Artykuły

Między przeszłością a przyszłością

Kończy się marzec, pół wieku od tamtego Marca 68. Obchody oficjalne są raczej niewielkie, prywatne wspomnienia pewnie większe i głębsze, ale międzynarodowe echa są zaskakujące. Jak to się stało, że w taki sposób to odżyło? Jerzego Stuhra pyta Maria Malatyńska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

- Bo zbyt płyciutko to wszystko było "zaklajstrowane", farbką niezbyt trwałą przykryte! Słucham teraz, bo w tych dniach powtarzają przemówienie Gomułki, słucham - i przeżywam szok! Bo gdy on mówił, że niektórych Żydów trzeba wyrzucić z Polski, to odpowiadał mu ryk sali!

To nie był ryk z Moskwy. To był ryk takiej satysfakcji, że i dziś dreszcz przebiega po plecach. I myślę, że ten rechot w naszym parlamencie z prawej strony po ustawie o IPN przypomina tamten ryk. Że to są dzieci i wnuki tamtych, którzy ryczeli w Sali Kongresowej. Gomułka dał przyzwolenie! A ono tak siedziało we wszystkich, tylko tchórz jakby czekał: niech nam ktoś powie, niech nam ktoś pozwoli! Wódz pozwolił. Czy teraz też wódz pozwala? A ten rechot prawej strony naszego parlamentu to echo tamtego ryku zadowolenia? Straszne! Codziennie puszczają w jednej z telewizji akurat ten fragment przemówienia Gomułki: "Jest kategoria Żydów, których trzeba z tego kraju usunąć". I ten ryk...

Szybko się wszystko zaciera w pamięci! Nawet stan wojenny, i umiłowanie wolności lat dziewięćdziesiątych, i jasny promień, że nie jesteśmy antysemitami, a jeśli nas tak nazywają jakieś ekstrema nowojorskie, to dlatego, że są właśnie ekstrema, których się nigdy nie przekona. Ale gdzieś ten problem już był za nami! I nasi koledzy po '68, którzy wyemigrowali, mogli do nas przyjechać, jakoś się wszystko poukładało, uspokoiło. Pani ambasador Izraela mówiła, że nie rozumiała, jak marzec mógł się w Polsce wydarzyć, i dopiero w ostatnie półtora miesiąca zrozumiała, że wszystko jest możliwe!

A tyle się człowiek napracował! Ilu ja sam odszukałem przyjaciół Żydów, którzy wówczas zostali wyrzuceni, ilu wysłuchałem kolegów, koleżanek w Londynie w pubach, w rzymskich restauracjach, w duńskich knajpkach, w Szwecji.

Opowiadałem im o Polsce, a oni mi opowiadali o sobie, jak tęsknią, jakie mają złamane życie.

Ja tego słuchałem, może i zawodowo, zbierając materiał do "Emigrantów" Sławomira Mrożka. I takiego właśnie zagrałem! Chciałem zagrać tę wielką nerwicę takiego bohatera!

Zresztą miałem złe recenzje z tego powodu: "Stuhr nie gra intelektualisty" - pisano - tylko gra jakiegoś chorego człowieka.

Mój Boże, panie krytyku, to są przecież moi koledzy, ja z nimi rozmawiałem, ta dziewczyna z Wenecji, która mi potem napisała: "Wiesz, wróciłam do domu po tych naszych nocnych rozmowach i chciałam sobie żyły podciąć".

A przecież ja tylko opowiadałem: o Krakowie, o szkole aktorskiej, o tym, co w teatrze. Jak strasznie cierpiało to moje pokolenie!

A teraz premier, historyk przecież, wkłada to w jakieś działania Moskwy?

Przecież to było przeciwko Moskwie. To była gałąź nacjonalistyczna w partii. Ja do dzisiaj nie rozumiem, jak ten Moczar namówił na to Gomułkę. Bo Gomułka sam w sobie nie był antysemitą. On został na to namówiony. Ale dlaczego? Nie wiem!

Ja to wszystko przeżyłem i dopiero w tamtym marcu się dowiedziałem, kto z moich kolegów jest Żydem. A nie tylko dla mnie stało się wówczas jasne, że najbardziej odstręczać musi ludzi od tamtej władzy właśnie jej antysemityzm! A więc nawet nie to, że zdjęli "Dziady". Bo wiedziałem, że "Dziady" jeszcze nie jeden raz będą grane. Za dwa lata zrobił je Swinarski w Starym Teatrze.

Ale Żydzi już nie wrócili do Polski. Jak ten emigrant mówi w reportażu: tęskniłem strasznie, a potem było mi już wszystko jedno - wyrzucił z pamięci, jedyna zdrowa reakcja!

Najgorzej mieli ci, co się tak miotali: przecież ja Polką, Polakiem jestem! A dzisiaj to świadomie się nawet unika stwierdzenia: Polak żydowskiego pochodzenia. Władzy to nie odpowiada. Lepiej przeciwstawić: Polak i Żyd.

A oni przecież byli Polakami. Tak samo jak my. Ale oni, jak powiedział Grynberg, mieli lęk. Permanentny lęk, taki, który się nawet dziedziczy.

Dzięki tej ustawie tamten marzec wrócił do mnie bumerangiem, bo widać, że wcale się nie wyleczyliśmy. Ani wtedy, w '68, ani - jak się okazuje - teraz.

A jakie jest jedyne usprawiedliwienie tego absurdu, które można uznać za logiczne?

Że to się robi świadomie, żeby pozyskać tych, którzy się boją, że ktoś wyciągnie im jeszcze jedno Jedwabne, jeszcze jeden mord pod Łopuszną, na co IPN ma dowody!

Dobry psycholog naszego narodu tak to kombinuje: muszę ich pozyskać, żeby czuli się bezpiecznie...

Tylko czy o tym w ogóle trzeba mówić? Położyć na te szalki? Pewnie chce się powiedzieć prawdę, obnażyć, ale co będzie dalej? Nienawiść skoczy o kolejny stopień?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji