Artykuły

Wrocław. Być jak Whitney Houston. Tukan OFF 39. PPA przyznany

Tukan OFF dla "Can I Be Whitney?", autorskiego projektu Tomasza Szczepanka, a wyróżnienia dla "Gender Unplagged" i "Wkurwionych kobiet w leju po Polsce" - taką decyzję podjęło jury Nurtu OFF na PPA.

Nagrodzony Tukanem spektakl pozornie idzie pod prąd idei całego festiwalu. Jego autor, reżyser, filozof, związany z warszawską sceną queerową, stawia przed sobą arcytrudne zadanie: chce zaśpiewać jak Whitney Houston.

Szczepanek ma ku temu - mówiąc delikatnie - średnie predyspozycje. W toku trzymiesięcznego treningu przekonuje samego siebie i nas na widowni, którzy oglądamy filmowy zapis tych zmagań, a potem ich finalny efekt, że stawką w tej grze jest coś kompletnie innego. I że zaśpiewanie jak Whitney jest może równie trudne co zaśpiewanie jak Tomek, wydobycie z siebie głosu, który będzie szczerym, odartym z pozy przekazem. "Can I Be Whitney?" to opowieść o dochodzeniu do własnego głosu - uniwersalizmem przekraczająca samą formę piosenki.

Z kolei "Gender Unplagged" w reżyserii Natalii Orkisz to erupcja talentu czwórki wykonawców (Grażyna Sobocińska, Weronika Łukaszewska, Dominika Handzlik, Bartłomiej Kwiatkowski), którzy balansują na granicy gatunków teatralnych, telewizyjnych, muzycznych i filmowych, odkrywając przed nami zapomniane kompozytorki - Hildegardę z Bingen, Lili Boulanger, Amy Beach i Grażynę Bacewicz. Misję edukacyjną prowadzą z takim wdziękiem, że nawet nie orientujemy się, kiedy już jest po wszystkim, a my siedzimy przed ekranami komputerów, google'ując nazwiska Boulanger czy Beach.

"Wkurwione", których prezentacja otworzyła tegoroczny Nurt OFF, to wyreżyserowana przez Przemysława Wojcieszka adaptacja tekstu Mai Staśko w wykonaniu trzech wrocławskich aktorek związanych z Akademią Sztuk Teatralnych - Adrianny Izydorczyk, Kingi Jasik, Marty Parzychowskiej - którym na scenie towarzyszy perkusistka Ola Rzepka. Niewiele tu haseł, które znaleźlibyśmy na sztandarach demonstracji pod Sejmem, w zamian dostajemy energetyczny, oczyszczający kobiecy manifest, którego autorki domagają się prawa do bycia niegrzeczną, brudną, grzeszną. Do gniewu. Do bycia wkurwioną.

Pozostałe spektakle były - niezależnie od poziomu - świadectwem ogromnej pracy włożonej w ich powstawanie. Czasem od sukcesu dzieliło je naprawdę niewiele. "Dziwaczki" w reżyserii Nataszy Sołtanowicz z fenomenalną Joanną Kowalską w roli głównej zdecydowanie lepiej sprawdziłyby się jako teatr oparty na ruchu i muzyce, pozbawiony słów. Przedstawienie "16 psów. Rzecz o treserce zwierząt" uwodziło warstwą wizualną i muzyczną, ale to zauroczenie nie było w stanie przykryć braków w narracji. Justyna Wasilewska wraz z towarzyszącymi jej muzykami w "Dziewczynie z zespołu" stworzyła sugestywną kreację Kim Gordon, wokalistki Sonic Youth. Niestety w koncercie opartym na jej biografii wątków z niej wyjętych było tak niewiele, że kilka zdań wypowiedzianych ze sceny można równie dobrze przypiąć do złamanego życiorysu każdej innej muzycznej gwiazdy.

W "Dziecku piasku" w reżyserii Mikołaja Woubisheta i w wykonaniu wokalistek z zespołu Kagyuma młode aktorki gubiła nieokiełznana nadekspresja, co w zderzeniu z emocjonalnym tonem opowieści o dziewczynce wtłoczonej w skórę chłopca osłabiało jej siłę. "Nieistnienia" Bartosza Szpaka kompletnie minęły się z formułą wrocławskiego festiwalu. Jednak chyba tylko "BRAKH, czyli żenująca historia Bardzo Miłego Gościa, który pewnej mroźnej zimy wyszedł z matki i do dzisiaj nie powrócił" w wykonaniu Łukasza Pawłowskiego w roli rapera pozostawił widownię całkowicie obojętną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji