Artykuły

Bachanalia

Warlikowski ma swój bardzo charakterystyczny styl. Jego przedstawienia opierają się na kon-trastach, łączeniu obcych sobie estetycznie elementów, mieszaniu stylów. To stylistyczny bazar. Ale blisko stąd do katedry.

Ta kalejdoskopowość, ten estetyczny synkretyzm przemówił w "Bachantkach" z niesłychaną ostrością. Warlikowski interpretuje mit o Dionizosie jako opowieść o sprzecznościach, opozycjach, ekstremach, które w ostateczności okazują się sobie bliskie, płynnie przechodząc jedna w drugą. Ateistyczny Penteusz - uosabiający archetyp mężczyzny-wojownika, w ostateczności ginie jak bezbronne dziecko. Dionizos, wcielenie łagodności i miękkości, wprawiony w gniew popycha swoje wyznawczynie do największych okrucieństw. Wreszcie Bachantki - wierne żony kochające matki, które ogarnięte szałem bachicznym porzucają bez słowa swoje domy Warlikowski maksymalnie akcentuje te sprzeczności, zdawałoby się - nieprzekraczalnych, szczelnych granic.

Problem pojawia się w przełożeniach tych relacji na pewne wizualne znaki. Możemy się jedynie domyślać, że czerwona puchowa kurtka, w którą najpierw odziany jest Penteusz, a potem rozgniewany Dionizos, staje się symbolem pewnej gruboskórności, obojętności na rzeczywistość. Tyle że, bądźmy szczerzy - taka interpretacja graniczy ze śmiesznością, a reżyser żadnej innej nie podsuwa. Czy to śmieszność zamierzona, czy przypadkowa? Trudno powiedzieć. Wydaje się, że Krzysztof Warlikowski i Małgorzata Szczęśniak dali się tutaj ponieść "wizualnej fantazji".

Podobne wątpliwości budzi też zbudowany na scenie basen, w którym kąpie się Penteusz. Jaka jest jego rola w całej inscenizacji, trudno zgadnąć.

To estetyczne "rozpasanie", ostre, jaskrawe środki, stanowią kontrapunkt dla delikatnego, niemal hipnotyzującego rytmu przedstawienia. Bardzo subtelna muzyka Pawła Mykietyna podkreśla tę eteryczność. Podobnie aktorstwo: jest oszczędne, pełne skupienia. To wielki atut przedstawienia, w którym udało się uniknąć pomyłek obsadowych. Mamy tutaj świetne role Andrzeja Chyry (Dionizos) i Jacka Poniedziałka (Penteusz). Opozycja, którą tworzą te dwie postaci: delikatność i okrucieństwo, kobiecość i męskość, doskonale współgra z reżyserską interpretacją tekstu.

Spójna jest kompozycja poszczególnych scen, rozłożenie akcentów Można dostrzec wyraźną klamrę jaką tworzy pierwsza scena - objawienie się Dionizosa i finał, w którym uwolniona od bachicznego opętania Agawę rozpoznaje swoją zbrodnię. To bardzo mocne obrazy które w pamięci widza pozostają na długo. Łączy je stopniowe narastanie napięcia, podróż przez kolejne fazy dramatu Warlikowski bardzo głęboko wczytał się w Eurypidesa i tę wierność literze dramatu czuje się bardzo mocno.

Jedyną przeszkodą, jako się rzekło, jest nadmierny synkretyzm estetyczny. Scenografia, kostiumy, światło jak w wideoklipie, odwracają uwagę od najsubtelniejszych tonów przedstawienia. Tak jakby próbowano wzmocnić to, co samo w sobie nie potrzebuje wsparcia. Sprawne aktorstwo i głęboka intuicja interpretacji dramatu mówią same za siebie. Warstwa wizualna często pozostaje zupełnie obok.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji