Artykuły

"Idiota", Teatr Narodowy, trzeba zobaczyć

"Idiota" Fiodora Dostojewskiego w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Maciej Stroiński w Przeglądzie.

Nie jest łatwo słodzić, ale tutaj bardzo chętnie, bo w Teatrze Narodowym grają arcydzieło. Obejrzałem to przypadkiem i teraz żałuję, że nie mieszkam w Warszawie. Czemu takich przedstawień się nie zaprasza na Boską Komedię, tylko najwyżej na Klasykę Żywą, po angielsku "Walking Dead"? Trochę rozumiem: cztery godziny jechania z koksem bez pauz na piosenkę albo okazanie dupy, cudzoziemskie jury pewnie by się przekręciło od nadmiaru subtitlesów.

Dostojewski, "Idiota", Teatr Narodowy - można się przestraszyć, gdy się ma alergię na kurz. Ale spektakl nie zawiera tego alergenu! Jedynie śladowe ilości potłuczonej porcelany. Jest staroświecko, nawet retrowo, lecz bez "retromanii", bez remiksowania (zob. książka Simona Reyndolsa). Staroświecko w tym znaczeniu, że hierarchia najważniejszości jest taka, "jak kiedyś": tekst przede wszystkim, potem aktor i widz, a potem reżyser.

Nieśpieszne, przedzielone przerwą bycie zachwycanym i obsługiwanym przez konsylium zawodowców i aż masz wrażenie, jakby obsługiwali angielskiego króla. Tak zawodowego, tak umiejętnego grania daaawno nie widziałem. Cały wieczór z fachowcami! Są tak dobrzy w tym, co robią, że mogą to robić z luzem, z oddechem i z tak zwaną zawartością. Przesiadują, jak u Lupy, na ławkach poczekalnianych i nie mówię za innych, ale mnie wprawili w jakiś trans słuchania. Gdyby nie ukłony, dalej bym tam siedział.

Reżyser miał pomysł genialny w swej prostocie: taką obsadę można podać widzom z bliska i nawet od tyłu (lustra). Niech mówią i to wystarczy, oni będą atrakcją wieczoru. Szczególnie polecałbym do obejrzenia Wiktorowi Rubinowi, Marcinowi Liberowi i Ewelinie Marciniak - niech zobaczą, że istnieje coś takiego jak praca z aktorem, i jeśli z aktorem było pracowane, to można olać "panierkę". W moim secie nie było Gorodeckiej, ale Justyna Kowalska zagrała w porządku, przynajmniej nie przeszkadzała. Ale KTO BYŁ: Benoit, Bonaszewski, Frycz, Kluźniak i Press. Teatralny Real Madryt. Benoit to najsmutniejsze oczy świata i najlepszy głos, Bonaszewski był mega demonem, a Frycz szybko wyszedł poza personę wielkiego aktora. Jepanczyna Dominiki Kluźniak jest bardzo ambiwalentna, niby przekochana, głupia, ale swoje myśli. Rogożyn wypadł chłopacko (Rusin), a Myszkin Tomaszewskiego - słodycz! Widać, że Miśkiewicz to actors' director, że sam jest aktorem i dlatego praca z nimi to jest dla niego tak jak praca z samym sobą.

Dostojewskiego "przeklęte problemy" trafiły na podłogę, jako rzucik w anioły i demony. Na tylnej ścianie wymienione wyżej lustra, potęgujące obecność widza na przedstawieniu. Dla rozkojarzonych i wycieczek szkolnych podaję najważniejsze zdanie scenariusza: "Tylko piękno zbawi świat" (por. Nietzsche, "Narodziny tragedii"). Pod koniec trochę mnie przebodźcowało od podaży tekstu, ale to było pod koniec, czyli zaraz się skończyło. Po to chodzę do teatru - po takie spektakle!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji