Artykuły

Jana Klaty Klatajanie - recenzja z nieoglądanego spektaklu

Gdyby dyrektor ogrodu zoologicznego we Wrocławiu złożył niespodziewanie swój urząd i w związku z tym pojawiłaby się pilna potrzeba znalezienia jego następcy, sprawa byłaby arcyprosta. Jan Klata, twórca spektaklu "Kazimierz i Karolina"...

Tak dobry jest to spektakl. Tak dobry jest jak powyższa metafora, która sprawnie dowodzi, jak dobry jest. Jan Klata po raz kolejny udowadnia bowiem z jak nieprzejednaną łatwością czuje Polskę i Polaków. Tym razem nakrywa nas w galerii handlowej, gdzie robimy zakupy... oglądamy wystawy... czasem coś jemy... Lecz Jan Klata dobitnie stwierdza, że robimy tam coś jeszcze... Otóż Jan Klata uczy nas, że będąc w galerii handlowej, stajemy się tym bardziej Polakami, niż gdybyśmy byli poza jej ponurym obrębem. Gdyż zdaniem Jana Klata ojczyzną Polek i Polaków jest sklep...

Otóż klucz do zrozumienia tego bolesnego i druzgocącego nasze sumienia przedstawienia. Przedstawienia, które oparte jest na słynnym niegdyś, a dziś wracającym do łask dramacie Ódóna von Horvatha, opowiadającym o czasach wielkiego kryzysu lat 30., którego akcja rozgrywała się podczas bawarskiego święta piwa, zwanego Oktoberfestem.

Czy widzisz, Czytelniku, jak karkołomne, a jednocześnie ambitne zadanie postawił przed sobą Jan Klata? Jeżeli nie, to spójrz: słynny Oktoberfest Jan Klata zamienił na polską galerię handlową... Czyż gest Ten reżysera Tego nie jest wielce znaczący? Czyż gestem Tym Jan Klata nie wpisuje się w poczet największych współczesnych twórców teatralnych?

Tak. Gest Ten przetrwa, gest Ten przeżyje nawet samego Jana Klatę, który - ostatecznie rzecz biorąc - także jest człowiekiem, a człowiek jest istotą śmiertelną. Gest jest nieśmiertelny.

A jednak - ku zdziwieniu memu i mnie podobnych - akcja "Kazimierza i Karoliny" osnuta jest wokół historii miłosnej.

Ów cios w szczękę polską, ten nokaut Polaka i kopniak w zgrabny zadek Polki opowiada dzieje eksszofera Kazimierza (w Krakowie jest galeria handlowa "Kazimierz" - podnoszę ten lichy fakt, by zwrócić Państwa uwagę na subtelny, lecz niezwykle celny żart Jana Klaty) oraz urzędniczki Karoliny (Karolina to imię, które pojawia się w tytule omawianej tu sztuki). Takie usytuowanie pojedynku, jaki Jan Klata prowadzi mężnie z polskością, może szokować, ale nie może nie zachwycać. Albowiem Jan Klata już po raz drugi wpisuje się w poczet największych.

Lecz nie ostatni. Bynajmniej nie.

Gdyż oto Jan Klata po raz kolejny stąpa pośród gigantów, gdyż każe nam zszywać (fr. suture) mentalnie zaczerpnięte z massmediów klisze bałamutne. Widzimy, jak słynny swego czasu krzyż jest niesiony, jednak nie przez jego naturalnych wyznawców, lecz tzw. galerianki (nawiasem mówiąc przyszło mi do głowy, że przesłaniem przedstawienia Jana Klaty jest konstatacja, że Polacy to Galerianie), czyli młode dzieweczki, co wesoło podskakując, wnikają do mrocznych odmętów handlowych centrów, by tam przemienić się w śmiercionośne wampy, co przyjmują chętnie drogie wdzianka i inne cenne datki, w zamian za świadczone przez siebie usługi (wspaniała rola Dominiki Kojro - rewelacyjna rola Sylwii Broń). Jan Klata każe im dźwigać krzyż. Znaczące?

Dalej, idąc śladem tych eklektycznych korowodów, które - niczym najzręczniejszy czarodziej z czasów zarazy - Jan Klata wyczarowuje nam przed oczyma, ukazują się prawnicy i biznesmeni (doskonały Marian Czerski - znakomity Wiesław Cichy). Ta rzekomo elitarna część społeczeństwa okazuje się w istocie prymitywną kliką prostaków bądź też - sam nie wiem - prostacką kliką prymitywów, co rewelacyjnie oddaje Jan Klata, gdy rozkazuje swym bohaterom zrzucić eleganckie garnitury i przywdziać w ich miejsce odzież o zdecydowanie bardziej prowincjonalnej proweniencji.

Gdy potem każe im śpiewać kombatanckie pieśni z okresu wojennego. Gdy szydzi ze słynnej palmy w Warszawie. Gdy kpi z innych jeszcze rzeczy... To wszystko dowodzi, że Jan Klata - wzorem Adama w raju - nazywa rzeczy po imieniu.

Takie zderzenia, wyciąganie jednego z jednego kontekstu i wkładanie do drugiego kontekstu, a drugiego, wyjętego z drugiego kontekstu, wsadzanie do jednego kontekstu, są siłą, godnością i osobistą kulturą przedstawień Jana Klaty.

Doskonałym tej Jana Klaty strategii wyrazem jest finałowa scena bitwy, przewrotnie przez Jana Kla-tę nazwana "Polish Wars. Rekonstrukcja". Bitwa to "wszystkich przeciw wszystkich" (cytata za niektórym polskim politykiem), bitwa to totalna, bitwa to symboliczna, bitwa to polska.

Polska to wojna - mówi nam Jan Klata.

Teatr to Jan Klata - odpowiadamy my.

NIEOCZEKIWANA ZMIANA TONACJI

Pewien rzymski myśliciel z VI wieku, Klatajan Starszy, zwykł był ponoć mawiać - tak w każdym razie twierdził syn jego, Klatajan Młodszy - że mężczyźni są źli, a i kobiety niedobre są. Pod koniec wieku VII powstała sekta wyznawców Klatajana Starszego, która kazała się nazywać klatajanami. Klatajanie przyjęli myśli swego patrona jako boskie prawidła wszechświata i za cel swojej egzystencji obrali wdrażanie ich w życie. (Przyszło mi znowu do głowy, że może Polacy to nie Galerianie, ale jednak Klatajanie). Zaś wdrażanie w życie myśli Klatajana Starszego polegało u klatajan na tym, że wszystkie kobiety, które miały się za klatajanki, robiły wszystko, aby uważano je za niedobre, natomiast wszyscy mężczyźni, szczycący się mianem klatajan, robili wszystko, by zostać uznanym za kogoś złego. Dlaczego o tym piszę?

Dlatego o tym piszę, że Jan Klata w swoich przedstawieniach, zwłaszcza zaś w niniejszym przedstawieniu, przedstawieniu Kazimierz i Karolina, zbliża się do filozofii klatajan. Gdyż - jak oni - pokazuje, że ludzie są źli. Że ludzie są głupi.

Że ludzie są podli.

Że wszyscy Polacy to ludzie.

Zaczym, że Polacy są głupi - że są podli - że wszyscy są ludźmi.

Podobnie sądzili klatajanie.

POWRÓT DO TONACJI UPRZEDNIEJ

Nietzsche, Hegel, Kant, Heidegger, Husserl, Gadamer, Habernas, Schopenhauer, Schelling, Arystoteles.

Oni wszyscy zgodziliby się z pewnością, gdyby im powiedzieć, że jeśli ktoś mieszka w sklepie, to dla niego sklepieniem jest sklepu dach, a nie prawdziwe sklepienie.

Tako rzecze - wstrząsająco - Jan Klata. Polacy to mieszkańcy sklepu. Marni, głupi, podli... (ach...). Dla Polaków sklep wyznacza granice umysłowości, granice duszy... (ach... ach...).

Kurtyna opada.

Widzowie siedzą wbici w fotele. Przez moment - za sprawą Jana Klaty - byli poza sklepem. Przez moment niczym baron Münchhausen - ciągnąc się ręką za włosy, wydobywali swe sklepowe ciała i odnajdywali się wolnymi. Lecz to nie była ich ręka - zatem analogia do barona Münchhausen traci niniejszym swą legitymację - to była ręka Jana Klaty. Teraz jego palce się rozwierają, przecinają obojętne powietrze, rysują na szybie tajemne wzory - sklepianie spadają do swego sklepu.

Jan Klata po raz ostatni wpisuje się do grona największych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji