Artykuły

Teatr ekspresji człowieczej

"Pogańskie misterium w Sainte Chapelle" - to tytuł artykułu w paryskim tygodniku "Express", który w połowie listopada ub. roku wzbudził sensację czytelników tego pisma. Czym jest bowiem Sainte Chapelie w historii Paryża i Francji? Jest jedną z tych świątyń, które uchodzą za relikwiarz, za cud wczesnej architektury gotyckiej, za wypis z dziejów tego kraju.

"Apocalypsis cum figuris" to tytuł spektaklu, z którym do Paryża przyjechał wrocławski teatr Grotowskiego na zaproszenie dyrektora paryskiego Festiwalu Jesiennego (Festival d'Automne) Michela Guya. W swej długiej historii przechodziła Sainte Chapelle różne koleje losu, nigdy jednak nie służyła za miejsce przedstawień teatralnych. Jeśli zrobiono wyłom w regule i po raz pierwszy wyrażono zgodę na to, aby w świątyni odbywały się spektakle świeckiego teatru - to już ten sam fakt dowodzi respektu, jaki zafascynowana Francja ma dla niezwykłego zjawiska pt Grotowski. Dodać warto, że choć miejsce jest dla katolików sanotissimum - to ze strony wiernych i Kościoła nie pojawił się głos niechęci wobec chwilowej laicyzacji S-te Chapelle, co jest pięknym dowodem zrozumienia i tolerancji.

Tym więcej, te przez kilkanaście wieczorów istniała autentyczna groźba, iż napierająca na bramy kościelne ciżba wielbicieli wrocławskiego teatru wywali z odrzwi zacne bramy. Żeby uśmierzyć tłumy, zahamować szturm na bramę trzeba się było uciec do pogróżek, że Grotowski zerwie przedstawienia.

Grotowski, znany z wcześniejszych (1968 r.) przedstawień: {#re#7180}"Akropolis"{/#} wg Wyspiańskiego w teatrze Epee de Bois i {#re#6553}"Księcia Niezłomnego"{/#} według Calderona-Słowackiego w Teatrze Narodów, stał się znów rewelacją Paryża, jego nazwisko obiegło łamy paryskiej prasy, ściągnęło do stolicy Francji wielbicieli i ciekawskich z całego świata.

Oto kilka recenzji z dzienników i tygodników paryskich:

"Les Nouvelles Littéraires": "Apocalypsis cum figuris" zaprezentowana podczas Festiwalu w Sainte Chapelle! Cóż to za niespodzianka! Jaka zmiana! (...). Polak Grotowski wydaje się odkrył, że samo życie jest znacznie ważniejsze niż teatr i że teatr nie powinien być niczym więcej jak przyjemnością: Stąd to wspaniale aktorstwo, stąd dominanta "ja" Grotowskiego. Jego aktorzy, ubrani w dżinsy i inne współczesne odzienia, grają "Pasję", jakby bawili się w dziecinną grę, zwaną "młynkiem". Niebo i piekło nie są niczym więcej jak rysunkami nakreślonymi kredą przez dzisiejsze dzieci: jeden krąg po drugim, bez potrzeby troski o realizm odtwarzania. Nazwałabym to triumfem prostoty. Jest to także w odniesieniu do gry triumf całkowity, bezsporny. Zwycięstwo techniki aktorskiej, ogołoconej z całej powierzchownej spontaniczności i serdeczności. Ten pozorny paradoks aktorstwa osiąga u Grotowskiego najwyższy poziom...

Dziennik "Combat". "Nie jest to przedstawienie, ale współczesne misterium, rytuał, do którego wkrada się opętanie (...). Coś na kształt wspomnienia starodawnej epoki, jakiejś innej cywilizacji, które powracają do nas po wiekach zapomnienia. W tej świątyni, która służy już innym celom efekt jest jeszcze bardziej uderzający: to są echa umarłej religii, tej samej, którą tu czczono. Ale zarazem rodzaj renesansu frenetycznego powrót do źródeł o wiele głębszych, do korzeni człowieczeństwa, do jego zmysłów (...). Przekracza się chrześcijaństwo, aby sięgnąć do wierzeń starodawnych - nawiązać do niepokoju egzystencjalnego, właściwego naszym warunkom ludzi żywych i do ekspresji - najpierwotniejszych i najbardziej podstawowych. Ta prostota jest wspaniała; równie zaskakująca, co wyrafinowana. Patrzy się na aktorów w osłupieniu.

Tygodnik "Express": Psalmodiowany, mówiony, modulowany i śpiewany po polsku spektakl ten przez swoją ezoterykę zdaje się czerpać z tajników średniowiecza, by - przez harmonię gestów, wdzięk głosów i autentyczność buntu - dojść do konieczności stworzenia międzyludzkich więzi w czasach przyszłych.

Paryskie wydanie "International Herald Tribune": Grotowski wyraził swoją apokaliptyczną wizję w przedstawieniu budzącym po prostu dreszcz. Plastyka, choreografia i orkiestracje głosowe aktorów wprowadzają to osłupienie (...).Śmiały eksperyment G. jest niezwykle inteligentny i piękny.

Można by tu przytaczać wiele jeszcze innych recenzji, prześcigających się w entuzjazmie dla wrocławskiego teatru. Obiektywizm każe jednak przytoczyć także odgłosy krytyczne o teatrze, zwłaszcza że opublikował je dziennik o wielkiej renomie: "Le Monde". Recenzent tego dziennika, Michel Cournot, pisze m.in., że po sześciu czy siedmiu minutach zdumienia ogarnęła go nuda: Rozgoryczeni chcielibyście znaleźć się znów na ziemi, jak zawsze wtedy, gdy nie byliście zdolni uczestniczyć w wydarzeniu, któremu na imię Grotowski, o czym gazety trąbiły wam w uszy i co opisywali wam liczni przyjaciele, mówiąc o wartościach i wspaniałości.

Sceptyczny autor oskarżenia Grotowskiego o "aktoryzowanie", metafizykę, ba, nawet degenerację.

POSZUKIWANIA PARATEATRALNE

Nie zmienia to faktu, że wrocławski teatr fascynuje i zadziwia pod wszystkimi szerokościami geograficznymi. Miesiąc wcześniej, przed paryskimi występami, święcił on tryumfy i zbierał wawrzyny w Stanach Zjednoczonych. Grotowskiego uhonorowano tam tytułem profesora honoris causa uniwersytetu w Pittsburgu za osiągnięcia artystyczne i bezkompromisowe oddanie sprawie przekształcenia i pogłębienia sztuki teatralnej, by stała się świadectwem porozumienia między ludźmi. Bardzo poważna instytucja kulturalna Smithonion Institution jako pierwszemu Europejczykowi wręczyła mu pamiątkowy dyplom. Grupa entuzjastów Grotowskiego, składająca się z ludzi bardzo prominentnych, utworzyła zaś w końcu grudnia Amerykański Instytut do Badań i Studiów nad dziełem Jerzego Grotowskiego.

Wspominam tournée amerykańskie wrocławskiego teatru dlatego, że należy je traktować w jakimś sensie łącznie i z francuskim występem zespołu już nie tylko przez zwykły zbieg czasu, ale dlatego, że pobyt teatru w USA był niejako pierwowzorem dla francuskiego programu i - wolno przypuszczać - będzie też modelował następne wypady teatru za granicę. Sam Grotowski określa ten bardzo specyficzny program występów swojego teatru jako special project i daje do zrozumienia, że same publiczne występy jego teatru z udziałem publiczności nie stanowią głównego centrum tego programu. W o wiele większym stopniu niż widowiskowa część odgrywa tu szczególną rolę działalność parateatralna, stanowiąca istotne novum na drodze poszukiwań teatru, nie bez przyczyny mającego w całej swojej nazwie określenie teatr laboratorium.

Wcześniej w USA a później we Francji teatr Grotowskiego dał kilkanaście nieoficjalnych, zamkniętych przedstawień "Apocalypsis" z udziałem gości, przeważnie studentów, zaproszonych na spektakle po wstępnych selekcjach przeprowadzonych w czasie spotkań i rozmów z odwiedzającymi teatr entuzjastami. Kolejną okazję do dalszej selekcji daje członkom zespołu uważne podpatrywanie reakcji w czasie spektaklu, a następnie lektura spisanych na gorąco refleksji po zakończonym przedstawieniu. Wyłania ona ludzi o szczególnych predyspozycjach interesujących teatr-laboratorium. Wspólnie z nimi zespół wrocławskiego teatru przeprowadzi eksperyment parateatralny. Na czym on polega? Na wspólnym wyizolowaniu się w jakimś odludnym miejscu od świata zewnętrznego i na próbie budowania między ludźmi swego rodzaju spotkania, zdarzenia. Nie jest ono jednak spektaklem, ponieważ nie zawiera w sobie elementów teatru takich, jak fabuła lub akcja. Nie ma w nim też niczego do oglądania przez publiczność, bo ta nie istnieje. Jest to natomiast cykl spotkań między ludźmi nie znającymi się początkowo, ludźmi, którzy z wolna ze sobą się oswajają, tracąc wzajemne lęki i nieufności, co z upływem czasu wiedzie do wyzwolenia w nich najprostszej, najbardziej elementarnej ekspresji międzyludzkiej, do tego właśnie "zdarzenia".

Charakteryzując ten etap poszukiwań teatru Grotowskiego dziennik "Le Monde" w innym, niż cytowany artykule pisał:

Od trzech lat praca Grotowskiego przybrała inny kierunek, który ma na celu unicestwienie różnicy między aktorem a widzem, przekształcenie spektaklu w spotkanie. Praca jest świadomie fragmentaryczna, rozłożona na etapy, powolna (...). Celem tego "otwarcia" jest zbadanie warunków, to których bez żadnych nacisków, w sposób łagodny niemal niezauważalny, widz będzie zdolny wyzbyć się swej funkcji obserwatora. I to jest początek drogi do współuczestnictwa całkowitego, do spotkania. Najpierw spotkanie-dialog, według procedury zwyczajnej: coś jakby zapytanie - coś jakby odzew. Stąd wyłaniają się pokrewieństwa potrzeb, wspólnota odruchów. Powstaje coś na kształt rodu, gdzie dobierają się ci, którzy są zdolni uczestniczyć w pracowni parateatralnej. Przebywa się w niej razem około 8 dni w warunkach oddalenia od życia powszedniego (...). A to przebywanie razem przez ten czas prowadzi do wyeliminowania odruchów lęku, agresywności, do zrzucenia masek, do porzucenia codziennej gry...

W obszernym artykule poświęconym nowym poszukiwaniom Grotowskiego wspomniany już "Express" napisał: Te poszukiwania doprowadzą pewnego dnia do powstania nowego gatunku artystycznego. Bez widzów, z prawdziwymi uczestnikami.

Grotowski ma swoich entuzjastów, ma też przeciwników. Ale niezależnie od ocen czy uczuć, jakie jedni i drudzy mogą żywić do jego teatru - wszystkich zadziwia i fascynuje niespokojny reformatorski duch poszukiwań, obiektywny krytycyzm Grotowskiego wobec własnych prób, wobec ich wyników, niezależnie od tego, jakimi laurami uwieńczyła je opinia, jakimi chwalbami potraktowali recenzenci.

WŁASNY CYKL SKOJARZEŃ

Próby te trwają od blisko piętnastu lat i wiodą różnymi drogami. Niektóre z nich, choć dobrze przyjmowane, na zewnątrz, prowadziły w przekonaniu zespołu do pozornych efektów, tworzyły tylko pozory współudziału widza w spektaklu, wymuszane niejako na publiczności drogą chwytów formalnych prowokowane przez aktorów. Z czego Grotowski zdał sobie sprawę, podejmując poszukiwania w diametralnie odmiennym kierunku. Zamiast prowokowania publiczności kazał aktorom grać tak, jakby jej w ogóle na sali nie było a przez to zmusić aktora do autentycznej ekspresji, do wyspowiadania swej prawdy wewnętrznej. W tak wytworzonych warunkach z kolei publiczność nie boi się reagować jawnie a przez to każdy jej gest i wszelka jej reakcja staje się obecnością w grze, ingerencją.

Sprawia to, że teatr posługujący się językiem polskim niezrozumiałym przez publiczność zagraniczną - staje się uniwersalny. Percepcja przez widza-współuczestnika tego, co się dzieje, odbywa się na miarę jego wyobraźni, na miarę jego własnych skojarzeń. W Meksyku, gdzie przed paroma laty wrocławski teatr grał "Księcia Niezłomnego" meksykańska publiczność kojarzyła sobie tytułową rolę z ostatnim królem Inków Atahualpą, zamęczonym przez konkwistadorów. W Paryżu, gdzie przed pięcioma laty Grotowski wystawiał "Akropolis" - wielu recenzentów potraktowało treść sztuki jako oratorium oświęcimskie.

- Każdy widz ma swój własny cykl, skojarzeń - zwierzał nam się wtedy kierownik wrocławskiego teatru - oczywiście zawsze się coś zyskuje, gdy się zna język, w którym wypowiadane są kwestie, ale gdy się go nie zna zastępuje go własna interpretacja, własne przywiązanie widza do skojarzeń.

Jest rzeczą bezsporną i dowiedzioną, że te poszukiwania promieniujące, z Wrocławia wywarły wielki wpływ na teatr współczesny. W wielu krajach: w USA, w Danii, we Francji, w Kanadzie, w Szwecji powstały teatry, wyrosłe na tle konsekwencji poszukiwań teatralnych Jerzego Grotowskiego. Świadomie nie używamy tu, słowa "naśladowanie" - gdyż zdaniem mistrza z Wrocławia- nie prowadzi ono do niczego, chyba że co najwyżej w ślepy zaułek, lub jest w złym, komercjalnym sensie tego słowa nadużywane przez kiepskich epigonów.

Do Wrocławia, jak do teatralnej Mekki ściągają adepci sztuki scenicznej z całego świata, pragnący posiąść tajemnice wrocławskiego mistrza. Sam Grotowski i jego teatr dostali ponowne zaproszenie do Stanów Zjednoczonych i do Australii.

W imię czego to wszystko? W imię starcia kurzu z wypłowiałych pluszowych foteli konwencjonalnego teatru ulegającego naporowi filmu i telewizji; w imię uczynienia z teatru narzędzia ogólnoludzkiej, prostej, lecz fundamentalnej ekspresji.

P.S. Pisząc "Grotowski" - operuję świadomym skrótem, pod którym kryje się ekipa wrocławskiego teatru-laboratorium, a w niej: Ludwik Flaszen, Ryszard Cieślak, Zbigniew Cynkutis i inni członkowie zespołu a także Jędrzej Sell jego kierownik administracyjny, impresario, organizator widowni. Wszyscy oni - ci wymienieni i pominięci - są współautorami sukcesów wrocławskiego teatru na zasadach tak jego formule, jak współuczestnictwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji