Artykuły

Najlepsze są te historie, które dobrze się kończą

"Odd i Luna" wg Lisy Aisato w reż. Przemysława Jaszczaka we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Kamil Bujny w Teatrze dla Was.

Najnowsza premiera we Wrocławskim Teatrze Lalek zachwyca. Po prostu. Przedstawienie "Odd i Luna" z pewnością przypadnie do gustu nie tylko najmłodszym widzom, ale również dorosłym. Przede wszystkim ze względu na świetną techniczno-artystyczną stronę tego pokazu, ale nie tylko. Ten spektakl, choć opowiada dość prostą, jednoznaczną historię, z której płynie bardzo klarowny przekaz, zawiera wiele głębokich nawiązań, których odczytanie znacznie poszerza jego znaczenie.

Odd to siedmioletni chłopak, który zmaga się z problemem wielkiej jajko-głowy. Żyjąc z dużym ciężarem, nie tylko w sensie fizycznym, ale głównie psychicznym, nieustannie kontroluje wszystkie swoje ruchy, postanowienia i decyzje, patrząc na nie przez pryzmat ewentualnej krzywdy, jaką zaznać mogłaby jego głowa. Nie skacze, nie biega, nie jeździ na rowerze, unika towarzystwa rówieśników i w szkole, i w czasie wolnym. Powód? W ferworze zabawy łatwo stracić równowagę, uderzyć się, przewrócić, co może mieć niemałe konsekwencje. Jakie? Trudno przewidzieć, jednak, chciałoby się powiedzieć, patrząc na ciągły strach i nieustępującą ani na chwilę ostrożność bohatera - strzeżonego Pan Bóg strzeże. Z kolei Luna, druga tytułowa postać, to szkolna koleżanka Odda. Podobnie jak jej kolega, również zmaga się z wykluczeniem. W przeciwieństwie do bohatera z nietypową głową Lunę wyróżnia co innego - kolor skóry. Obawiając się o to, że będzie wyśmiewana i wskazywana palcami przez innych, alienuje się oraz ciągle - pod pozorem bólu głowy, brzucha, a nawet rzęsy - przebywa we własnym pokoju. W obu przypadkach, jak to na ogół w tego typu historiach bywa, wszystko się zmienia, gdy obie postaci natrafiają na kogoś, kto zaakceptuje ich inność - Odd pozna niesforną "pszczółkę", a Luna wodnego kolegę - latającą rybę.

Myślę, że w wyraźny sposób należy pochwalić wszystko to, co składa się na wizualną stronę tej inscenizacji. Przedstawienie w reżyserii Przemysława Jaszczaka zachwyca przede wszystkim zagospodarowaniem sceny, umuzycznieniem i wykorzystaniem wizualizacji, potęgujących rozmach tego pokazu. Sama scenografia wydaje się dość prosta. Na scenie znajduje się kilka ruchomych platform, większych lub mniejszych, bardzo umiejętnie i szeroko używanych. Aktorzy płynnie wykorzystują ich potencjał, dzięki czemu dość mała powierzchnia okazuje się naprawdę dobrze zagospodarowana, pozostając jak najbardziej atrakcyjną dla widza - głównie tego najbardziej wymagającego, którego uwaga uzależniona jest od ruchu i dynamiki. Również oświetlenie wydaje się dobrze przygotowane, choć - na co należy zwrócić uwagę - niepotrzebnie zostaje uproszczone w kontekście - powiedzmy - płciowym. Skoro spektakl traktuje o inności, wychodzeniu poza ramy, akceptacji oraz prawie do bycia odmiennym, kolorystyka, która wiąże daną scenę z konkretnym bohaterem, nie powinna powielać utartych stereotypów, obecnych między innymi na poziomie tradycyjnego pojmowania "męskości" lub "dziewczęcości". W przedstawieniu Odd zostaje "przypisany" do koloru niebieskiego - towarzyszy mu oświetlenie w tej barwie, a rekwizyty, które jego postać wykorzystuje, również utrzymane są w tym kolorze; z kolei Luna jako dziewczyna związana zostaje w podobny sposób z kolorem różowym.

Oglądając najnowszą propozycję wrocławskiego teatru, nie sposób się nudzić. Mam jednak wrażenie, że nawet dla najmłodszego widza ważniejsza od walorów rozrywkowych będzie w tym wypadku refleksja nad samotnością oraz wyobcowaniem bohaterów. Relacje postaci z otoczeniem, zarówno te negatywne, związane z odtrąceniem, jak i te pozytywne, wynikające z integracji i zrozumienia, poprowadzone zostały w taki sposób, by z jednej strony łatwo można było rozkodować zawarte w nich prawdy (o potrzebie akceptacji, tolerancji oraz konieczności nawiązywania kontaktów), a z drugiej, by realizowały się w sposób daleki od sztampy. Właściwie dotąd, zastanawiając się nad postacią Odda, trudno mi powiedzieć, czy jego obawy i wycofana postawa wynikają z faktu posiadania niecodziennej głowy, czy raczej z toksycznych relacji z własną matką.

Przedstawienie, ku uciesze i tych młodszych, i tych starszych widzów, kończy się dobrze - finałowa scena szczęśliwie zespala historie dwóch tytułowych postaci. Cała opowieść została oparta na zrozumiałych problemach psychologicznych, których rozwiązanie w tym wypadku prowadzi do prostych wniosków, jednak - co należy pochwalić - nie tyle podanych wprost, powiedzianych moralizatorskim głosem z pozycji wyższości, ile wyraźnie zasugerowanych, zobrazowanych doświadczeniami bohaterów. Ostatnia scena zachwyca najmocniej, bo poza płynącymi wnioskami pozwala wyłuskać coś jeszcze - świetnie dostrzegalne także dla młodszego odbiorcy, wkomponowane w tekst dramatu związki frazeologiczne, wymownie odnoszące się do konkretnych postaci. Dowiadujemy się w ten sposób, że matka Odda przestała być kurą (w domyśle - domową), a Gunn, dziewczynka-pszczółka, dostała skrzydeł. I wreszcie - co najważniejsze - Odd nawiązał przyjaźń, dzięki której przestał obchodzić się z własną głową jak z jajkiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji