to tracimy". Jest to subtelna aluzja autora do przegranej życiowej Marii Reglickiej, starszej pani, której odbiera męża koleżanka jej córek.

Bez żartów. W sztuce Tymoteusza Karpowicza tylko jeden wątek, jeden fragment fabuły zasługuje na baczniejszą uwagę: zbrodnia dokonana przez młodą dziewczynę i jej narzeczonego na natrętnym amancie i przyjęcie przez matkę tej dziewczyny odpowiedzialności za ewentualne i nieewentualne kłamstwa dokonane w obronią córki. Wszystko inne jest, delikatnie posiedziawszy, natrętną naiwnością, która zamienia się często w zupełnie poronione "chwały" dramatyczne. Przykład: pani Reglicka podnosi słuchawkę i wykrzykuje: "Nie żyje!". Potem zapada cisza i pani Reglicka wykrzykuje: "Żyje!". Tego chwytu nie możemy pogratulować wrocławskiemu poecie, który wystawił swoją pierwszą sztukę dramatyczna w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. Sztuka jest dla nowohuckiego widza za naiwna, za banalna. Tu się działy rzeczy poważniejsze, niż niedoszłe zabójstwa; tu się dokonywało o wiele poważniejsze narodzenie człowieka, niż rachunek sumienia pani Reglickiej, której nieuczciwość jest oczywista, a autor stara się nam delikatnie wmówić, że wszystko rozstrzyga sumienie. Człowiek mimo woli pyta, skąd się wzięło sumienie pani Reglickiej, na jakiej grządce rośnie młodzież w typie Ady, Stefy i Lizy? Unikanie odpowiedzi na to pytanie przed widzem teatralnym - równa się rezygnacji z postawienia przed nim pytań najciekawszych i najpoważniejszych. I to kładzie sztukę w sposób nieodwracalny.

Krystyna Skuszanka włożyła dużo energii w przygotowanie tekstu Karpowicza na scenę. Najbardziej odpowiadają mi "duszne" rozmowy Marii Reglickiej z trzema paniami, szczególnie scena, w której Reglicka przychodzi do przedsiębiorców "spokojnego sumienia". Krążą oni wokół swej ofiary we wzrastającym tempie, są wtedy jakimś przejrzystym symbolem.

Do najlepszych obrazów należy niewątpliwie rozmowa Reglickiej z doktorem Ranickim. Wtedy właśnie Bronisława Gerson-Dobrowolska wyzbyła się natrętnej maniery grania rzekomo "oszczędnie", a Tadeusz Luberadzki dał doskonałą, najlepszą kreację wieczoru. Banalne credo znakomitego lekarza, który jest zwolennikiem izolacjonizmu społecznego, Luberadzki wypowiedział w sposób porywający. Cóż, kiedy sam problem ukazany w rozmowie (wszystko się w gruncie rzeczy obraca wokół doktora Ranickiego, jego postawy neutralnej wobec tego, co rzekomo jest dobre i tego co rzekomo jest złe), zupełnie "odstaje" od rozwoju poprzednich obrazów przedstawienia. Anna Gołębiowska (Ada) starała się jak najlepiej zrozumieć tekst Karpowicza, i może dlatego była "nad wiek" poważna, w przeciwieństwie do Marii Gdowskiej (Stefa), która chciała nam wmówić, że podlotki powinny za wszelką cenę być nieporadne w ruchach i krzykliwe. Danuta Korolewicz w roli Lizy Osieckiej była bardzo opanowana i spokojna, grupa trzech panów (Z. Klucznik, E, Skarga i F. Pieczka) - znakomita.

Inscenizacja sztuki Karpowicza podkreślała w pewnym sensie niesamowitość rozważań Marii Reglickiej. Niesamowitości tej absolutnie nie podkreślała niedobrana kompozycja plastyczna (jakieś strzępy papieru) zawieszona nad sceną. Natomiast samo wnętrze, gdzie mają miejsce nieprzyjemne rozmowy matki z córkami i własnym sumieniem - czarne, z białą linearną ozdobą, kontrastujące z czerwienią, jak gdyby katowskich pomieszczeń, skąd wychodzą trzej panowie, było najzupełniej udane. Autorem scenografii jest Marian Garlicki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji