Artykuły

Pechowy życiorys krawca z Homla

"Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca" - wg powieści Ilji Erenburga, scenariusz Jerzego Krasowskiego; przekład Marii Popowskiej, reżyseria Jerzego Krasowskiego, scenografia Krystyny Zachwatowicz, opracowanie muzyczne Jerzego Kaszyckiego. Gościnny występ Teatru Ludowego z Nowej Huty w Katowicach.

POWIEŚĆ w teatrze rzadko uzyskuje wartości inne, niż popularyzatorskie. Rzadko bowiem zdarzają się adaptatorzy, którzy nie pozbawiając dzieła właściwej mu urody, potrafiliby równocześnie poruszyć w nim wszystkie potrzebne spięcia dramatyczne tak, by zabrzmiało ono na scenie naturalnie i autonomicznie. Trzecia już powieściowa adaptacja Jerzego Krasowskiego - "Burzliwe życie Lejzorka" poprzedziły "Myszy i ludzie" Steinbecka oraz "Radość z odzyskanego śmietnika" w/g Kadena - Bandrowskiego - potwierdza wybitny zmysł dramaturgiczny u tego interesującego równocześnie reżysera i każdorazowo staje się atrakcją polskiego repertuaru teatralnego.

Ile jest Erenburga w Lejzorku Krasowskiego? Powieść jest bogatsza oczywiście w wydarzenia ton satyryczny jest też w niej rozleglejszy. Krasowski natomiast wypielęgnował na scenie wszystkie jej wartości liryczne i intymne, tą zmianą wzmacniając jej oddziaływanie. Poetycka jest przede wszystkim sama postać Lejzorka: jego sponiewieranie i ufność, pożegnanie z ośmieszoną miłością, jego licha wreszcie śmierć targają w człowieku najgłębszymi uczuciami przywołując do sojuszu.

Opowieść o Lejzorku jest jednak nade wszystko dramatem politycznym, kontynuującym w teatrze nowohuckim konsekwentnie dyskusję o władzy i stosunkach międzyludzkich. Jako taki zabrzmiał poważnie, bez drażliwych czy fałszywych dysonansów, o które było zresztą łatwo, znając powieść Erenburga. W końcowym obrazie, u kresu wędrówki po Niemczech, Anglii, w Palestynie niepotrzebny nikomu człowieczek pragnie wrócić do rodzinnego Homla, gdzie wprawdzie nie było raju ale śmiercionośne przeciągi, gdzie jednak ludzie szukają czegoś i nie ziewają na podetkanych poduszkach. Sens tego stwierdzenia, przeciwstawiający wyraźnie dwa światy, zadecydował o linii przewodniej przedstawienia, wprowadzeniu różnych nastrojów w dwóch jego częściach. Ojczyźniane niepowodzenia Lejzorka przedstawiają się zgoła niefrasobliwie wobec pognębienia w krajach, do których wypchnął go przypadek. Jedynie może sceny niemiecka i angielska rażą karykaturalnym wynaturzeniem, podczas gdy całe przedstawienie jest doskonale zdyscyplinowane i zbudowane raczej na zasadzie delikatnych przymowień.

Współgrają w nim harmonijnie wszystkie elementy. Zuchwałe za zwyczaj w teatrze nowohuckim dekoracje, tym razem spełniają funkcje dyskretnego podtekstu, podobnie jak melodia wprowadzająca nastrój chaplinady. Krasowski jako reżyser ma niepospolitą fantazję, ale trzeba przyznać, że w Lejzorku aktorzy jej nie zlekceważyli. Właściwie wszystkie role są tu ciekawe i dostrzegalne, choć przecież otoczenie żydowskiego tułacza jest liczne i szybko zmieniające się. Mamy wciąż przed oczyma piersistą Dunię i zachłanną Niusię, koszmarnego Dreckenkopfa i jego lubieżną żonę, głupawego urzędasa Pietrowa i wielu innych.

Ale nade wszystko pokochać można Lejzorka. To jedna z najpiękniejszych postaci, jakie nam dane było oglądać w ostatnich czasach. Krewny Chaplina, pożywiający się do tego pokrewieństwa melodią Titiny znajduje u widzów podobne przejęcie, przede wszystkim ogromne wspieracie. Edward Rączkowski, kiedy indziej skłonny do szarży i denerwujący swoim monotonnym trzepaniem tekstu, zdobył się na wspaniałą kreację. Dokonał scalonego wysiłku, trzygodzinna rola wymaga naprawdę dużej mobilizacji fizycznej. Poza tym aktor musi czuwać nad stałą zmianą interpretacji, jest przecież wesoły i pokonany, oświadcza się i rozmawia z żandarmem, musi być Lejzorkiem i komentatorem jest życiorysu. Agonalny monolog Lejzorka w blasku świecznika zdradza już zmęczenie aktora, ale przez cały czas Raczkowski panuje nad swoja rolą, nad sceną. Jest indywidualnością. Mały, źle ubrany, głodny i pechowy krawiec mężczyźniany, wyrywający się z jednego piekła ku piekłu drugiemu, był jak gdyby z nami naprawdę i zostanie w naszej wyobraźni na długo.

PS. Teatr w Nowej Hucie W stałym swoim repertuarze ma "Myszy i ludzi" Steinbecka. Okazja, aby powtórzyć w Katowicach gościnne występy z tym frapującym spektaklem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji