Artykuły

Niewidomi w najnowszym spektaklu Teatru Śląskiego

W piątek 23 lutego o godz. 19 na Scenie w Galerii Katowickiej odbędzie się premiera spektaklu "Spójrz na mnie" w reżyserii Adama Ziajskiego, w którym udział bierze piątka niewidomych osób mieszkających w naszym województwie. Poznajcie ich historie - pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

W Polsce żyją prawie dwa miliony osób, które mają problemy ze wzrokiem. To bardzo duża grupa ludzi, którzy mogą czuć się wykluczeni z życia społecznego, choć i tak w ostatniej dekadzie sporo zmieniło się na lepsze dzięki nowym technologiom, które ułatwiają im codzienne funkcjonowanie. Niestety, nic nie zastąpi niewidomym i słabowidzącym kontaktu z drugim człowiekiem.

Jego brak sprawia, że czują się przerażająco samotni. I o tym właśnie, o samotności wśród tłumów będzie najnowszy spektakl Teatru Śląskiego w Katowicach w reżyserii Adama Ziajskiego "Spójrz na mnie", w którym udział bierze piątka niewidomych osób mieszkających w naszym województwie. Poznajcie ich historie.

Pierwsza podróż w pojedynkę

Ania (lat 58) w grudniu po raz pierwszy sama przyjechała z Bytomia do Katowic. Dwoma autobusami, z jedną przesiadką w centrum Bytomia. Mieszka w tym mieście już od 40 lat, ale nigdy nie wypuszczała się poza jego obręb bez pomocnika. Aż do teraz. - Bałam się, trochę byłam przerażona - przyznaje. Ale ciekawość była potężniejsza niż strach. Celem był Teatr Śląski i pierwsza próba spektaklu z udziałem i o niewidomych. Do udziału w nim namówił ją Polski Związek Niewidomych w Bytomiu, w którym działa od siedemnastu lat. Ania nagrywa tam książki dla ludzi, którzy nie mogą czytać. Jest też trenerem brajla.

Na spotkania koła PZN jeździ dwa razy w tygodniu. Sama, bo tę trasę ma opanowaną. - Tylko jak pada śnieg, proszę koleżankę o pomoc - wyjaśnia. On sprawia, że wszystko dookoła znika. Nie czuć nic, żadnego podłoża, więc jak tu samemu się poruszać.

Problemy ze wzrokiem Ania miała od urodzenia. - Miałam zeza. Dodatkowo lekarze stwierdzili, że mam słabe nerwy wzrokowe i kataraktę - tłumaczy. Jako dziecko wpadła do rzeki, topiła się. To był wypadek. Od tej pory jest niewidoma. Miała wtedy 5 lat. Niewiele obrazów "ze świata" pamięta. - Wydaje mi się, że wiem, jak wygląda kolor zielony, drzewa... Choć pewna nie jestem - mówi.

Do Bytomia przyjechała za pracą, kiedy miała 18 lat. Funkcjonowała tu spółdzielnia, która zatrudniała niewidomych, ale zlikwidowano ją w 2001 roku. - Ponad dwadzieścia lat pracowałam "na szczotkach", czyli robiłam szczotki, zamiatacze do odkurzaczy itp. Miałam taki zawód, choć nie chciałam się go uczyć. Jednak innych opcji dla niewidomych wtedy nie było. Prowadziłam też bibliotekę dla ociemniałych - dodaje. Obecnie nie pracuje. Pobiera rentę rodzinną po ojcu. Niewielką, ale i tak większą niż renta inwalidzka dla niewidomych.

Komputer, który mówi

Zanik nerwów wzrokowych i brak ukrwienia dna oczu. Taką diagnozę usłyszeli rodzice Mikołaja (lat 36), gdy pojawił się na świecie. Szok. - Wszyscy wokół mnie widzieli, tylko ja nie. Nie mogłem się z tym pogodzić. Zazdrościłem braciom, że byli samodzielni. Mną zawsze opiekowała się mama. Niewiele miałem obowiązków domowych, prowadziłem siedzący tryb życia. Pierwszą samodzielną podróż w odwiedziny do kolegi odbyłem dopiero jak miałem 22 lata - opowiada. Kiedyś należał do klubu sportowego w Chorzowie. Ćwiczyłem grę w kręgle klasyczne dla niewidomych. - Przestałem, ponieważ miałem coraz słabsze wyniki. Teraz jeśli w coś gram, to tylko w szachy - mówi.

Do dziś mieszka z mamą, choć myśli o wyprowadzce. Razem oswajają się z tą myślą i powoli planują, jak to będzie.

- Mama uczy mnie teraz być uważnym i konsekwentnym, bo zdarza mi się ciągle tu coś wylać, tam coś zostawić i o tym zapomnieć - dodaje Mikołaj. Jest przekonany, że sobie poradzi. Pracę ma - pracuje zdalnie, z domu jako teleankieter.

Jest tego sporo. Dostaje od firmy, w której pracuje, bazę numerów telefonów do ludzi, którym potem zadaje pytania na temat poziomu ich satysfakcji z zakupów. - Mój rekord to było 80 telefonów wykonanych w ciągu dwóch tygodni - chwali się.

Kiedy nie pracuje, lubi słuchać programów i filmów w telewizji. Czasem jedzie w odwiedziny do kolegów. Na szczęście przejazdy komunikacją miejską ma darmowe. To jedno z nielicznych udogodnień dla osób z dysfunkcją wzroku, które proponuje państwo. No i jest jeszcze technologia, która ułatwia codzienność. - Mamy komputery z oprogramowaniem odczytu ekranu. On nam mówi, co jest wyświetlane na ekranie. Dzięki temu możemy z niego korzystać, poruszać się po internecie, pracować - tłumaczy Mikołaj. Specjalny czytnik powie im, jakiego koloru są przedmioty dookoła, brzęczek - kiedy przestać lać wodę do szklanki. Zegarki komunikują, która jest godzina. Smartfony - kto właśnie do nich dzwoni. Są też "mówiące" glukometry i ciśnieniomierze dla chorych na cukrzycę.

Zaczynać wszystko od nowa

Alina (lat 66) sama wychowała trójkę dzieci. Z jednym okiem. Drugie wybił jej brat, jak byli dziećmi. Niechcący. Podczas zabawy. Przestała na nie widzieć. Wzrok w tym drugim oku straciła dwadzieścia lat temu. Diagnoza - całkowite odwarstwienie siatkówki. I nieudana, zbyt późna operacja, po której cały świat widziała na różowo. Potem jednak zniknął. Załamała się. Dostała depresji. Schudła. Odcięła się od ludzi.

Trzy lata siedziała zamknięta wśród czterech ścian. Wstydziła się swojej wady i bała tego, co na zewnątrz. Postanowiła jednak zawalczyć o życie na własnych zasadach. Przestała się nad sobą użalać. Wszystkich codziennych czynności uczyła się od nowa. Opanowała komputer, podjęła zdalną pracę. Wyszła do ludzi. Mimo to czuje się - podobnie jak pozostali moi rozmówcy - wykluczona z życia społecznego. - Przez te pierwsze trzy najgorsze lata nikt się nawet do mnie nie odezwał. Teraz mam jedną dobrą znajomą sąsiadkę. Ludzie nie chcą nawiązywać kontaktów z niewidomymi. Myślą, że będą musieli nam pomagać - dodaje Alina. Owszem, pomoc się przydaje, ale tylko w niektórych sytuacjach. Na przykład po to, aby pokazać niewidomemu drogę, dajmy na to do lekarza. Żeby do niego trafić, trzeba się wpierw nauczyć trasy.

Potem Alina uczy tej drogi Korę - dziesięcioletniego owczarka, który pomaga Alinie poruszać się po tym świecie. - Ale to nie jest tak, że on prowadzi mnie. To ja prowadzę jego. On mnie tylko wspiera - wyjaśnia.

Alinę uwiera też fakt, że na przykład w takiej wielkiej galerii handlowej nie ma nikogo, kto mógłby niewidomym pomóc odnaleźć właściwy sklep. - Jak my mamy w takim gąszczu trafić bezbłędnie na przykład do sklepu z butami? Gdyby była tam taka osoba, czulibyśmy się znacznie lepiej - podsumowuje. Choć i tak jest już ciut lepiej niż kiedyś. Na przykład chwali się, że wreszcie na przystankach jest system dynamicznej komunikacji miejskiej, który ułatwia podróżowanie.

Wy się nas po prostu boicie

Jeszcze jako nastolatek jeździł na rowerze. Bardzo to lubił. Niestety, wada wzroku u Grzegorza (lat 33) z roku na rok się pogarszała. Barwnikowe zwyrodnienie siatkówki. Kiedy ukończył 20 lat, przestał widzieć. - Nigdy nie widziałem dobrze, ale teraz tylko dostrzegam światło. Kiedyś i jego nie będę widział. Nastąpi ciemność - wyjaśnia. Ze sportów pozostało mu bieganie. Na bieżni, w swoim mieszkaniu.

Pracuje jako analityk internetowy, podobnie jak Mikołaj, też zdalnie. Ma nienormowany czas pracy. - Analizuję wszystko, co jest w internecie, potem piszę raporty i wysyłam je do pracodawcy - mówi Grzegorz. Jest aktywny zawodowo już od dziesięciu lat. Wcześniej był operatorem wprowadzania danych na przykład notowań giełdowych. - Było ciężko. Po sześciu godzinach nie wiedziałem, jak się nazywam - wspomina. Jak się więc nadarzyła okazja, to pracę zmienił. - Osoba niewidoma nie może jednak sobie pozwolić na przebieranie w ofertach. Pracodawcy mają w stosunku do nas mnóstwo uprzedzeń - dodaje. Z zawodu jest technikiem operatorem maszyn skrawalniczych. W jednej z firm, mimo że pokazał wszystkie uprawnienia na tokarki i miał praktykę, to nie został przyjęty, kiedy poinformował szefa o tym, że nie widzi.

Mieszka sam. Uwielbia, prócz biegania na bieżni, książki i muzykę elektroniczną. Postanowił wziąć udział w tym spektaklu, ponieważ chce pokazać innym ludziom, że niewidomi są tacy sami.

Mają podobne problemy. Wcale nie mają tylu udogodnień, jak to się wydaje. I nie chcą już dłużej żyć w zamknięciu. - Inni boją się niewidomych. Jest tak w realu i w internecie. Jak wymieniam z nieznajomą osobą, dziewczyną maile przez internet, to jest świetnie, ale tylko do czasu. Dopóki nie napiszę jej o tym, że nie widzę. Wtedy kontakt się urywa. Myślę, że głównie ze strachu, bo taka dziewczyna nie wie, jak zareagować. Nikt jej tego nie nauczył. Z kolei na ulicy, jeśli ktoś się orientuje, że nie widzę, to zaczyna na przykład głośno do mnie mówić, wręcz krzyczeć. Nie wiem po co. Przecież ja nie jestem głuchy. Jeszcze inni traktują mnie czasem jak dziecko. Denerwuje mnie to i dołuje - mówi Grzesiek z zawodem w głosie.

Zakochać się ze wzajemnością

Nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu. Ciągle by coś robił, z kimś rozmawiał. Albo nagrywał dźwięki, które wydaje z siebie świat. Zobaczyć go nie może, więc rejestruje, bo Mietek (lat 24) urodził się z retinopatią wcześniaczą, to znaczy nie widzi od początku swojego życia, które rozpoczął w inkubatorze. W ogóle lubi muzykę, gra na skrzypcach od kilkunastu lat. Kiedy jest ciepło, wychodzi pograć ludziom. Staje na przykład pod Agorą w Bytomiu czy Supersamem w Katowicach i gra. Klasykę, rocka, standardy. Ze słuchu. Czasem jakaś moneta od przechodnia wpadnie do puszki. Zdarzy się jednak, że Mietek nie dostanie tych pieniędzy. - Już trzy razy mnie okradli - żali się. A z tych pieniędzy, i jeszcze z renty, przecież się utrzymuje.

Obecnie szuka pracy. I dziewczyny. Lubi starsze od siebie i takie bardziej przy kości. Próbował się umawiać na randki, ale spotykał się jak dotąd z odtrąceniem z ich strony - ze względu na wadę wzroku oczywiście.

- Większość kobiet jest dziś wyrachowana. Patrzą na wygląd faceta, jego zarobki, status... A nie na to, jaki jest. To jest przerażające - wylicza. Liczy, że udział w spektaklu pomoże mu nawiązać nowe znajomości i że ludzie, zwłaszcza płeć piękna, nie będą go już od siebie odtrącać. A może w Polskim Związku Niewidomych nawiązałby nową znajomość? - A skąd! - obrusza się. - Tam są sami emeryci - mówi, ujawniając kolejny problem - że PZN nie jest dla młodych.

Mietek nie lubi, kiedy znajdzie się na otwartej przestrzeni. Wtedy nie ma się czego uchwycić. Z drugiej strony - nie jest dobrze, kiedy na przykład na środku chodnika wyrasta ni stąd, ni zowąd słup, ławka czy klomb. Niewidomym nie podoba się też, że likwiduje się chodniki. Skąd teraz mają wiedzieć, kiedy zaczyna się ulica? W takich przypadkach pomagać powinny im specjalne wybrzuszenia na krawędzi jezdni, ale strasznie trudno wyczuć je laską. - Czy ludziom się wydaje, że my nie wychodzimy z domów? Jeśli tak, to są w błędzie! - mówią zgodnie.

Premiera spektaklu "Spójrz na mnie" odbędzie się w piątek 23 lutego o godz. 19 na Scenie w Galerii Katowickiej. Biletów brak, ale są miejsca na kolejne przedstawienia - 24 i 25 lutego o godz. 17.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji