Artykuły

Maria Seweryn i Rafał Mohr o prawie do wolności, transwestytach i spektaklu "Casa Valentina"

- Pierwszy raz biorę udział w spektaklu, przy którym panowie malują się dłużej, od nas, aktorek! To bardzo zabawne, ale sama historia jest, mam nadzieję, poruszająca - mówi Maria Seweryn, przed premierą spektaklu "Casa Valentina" w Och-Teatrze.

Sztuka Harveya Fiersteina opowiada o pensjonacie, w którym spotykają się transwestyci. W małym hotelu prowadzonym przez Ritę i George'a wszyscy czują się bezpiecznie i swobodnie. Rzecz rozgrywa się na początku lat 60. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych.

Przedstawienie reżyseruje Maciej Kowalewski, a w rolach głównych występują Maria Seweryn i Rafał Mohr. Premiera w piątek 16 lutego.

Dorota Wyżyńska: Próbowałam policzyć, który to wasz wspólny spektakl. Wyszło, że już dziesiąty! Niezły wynik. Graliście razem m.in. w "Norway. Today" i "Metodzie" w reżyserii Piotra Łazarkiewicza, w spektaklu Przemysława Wojcieszka "Darkroom", a zaraz po szkole w odważnym i skandalizującym "Shopping and Fucking". Wreszcie w "Miss HIV" i "Bombie" Macieja Kowalewskiego. Bratnia dusza przydaje się na scenie? Czy po tylu latach wspólnego grania można się jeszcze zaskoczyć?

Maria Seweryn: Można! Właśnie dlatego, że się tak dobrze znamy. Spotykaliśmy się z Rafałem na scenie wiele razy, ale pierwszy raz gramy małżeństwo. Małżeństwo w kryzysie. Fakt, że się znamy tak dobrze, pomaga, pewnych rzeczy nie musimy grać, one są.

Rafał Mohr: Razem studiowaliśmy, a zaraz po szkole spotkaliśmy się na scenie w "Shopping and Fucking". Tego typu doświadczenia zbliżają i dają wspólny punkt odniesienia. Niewątpliwym plusem naszych wielu spotkań w teatrze jest pewnego rodzaju bezpieczeństwo, ale też to, że na próbach często porozumiewamy się na skróty. Nie musimy do końca wszystkiego nazywać. Czasem wystarczy hasło, odpowiednie słowo.

Maciej Kowalewski nigdy nie dawał wam łatwych zadań aktorskich. Kiedy zaczęłam czytać sztukę "Casa Valentina", przypomniałam sobie jego "Miss HIV". Te dwa teksty - jeden o pensjonacie dla transwestytów, a drugi o wyborach Miss HIV - łączy to, że oparte są na prawdziwych zdarzeniach, choć, wydawałoby się, nierealnych.

M.S.: Maciek Kowalewski jest ważną osobą na mojej drodze aktorskiej i dlatego tak ucieszyłam się na udział w jego nowym spektaklu. "Miss HIV", której premiera odbyła się w klubie w Le Madame, a potem "Bomba", którą graliśmy w klubie M25 na Pradze - kontekst alternatywny tych produkcji to doświadczenia, które są dla mnie punktami odniesienia, które mnie ukształtowały.

Maciek nie proponuje "letnich" tematów. Rzeczywiście tu historia jest oparta na faktach z lat 50. Opowiada o małżeństwie prowadzącym pensjonat, do którego mogli przyjeżdżać transwestyci i pobyć tam swobodnie i bezpiecznie jako kobiety, gdzie panowała atmosfera przyjaźni, akceptacji, ciepła. Miejsce idealne i piękne.

R.M.: Jest to opowieść nie tylko o transwestytach, ale też o skomplikowanej relacji małżeńskiej, o kompromisie w związku. Rzecz o wolności, o prawie do wolności, o prawie do bycia sobą. Pytanie: gdzie jest granica naszej wolności? I w którym momencie ją przekraczamy? Czy walcząc o prawo do wolności, nie robimy tego kosztem drugiej osoby? Tu na pewno bardziej poszkodowana jest Rita.

Rita to - jak przedstawia ją autor w didaskaliach - "typ matki karmicielki".

M.S.: Rita mówi takie zdanie w sztuce: "Czy wiecie, co powoduje, że kobieta nie może się oprzeć mężczyźnie? To, iż wydaje jej się, że jest jedyną na świecie, która go rozumie". To chyba zdanie klucz, bo przecież Rita jest żoną transwestyty. Pokochała jego męską stronę i zaakceptowała tę kobiecą. Jest przy tym zawodową perukarką, więc uczestniczy czynnie w tworzeniu kobiecej osobowości swojego męża i gości pensjonatu. Jest ich przyjaciółką. W ich oczach jest idealną żoną.

To jedna z tych kobiet, które z miłości do mężczyzny robią ustępstwa, rezygnują z części siebie, swoich marzeń i potrzeb. Żyją po to, żeby ich mężczyzna mógł istnieć, jego ambicje, marzenia. Są przekonane, że bez nich on nie dałby sobie rady, i to daje im poczucie sensu. W dobie feminizmu, niezależności, to trudny temat. W sztuce Rita zaczyna rozumieć i walczyć o swojego męża. Paradoksem jest, że musi stoczyć walkę z jego kobiecą stroną

A George? To z kolei - jak czytamy - "typ agent ubezpieczeniowy, mąż Rity, 10 lat młodszy od żony; w damskim wcieleniu pewny siebie i czarujący...".

R.M.: On spełnia się jako Valentina. I jest szczęśliwy, że jego żona go akceptuje takim, jakim jest.

George'a poznajemy jako człowieka w garniturze. A jednocześnie mówi, że "dusi się w garniturach". Muszę przyznać, że mam problem z wypowiedzeniem tej kwestii, bo prywatnie uwielbiam garnitury. Lubię ubiór formalny, krawaty. Oczywiście na próby przychodzę w luźnym stroju...

...i w szpilkach. Próbujecie w butach na obcasach?

R.M.: Przychodzimy na próby w butach na obcasach, żeby się do nich przyzwyczaić, żeby je rozchodzić. Na obcasach nieco inaczej się gra. Mieliśmy już też pierwsze przymiarki kostiumów. Będzie w spektaklu bardzo ładna scena przeistaczania się mężczyzny w kobietę, oparta na układzie choreograficznym. Myślę, że publiczność z dalszych rzędów, jak nas - męskich bohaterów - zobaczy, to pomyśli, że grają te role całkiem niezłe babeczki.

To nie pierwsze twoje doświadczenie w noszeniu damskich ciuchów na scenie.

R.M.: No tak, ale w "Miss HIV" sytuacja była nieco inna. Grałem aktora, który na zamówienie prowadzi galę w stroju kobiecym. Odgrywa tę rolę, jest postacią mocno przerysowaną. Tu mamy do czynienia z osobami, które lubią się przebierać w kobiecie ciuchy, czują się w nich dobrze, swobodnie.

M.S.: Mężczyzna w sukience wzbudza zdziwienie i sensację. A oni mówią, że ich największym marzeniem jest przejść się po ulicy niezauważonym. Oczywiście Witold Dębicki, Piotr Machalica, Czarek Żak, Mirek Kropielnicki, Piotr Borowski, Maciej Kosmala w sukienkach według projektu Doroty Roqueplo to jest - jak się domyślasz - killer - jak ja to mówię. Przymiarki kostiumów będą niezapomnianymi dla mnie chwilami. Pierwszy raz biorę udział w produkcji, gdzie panowie malują się dłużej od nas, aktorek! To bardzo zabawne, ale sama historia jest - mam nadzieję - poruszająca. Bo jak mówi Bessie Czarka Żaka: "to cienka linia pomiędzy egzaltacją a strachem".

R. M.: To spektakl o potrzebie wolności, o marzeniach, o swobodzie wypowiedzi, o związkach, o zrozumieniu dla inności. Myślę, że w obecnych czasach taka lekcja tolerancji bardzo nam wszystkim się przyda. Bo tylko pozornie jesteśmy skłonni zgodzić się na to, co nas zdumiewa, irytuje i zabiera nam wewnętrzny spokój. Tak naprawdę wciąż bliskie są nam schematy i stereotypy, które wpajano nam od zawsze.

***

Casa Valentina w Och-Teatrze

"Casa Valentina" Harveya Fiersteina, przekład: Kamila Jansen, reżyseria i opracowanie muzyczne: Maciej Kowalewski, kostiumy: Dorota Roqueplo, scenografia: Arkadiusz Kośmider, choreografia i ruch sceniczny: Krzysztof Adamski, charakteryzacja: Ewa Kowalewska, producent wykonawczy i asystent reżysera: Alicja Przerazińska.

Występują: Joanna Gleń, Maria Seweryn, Piotr Borowski, Witold Dębicki, Maciej Kosmala, Mirosław Kropielnicki, Piotr Machalica, Rafał Mohr, Cezary Żak.

Premiera: 16 lutego o godz. 19.30 w Och-Teatrze (ul. Grójecka 65), następne spektakle: 18-21 lutego. Bilety: 75-125 zł.

***

Na zdjęciu: "Casa Valentina"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji