Artykuły

Warszawa. Poeta łamie normy. Premiera "Króla-Ducha"

"Król-Duch" to jeden z najrzadziej wystawianych utworów Juliusza Słowackiego. Premiera dziś w Teatrze Polskim, w ramach Festiwalu Nowe Epifanie 2018.

Słowacki pisał "Króla-Ducha" w latach 1845-1849, czyli aż do śmierci, i nigdy go nie ukończył. Wizjonerskie dzieło o duchu wcielającym się w kolejnych władców Polski liczy ponad 600 stron. Rękopisy są trudne do rozwikłania, pisane jakby w gorączce, jeden tekst zakrywa drugi, nierespektowane są linijki. Ze względu na swoją skomplikowaną, nieukończoną, wielowątkową strukturę poematu historiozoficznego publikowany był rzadko, nieliczne są też wersje próbujące zebrać całość poematu.

W teatrze wystawiono go zaledwie kilka razy. Łukasz Kos już dziewięć lat temu podjął próbę realizacji "Króla-Ducha" w Teatrze Nowym w Łodzi. Opinie krytyków nie były pozytywne.

POWRÓT PO LATACH

- Recenzje dostałem złe, ale to nie było nieudane przedstawienie - uważa Łukasz Kos. - Cieszyłem się, że w ogóle udało się ten utwór zrealizować. Powstał czteroipółgodzinny spektakl, po którym został mi duży niedosyt. To szalone, niezwykłe dzieło o magicznej sile, jedyne w swoim rodzaju. Prawdą jest, że powinno z niego wynikać o wiele więcej, niż wtedy miało to miejsce. Nie powinniśmy też byli go tak skracać, stawiać na fabułę i strukturę dramatyczną. Za dużo też ironizowaliśmy. To powinien być znacznie bardziej ekstremalny projekt.

Ten zamiar reżyser realizuje tym razem, zapraszając widzów na ośmio-dziewięciogodzinne widowisko przygotowane specjalnie na festiwal Nowe Epifanie. Dokładnie nie jest pewien, jak długi będzie ten spektakl, ponieważ jego struktura nie jest zamknięta.

- To nocny seans metapsychiczny, zaprezentujemy tekst w całości, bez skreśleń - deklaruje Łukasz Kos. - Trochę też będzie to happening. Bo i "Król-Duch" nie mieści się dokładnie w jednym, określonym gatunku. Kiedy powstał, od razu było widoczne, że łamie normy, więc z tą realizacją będzie podobnie. Już sam tytuł jest magiczny, wszyscy go znają, ale mało kto próbował przeczytać, zgłębić treść. I trudno się dziwić, bo nie jest łatwy, ale bardzo hermetyczny. Język Słowackiego jest tu znacznie trudniejszy niż w innych jego utworach, choć bardzo precyzyjnie zapisany jedenastozgłoskowcem. No i wspaniały, działa jak zaklęcia. Wykracza jednak poza racjonalizm. Nawet jeśli tego utworu do końca się nie rozumie, to pozostaje się pod jego wrażeniem. Słowacki napisał w jednej z przedmów: "będziesz musiał, czytelniku, ciężką stoczyć walkę z duchem poety, a jeśliś leniwy, to utwór odrzucisz, a i tak zostaniesz pod zaklęciem prawdy".

WIELCY RODACY

Zdaniem reżysera fenomen "Króla-Ducha" tkwi także w jego przewijaniu się przez życie wielkich rodaków.

- To niesamowite, że ci, którzy stykali się z nim, wplatali się w jego historię - przypomina Łukasz Kos. - Piłsudski, który był "zarażony" Słowackim i uważał go za najważniejszego wieszcza, postanowił sprowadzić do Krakowa spoczywające na paryskim Montmartrze zwłoki poety i na Wawelu pochować prochy.

W 1927 roku zorganizował mu wspaniały pogrzeb. Oficerom pełniącym wartę przy trumnie wydał rozkaz: "W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty, bo królom był równy". Wcześniej trumna została przewieziona do Gdańska, skąd statkiem "Mickiewicz" płynęła do Warszawy, zatrzymując się w portach, by mieszkańcy mogli oddać mu hołd.

W czasie okupacji hitlerowskiej, kiedy w Teatrze Rapsodycznym Mieczysław Kotlarczyk wystawił "Króla-Ducha", Bolesława Śmiałego zagrał w nim Karol Wojtyła. A w 1992 roku na krakowskim rynku już jako Jan Paweł II w swojej pierwszej w Polsce po 1989 roku homilii powiedział, byśmy się nauczyli wolności i że poleca ojczyznę królom-duchom. Jest w tym coś i dziwnego, i magicznego.

WĘDRUJĄCY WIDZOWIE

Spektakl zagrany zostanie w różnych przestrzeniach Teatru Polskiego, począwszy od sali prób. W czasie wędrówki widzowie zobaczą kulisy, korytarze, przestrzeń pod sceną. Dla stu miłośników teatru będzie to szukanie Ducha - jak mówi reżyser - próba uchwycenia chwili jego tworzenia. Łukasz Kos ma nadzieję, że zaproponowany przez niego i aktorów obrzęd-rytuał będzie też dla widzów nie tylko ciekawym, ale też inspirującym doświadczeniem.

- Dziś ważne jest poszukiwanie odpowiedzi na trudne pytania. Żyjemy w czasie bardzo ostrych podziałów - mówi reżyser. - Rozdarcia są straszne. Warto pamiętać, że Słowacki pisał ten utwór, kiedy kraj był w rozpadzie, podobnie jak jego środowisko. Dla wielu ludzi ojczyzna istniała tylko w marzeniu i w tęsknocie. I dla nich znaczyła co innego niż teraz dla nas. To jest problem romantyzmu, że to, co wtedy napisano, dziś kojarzy nam się w pierwszej chwili z hasłami głoszonymi przez partię rządzącą. Dlatego unikamy go, uznając, że nie chcemy się z tym utożsamiać. A dobrze byłoby unieść się wyżej i zobaczyć wszystko z innej perspektywy. Może okazać się lecząca. To chyba jedyny ratunek, nie tylko dla Polski.

Maria Janion uważała, że "Król-Duch" powinien zostać zrealizowany jako film fantasy. Niektórzy zaś krytycy twierdzą, że ten utwór budzi demona nacjonalizmu.

- Metafizyka jest nie tylko romantyczna - uważa Łukasz Kos. - Słowacki należał oczywiście do swej epoki, ale był także indywidualistą i "Król-Duch" to jego wizja. Ale pyta on także w tym utworze, czym w ogóle jest narodowość, kim my jesteśmy. Napisał, że Polska jest najważniejsza, najsilniejsza i najpotężniejsza, ale też pokazał, że twórczy Król-Duch niekoniecznie wchodzi w fajnych ludzi. Nie zawsze wędrował z pokolenia na pokolenie przez świetnych królów. Jeden był tyranem, drugi psychopatą, inny leniuchem, ale przez każdego przecież ten duch może działać. Pytanie, gdzie jest dzisiaj. I czy ten polski duch jest w nas?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji