Artykuły

Groźny swojak Arturo Ui

"Kariera Arturo Ui" Bertolta Brechta w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Historia podrzędnego gangstera Artura Ui, który szybko i dosłownie po trupach zdobywa władzę, jest modelowa i poręczna w niespokojnych czasach. Takich jak obecne.

Brecht napisał ten dramat w 1941 roku, gdy Hitler wydawał się niepokonany. Nikt nie miał i nie ma wątpliwości, że choć akcja rozgrywa się w Chicago, wśród handlarzy jarzyn i kwiatów, tekst Brechta dotyczy dojścia Hitlera do władzy. I utrzymania się przy niej. Jest też przestrogą przed rozmaitymi Ui - ostatnie słowa sztuki brzmią: "Płodne wciąż łono, co wydało zwierza".

Gładko i jakby bez wysiłku

W spektaklu Remigiusza Brzyka Arturo Ui (Michał Majnicz) wygląda całkiem poczciwie i swojsko. Chłopek roztropek, niezbyt lotny, nikt pięciu groszy by za niego nie dał. Na początku spektaklu człapie przed sceną, stroi miny, coś tam sobie pomrukuje, słowa nie chcą mu się formułować. Tak jakby nic nie potrafił, nie był uformowany, czekał dopiero na wejście w coś, czego być może jeszcze nie rozumie.

Dopiero scena, wejście na nią, nadaje mu stopniowo siłę i formę. Ui pobiera lekcje przemawiania do tłumów u aktora (Andrzej Grabowski), ale wydaje się, że - choć stosuje wyuczone chwyty - bardziej wierzy w skuteczność konkretnych działań niż siłę medialnej perswazji. Zwłaszcza że ma za sobą gotową na wszystko gromadę półnagich łysoli w glanach; to oni są jego siłą, a nie koledzy gangsterzy, dość w gruncie rzeczy nijacy.

Michał Majnicz trzyma spektakl, jego Ui jest przekonujący i groźny właśnie przez swojskość i nieporadność połączoną ze skutecznością. Zniszczyć przeciwników, załatwić sądy, zlikwidować prasę - wszystko idzie Ui gładko i jakby bez wysiłku, choć wydawałoby się, że nic z tego jego człapania i krzątania się nie wyjdzie.

Natomiast reżyser chyba nazbyt się przejął możliwościami wielkiej sceny Teatru im. Słowackiego, a może też uwagami Brechta, który chciał, by dramat ten wystawiać "w wielkim stylu".

Gubi się fabuła i sensy

Inscenizacja jest więc wystawna, zrobiona z rozmachem, Remigiusz Brzyk angażuje nawet kurtynę Siemiradzkiego (do sceny nauki aktorstwa) i całą widownię (zarówno przestrzeń, jak i widzów). W zmianach dekoracji, dymach, światłach i tłumach gubi się fabuła i sensy - z długich początkowych scen na przykład można zrozumieć tylko, że chodzi o jakąś stocznię, urzędy i trusty, czyli pieniądze i władzę. Ale kto jest kim, komu o co chodzi i jak to wygląda w szczegółach, już nie wiadomo.

Orientujemy się jakoś z grubsza, ale wynik jest taki, że uwagę przyciągają tylko sceny, w których jest jakiś mocny temat, konflikt - albo wyraziste aktorstwo. Mam wrażenie, że gdyby spektakl był skromniejszy, a reżyser skupił się nie na mnożeniu atrakcji, a na sensach, byłoby znacznie lepiej. Brzyk chciał wpisać sztukę Brechta we współczesność, wydobyć aktualne sytuacje i lęki. Czasami mu się to udaje, ale częściej spektakl zmierza w stronę historycznego widowiska o Hitlerze ukrytym pod postacią drobnego gangstera.

Teatr im. Słowackiego. Bertolt Brecht, "Kariera Arturo Ui". Przekład - Roman Szydłowski i Witold Wirpsza, reżyseria - Remigiusz Brzyk, scenografia - Iga Słupska i Szymon Szewczyk, kostiumy - Iga Słupska, muzyka - Szymon Szewczyk, choreografia - Dominika Knapik, reżyseria świateł - Wolfgang Macher. Premiera 10 marca 2018.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji