Artykuły

Bez bohaterów

Spektakl baletowy "Ziemia obiecana" Graya Veredona według Reymonta i Wajdy zainaugurował XV Łódzkie Spotkania Baletowe.

Veredon postanowił pokazać mechanizmy rządzące tak specyficznym miejscem, jakim była XIX-wieczna Łódź. Skupił się na ukazaniu dwóch społecznych kosmosów - bogactwa i nędzy, a z rozlicznych wątków wybrał drogę do kariery Karola Borowieckiego.

Dla pokazania przestrzeni w sensie urbanistycznym wprowadził do spektaklu element projekcji wideo, która nadała kontekst całej opowieści, a niektórym elementom niezbędny dystans. Czarno-białe, poklatkowe zdjęcia Jarosława Marszewskiego, oglądane na czterech zachodzących na siebie ekranach, nie były obrazkową "eksplikacją" kolejnych miejsc akcji, ale budowały metaforę olbrzymiego kieratu fabrycznego miasta. Szczególny efekt osiągało zdublowanie obrazu wideo na scenie, gdy tłum z ekranu przechodził w postaci tancerzy.

Veredon mówi o swoim spektaklu, iż jest on eklektyczny - tak samo jak Łódź sto lat temu. I rzeczywiście, tamta tandetność i powierzchowność znalazła swoje odbicie w wodewilowej choreografii i kolorowym zamieszaniu na scenie w rytm Suppgo. Kontrastem dla niej były sceny z robotnikami - szarą dosłownie i w przenośni masą kojarzącą się z filmem, JVfetropolis" Fritza Langa - powtarzającą mechanicznie te same gesty, wyregulowanych jak marionetki. To zresztą nie jedyne odwołanie do filmu - są jeszcze nawiązania do pomysłów Wajdy, muzyka Michaela Nymana, wreszcie projekcja, stanowiąca integralny element przedstawienia. Repetytywność i narastający, nakładający się rytm utworów Nymana tworzył właściwą ramę dla świata, którego podskórne napięcie wtłoczone było w ryzy zaprogramowanych, produktywnych ruchów.

I gdy sceny fabryczne miały swoją dynamikę, tak wszystkie "gry gabinetowo-salonowe" były zdecydowanie pozbawione dramatyzmu. Balet nie znosi konkretu i abstrakcji, natomiast jest najlepszym medium do pokazania emocji. Swoją opowieść o lodzermenschach zredukował Veredon do przedstawienia ich uczuć, charakterów i wzajemnych relacji. Maksa i Moryca zamienił w charaktery epizodyczne, natomiast głównym tematem opowieści uczynił drogę Borowieckiego do kariery. Taki wybór byłby uzasadniony, o ile odtwórcy głównych ról byliby w stanie unieść ciężar Reymontowskich bohaterów. Niestety, dynamika i złożoność ich osobowości nie znalazły odpowiedniego odbicia w kreacjach scenicznych. Zabrakło wyraźnego zróżnicowania choreograficznego postaci, a co gorsza, tancerze zapomnieli, że są w teatrze i powinni grać. Aktorstwo baletowe jest bardzo trudne - nadmierna gestykulacja, dosłowność gestu staje się nieznośna. Robią się z tego baletowe komunały - bo inaczej nie da się określić sposobu, w jaki Wiesław Dudek potraktował postać Borowieckiego, Monika Marzec Ankę, czy Malwina Poleszak Madę Muller. Również Edycie Wasłowskiej nie udało się wyjść poza sztampową "namiętność". Jedynie z gestów Krzysztofa Zawadzkiego w roli Podpalacza emanowało napięcie, wprowadzające niepokój i poczucie zagrożenia. Dostał też zasłużone największe brawa.

Najważniejszą postacią od początku do końca była jednak Łódź. Paradoksalnie - bladość i nijakość bohaterów okazała się kolejną prawdą o tamtym mieście, w którym nie liczył się człowiek, ale tłum.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji